Gdy kilkanaście lat temu mieszkańcy wiejskiej parafii na południu Polski namówili proboszcza do zbudowania na cmentarzu kolumbarium, w którym umieszczane miały być urny z doczesnymi szczątkami zmarłych, w okolicznych miejscowościach zapanowało niemałe zdziwienie – po co? Urny na cmentarzach były wtedy rzadkością. W 2011 r. jedna z gazet, powołując się na nieoficjalne dane, pisała, że tylko co dziesiąty pogrzeb w naszym kraju odbywa się poprzez kremację. Niespełna cztery lata temu serwis money.pl twierdził, że „Polak nie chce się w proch obrócić. Ale będzie musiał. Czeka nas pogrzebowa rewolucja”. Już z pierwszego zdania można się było dowiedzieć, że „ledwie co trzeci Polak jest poddawany kremacji po śmierci” i że to jeden z niższych wyników w Europie. Ten sam artykuł zapowiadał, że upowszechnienie kremacji będzie konieczne, ponieważ ubywa miejsc na cmentarzach, a zakładanie nowych nekropolii wiąże się nie tylko z dużymi kosztami, ale też wywołuje protesty okolicznych mieszkańców. Poza tym jeden z cytowanych ekspertów zwrócił uwagę, że „Jesteśmy coraz bardziej nafaszerowani chemią”, a to powoduje znaczne wydłużenie procesu rozkładu ciała w grobie.
Forma coraz bardziej popularna
W połowie października 2024 r. Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, na antenie jednego z telewizyjnych kanałów informacyjnych powiedział, że w skali kraju ponad połowę pochówków poprzedza kremacja. Rok temu Radio Poznań informowało, że według dostępnych wówczas danych w stolicy Wielkopolski 56 proc. pogrzebów odbywało się z urną. Monika Nowotna z Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta Poznania wyjaśniała, że zmiany zaczęły się w trakcie pandemii. „Przekroczyliśmy próg 50 procent już w czasach covidu i utrzymujemy ten trend – stwierdziła, dodając: – Trwało to dziesiątki lat, ale rzeczywiście przekonaliśmy się do tego sposobu pochówków i jest to forma coraz bardziej popularna”.
Z medialnych doniesień, powołujących się na badania sondażowe, wynika, że już w roku 2011 ponad połowa ankietowanych akceptowała spalenie ciała jako formę pogrzebu. Przeważali wśród nich młodzi, wykształceni mieszkańcy dużych miast. Jest jednak różnica między akceptacją a własnym wyborem formy pochówku. Ten drugi zbadała w zeszłym roku dla portalu goniec.pl pracownia SW Research. Z jej ustaleń wynika, że 49,3 proc. badanych ogółem chciałoby zostać skremowanym. Jedynie 24,6 proc. życzyło sobie pochówku w trumnie. Duży odsetek stanowili niezdecydowani (26,1 proc.).
Badania przyniosły też zaskoczenie, ponieważ wynika z nich, że najbardziej przychylni kremacji są najstarsi Polacy, a nie, jak można by przypuszczać, młodsze pokolenia. W grupie do 24 lat opcję taką wskazało 48,8 proc., w grupie 25–34 lat było to 45,7 proc. ankietowanych, w grupie 35–49 lat – 47,5 proc., a w grupie powyżej 50 lat aż 51,9 proc. „Jednocześnie w każdym z przedziałów tradycyjny pochówek przegrywa z kremacją” – podkreślili analitycy. Zwrócili też uwagę, że w świetle ich ankiet choć tradycyjny pogrzeb z trumną wciąż zamierzają mieć przede wszystkim mieszkańcy wsi (30,3 proc.), to jednak nawet wśród nich więcej osób w kontekście swojej śmierci myśli o kremacji (41,9 proc.). „Ogólnie, im większe miasto, tym skłonność do wskazania kremacji rośnie” – skonkludowali badacze. W nieoficjalnych wypowiedziach osób związanych z branżą pogrzebową można usłyszeć o polskich miastach, w których już 60–70 proc. pogrzebów odbywa się w drodze spopielenia ciała osoby zmarłej.
Muzyk zanurzony w formalinie
Dziś mało kto pamięta spore emocje, jakie wywołał odczytywany w kościołach w całej Polsce 13 listopada 2011 r. „List pasterski Episkopatu Polski o szacunku dla ciała zmarłego i obrzędach pogrzebu (w przypadku kremacji)”. Znany muzyk i wokalista napisał nawet w mediach społecznościowych, że „w związku z planowanym przez Episkopat zakazem pochówku i mszy żałobnej nad ciałem skremowanym (urna)” rozważa „przekazanie Episkopatowi swoich zwłok zanurzonych w formalinie, w pozycji pionowej, w przezroczystym akwarium, nago”.
