W ielodniowe zmagania z milionami litrów wody, która w gwałtownych deszczach spadła na ziemię. W jednych miejscowościach tysiące ludzi zaangażowanych w starania, aby rzeki nie zalały ich miejscowości, w umacnianie wałów i innej infrastruktury, mającej chronić ich życie, zdrowie i dobytek przed powodzią. W innych bezradność i bezsilność wobec potęgi wody, niszczącej wszystko tam, gdzie zdołała dotrzeć, burzącej domy i mosty, porywającej samochody i niosącej całe drzewa. A dosłownie chwilę później z dotkniętych przez „wielką wodę” miejsc, w których żyją ludzie, dramatyczne wołanie o… wodę, potrzebną przede wszystkim do picia, ale nie tylko.
Korzenie wszechświata?
Jakby tego było mało, zaledwie kilka dni przed powodzią media pełne były doniesień o rekordowo niskich poziomach rzek i o suszy. O braku wody niezbędnej do życia. Wody, bez której nie tylko ludzie umierają z pragnienia, ale również cała przyroda wokół. Wody, bez której nie ma plonów, nie ma żywności, a więc grozi głód. Wody, której brak w wielu miejscach na świecie zmusza ludzi do masowej emigracji i szukania nowego miejsca do życia.
Tyle problemów i tyle sprzeczności. A przecież woda to tylko jeden z żywiołów, towarzyszących od tysiącleci człowiekowi na planecie, na której mieszka i którą uważa za swoją. Są jeszcze inne – ziemia, powietrze i ogień. Kiedyś ludzie uważali, że to z nich składa się każdy element świata i każda istota żywa. Tak uważał m.in. Empedokles, filozof i poeta żyjący pięćset lat przed Chrystusem. Nazywał je „korzeniami wszechświata” i był przekonany, że powstawanie i znikanie bytów powodują miłość (przyjaźń, przyciąganie) i nienawiść (niezgoda, odpychanie), które mieszają te cztery elementy.
Siła bez świadomości
Dzisiaj terminem „żywioł” określamy potężne lub groźne zjawiska naturalne, gwałtowne zjawiska niezależne od naszej woli. Ale to nie wszystko. „Żywioł” to dziś dla ludzi siła, którą nie kieruje świadomość, a ujmując rzecz precyzyjniej, to nieuchwytna i pozbawiona świadomości siła, mająca wpływ na bieg wydarzeń lub charakter czegoś. Dokładnie tak, jak woda podczas niedawnej powodzi na południu Polski.
Jedna z uproszczonych słownikowych definicji mówi, że „żywioł” to niebezpieczna dla człowieka siła natury. Ale czy zawsze niebezpieczna? Szemrzący górski strumyk, niosący krystalicznie czystą wodę, na co dzień nie budzi grozy. Wręcz przeciwnie, jest czymś pożądanym przez ludzi, którzy traktują go nie tylko jako źródło niezbędnej do egzystencji cieczy, ale znajdują przyjemność w przyglądaniu się jego skaczącym po kamieniach falom. Tak samo zresztą, jak zachwycają się lekko spienionymi grzebieniami fal na morzu lub oceanie. I nie zastanawiają się, że niewiele czasu potrzeba, aby w tym samym miejscu szalały ogromne sztormowe fale, sięgające kilku metrów i zdolne zatopić niejedną łódź lub statek.
Potrzebne do egzystencji
Podobnie patrząc w płomienie, wesoło migające w ognisku albo w kominku, nie myślą o tym, że są one w stanie w kilka godzin całkowicie zniszczyć wielką, piękną kamienicę w centrum miasta albo zamienić w popiół hektary lasu. Wystawiając twarz na łagodny wietrzyk, nie kojarzą go od razu z huraganem, cyklonem albo trąbą powietrzną. A chodząc codziennie po ziemi lub uprawiając ją, ludzie raczej nie koncentrują się na tym, że może się ona nagle zatrząść, dewastując całe miasta, albo spowodować osuwisko, w którym zginą dziesiątki, a nawet setki osób. Nie skupiają się na tym również wtedy, gdy przyszło im mieszkać np. w pobliżu kopalni, gdzie domy postawione kiedyś na górce, dziś są w głębokiej niecce z powodu zapadlisk.