„Tak gorące emocje wywołał zakaz… którego nie ma” – wyjaśniał wówczas portal wp.pl. Ks. Józef Kloch, ówczesny rzecznik polskiego Episkopatu, tłumaczył, że „Między bajki należy włożyć wszelkie doniesienia mediów o «rewolucji w pogrzebie» oraz o zakazie odprawiania obrzędów pogrzebu przy urnie z prochami ludzkimi”. Przekonywał, że biskupi „chcieli ujednolicić kolejność odprawiania odpowiednich obrzędów”. Istotnie, w liście wyraźnie napisano, że obrzędy pogrzebowe z Mszą Świętą i z ostatnim pożegnaniem włącznie, w których uczestniczy rodzina, wspólnota parafialna, przyjaciele i znajomi, powinny być celebrowane przed kremacją ciała ludzkiego.
Jednak kilka zdań później w tym samym dokumencie można przeczytać, że „Jeśli jednak przemawiają za tym szczególne racje duszpasterskie lub powody natury praktycznej, obrzędy pogrzebowe, podane w księdze liturgicznej, można sprawować nad samą urną”. Jako przykłady takich sytuacji biskupi wskazali śmierć daleko od miejsca zamieszkania lub udział w ceremonii osób z daleka, którym „trudno być na dwóch częściach pogrzebu”. Nie napisali, że tylko do takich przypadków należy ograniczyć odprawianie pogrzebu wyłącznie z urną.
Urna w aucie przed kościołem
Paradoksalnie można powiedzieć, że wspomniany list biskupów z roku 2011 sankcjonował trwającą już od jakiegoś czasu praktykę duszpasterską. Księża w naszej ojczyźnie szybko zdali sobie sprawę, że dzielenie pogrzebów na dwie odbywające się w różnych terminach części stanowi poważny kłopot nie tylko dla bliskich, krewnych i znajomych osób zmarłych. Okazywało się to kłopotliwe również dla części duchownych, np. tych, którzy uczyli w szkołach i musieli się dostosowywać do planów lekcji. Zgadzali się więc na pogrzeby z Mszą św. już po spopieleniu ciała zmarłej lub zmarłego.
Chociaż nie wszędzie. W portalu wiara.pl wciąż można przeczytać zamieszczoną w roku 2012 relację internauty, opisującą pogrzeb w środkowej Polsce. Mimo że zarówno zmarły, jak i żałobnicy pochodzili z odległej miejscowości, urna z prochami nie została wpuszczona do kościoła i w czasie Mszy św. znajdowała się w samochodzie zaparkowanym przed świątynią. Dzisiaj taka sytuacja w Polsce jest trudna do wyobrażenia. Co więcej, jak podawała rok temu Katolicka Agencja Informacyjna, polscy biskupi pracują nad umożliwieniem odprawienia pierwszej stacji pogrzebu w domu także nad urną.
Niekoniecznie z tych samych elementów
Upowszechnienie pochówków z kremacją niesie problemy nie tylko dotyczące dopasowania tekstów liturgicznych (np. mówienia o doczesnych szczątkach zamiast o ciele). Jak zauważyła Aneta Krupka, teolożka z Uniwersytetu Szczecińskiego, w analizie opublikowanej przez KAI dwa lata temu, m.in. pojawiają się wątpliwości, czy praktyka kremacji nie jest wyrazem zaniku wiary w zmartwychwstanie. Rodzą się też pytania, czy kremacja nie jest wyrazem materializmu, czyli przekonaniem o ograniczeniu naszego życia do doczesnego wymiaru. Do tych dwóch kwestii można dodać jeszcze jedną, na którą rzadko zwraca się uwagę. Jak powszechność kremacji wpływa na podejście wierzących do ludzkiego ciała? Czy pośrednio nie zmniejsza w świadomości katolików szacunku i czci do niego?
W grudniu ubiegłego roku Dykasteria Nauki Wiary odpowiedziała na pytania, które w sprawie przechowywania prochów zmarłych zadał jej kard. Matteo Zuppi. Nie tylko stwierdziła, że „możliwe jest zorganizowanie świętego miejsca, określonego i stałego, do gromadzenia w sposób zbiorowy oraz przechowywania prochów ochrzczonych zmarłych, określając dla każdego z nich dane osobowe, aby nie dopuścić do zakłócenia imiennej pamięci”. Oświadczyła też, że władza kościelna może rozważyć i ocenić prośbę rodziny o należyte przechowanie minimalnej części prochów ich krewnego w miejscu znaczącym dla jego historii.
W odpowiedzi podpisanej przez prefekta Dykasterii kard. Victora Fernándeza i zatwierdzonej przez papieża 9 grudnia 2023 r. znalazły się niebagatelne sformułowania dotyczące fundamentalnej dla chrześcijan wiary w zmartwychwstanie. Tekst stwierdza, że nasze zmartwychwstałe ciało „niekoniecznie będzie składać się z tych samych elementów, które miało przed śmiercią. Zmartwychwstanie może mieć miejsce nawet wtedy, gdy ciało zostało całkowicie zniszczone lub rozproszone”. Zdaniem dykasterii pomaga nam to zrozumieć, dlaczego na wielu cmentarzach prochy zmarłych są przechowywane razem, bez umieszczania ich w oddzielnych miejscach. Czy tak jednoznaczne postawienie sprawy wpłynie na to, w jaki sposób katolicy będą patrzeć na swoje ciała tu, na ziemi? Czas pokaże.