Wszystkie cztery żywioły są częścią naszego codziennego życia. Potrzebujemy ich jako niezbędnych do naszej egzystencji. Potrzebujemy wody w tak wielu sytuacjach. Nie zdajemy sobie sprawy, że nie wszyscy są w tak komfortowej sytuacji, jak my, gdy wystarczy odkręcić kurek, aby bez ograniczeń płynęła z kranu. Dopiero gdy z jakiegoś powodu nie leci, odkrywamy, jak bardzo od niej jesteśmy uzależnieni. Jednak czy takie sytuacje skłaniają nas do traktowania wody jako daru, który trzeba cenić, szanować, dobrze używać i nie marnować?
Nawet przedszkolakom mówi się
Zdaniem wielu badaczy największy pożytek ludzkość uzyskała dzięki opanowaniu ognia. Dał nie tylko ciepło, ale również rozjaśnił mrok. Okazał się źródłem energii znacznie łatwiejszej do wykorzystania niż woda. Przyniósł poczucie bezpieczeństwa. Wpłynął na ludzki sposób odżywiania. To ogień pozwolił na wyrabianie trwalszych naczyń i bardziej odpornych na zniszczenie narzędzi. Nawet przedszkolakom mówi się dzisiaj, że ogień umożliwił wytwarzanie skutecznej i wytrzymałej broni, bez niego niedostępnej.
Ziemia to nie tylko żywioł, który pozwala nam w ogromnych ilościach produkować żywność, ale również to ona pozwala budować domy i zakłady pracy. Potrafimy znajdować w niej rozmaite surowce i wydobywać je. Tak samo, jak umiemy wykorzystywać energię, jaką daje poruszające się powietrze, a przede wszystkim dzięki temu żywiołowi możemy oddychać. Bez powietrza nie tylko ludzie na naszej planecie nie potrafią żyć. Potrzebują go bardzo liczne istoty żywe. Gdy próbujemy wyruszyć w kosmos, musimy w jakiejś formie zabierać powietrze ze sobą.
Panie, ratuj, giniemy!
Nic dziwnego, że od tysiącleci staramy się coraz lepiej panować nad wszystkimi żywiołami. Raz po raz jednak okazuje się, że nasze możliwości są w tej kwestii ograniczone i potrzebujemy kogoś, kto rzeczywiście nad żywiołami ma pełną władzę. Znakomitą ilustracją tego faktu jest opisane przez trzech ewangelistów – Mateusza, Marka i Łukasza – zdarzenie, do którego doszło z udziałem Jezusa na jeziorze. Chrystus zasnął podczas przeprawy i spał nadal, gdy pojawił się gwałtowny wicher i niebezpieczne fale uderzyły w łódź. Uczniowie wpadli w przerażenie i krzyczeli do Jezusa „Panie, ratuj, giniemy!”. To krzyk, który w dziejach ludzkości wielokrotnie kierowany był do Boga, gdy człowiek, przekonany, że panuje nad żywiołami, zderzał się z ich nieogarnioną potęgą.
Zaalarmowany Jezus wstał i uciszył wicher oraz jezioro, pokazując, że faktycznie w pełni panuje nad żywiołami i jest w stanie im rozkazywać. To moc, której ludzie nie mają i nigdy jej nie posiądą, o czym przypominają kolejne klęski żywiołowe, nadchodzące mimo mnożonych przez nas, ludzi, środków i zabezpieczeń, mających ujarzmić wodę, ogień, ziemię i powietrze. Czy mamy się ich wobec tego nieustannie bać?
Przez nie Bóg uczczony
Wszyscy trzej wymienieni ewangeliści zapisali, że wezwany na ratunek w czasie burzy na jeziorze Jezus zadał swoim uczniom pytanie o wiarę. Wiele wskazuje na to, że właśnie w tym pytaniu trzeba szukać wskazówek dotyczących właściwego podejścia ludzi do żywiołów.
Jako wskazówkę można również potraktować Pieśń słoneczną św. Franciszka. Biedaczyna z Asyżu wymienił w niej wszystkie cztery żywioły, nazywając je braćmi, siostrą i matką. I prosząc, aby przez nie Bóg był uczczony w swej chwale:
„Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Wiatr
i przez powietrze, słotę, spiekotę i każdą pogodę,
którymi wspierasz wszystkie Twe stworzenia.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Wodę,
która jest bardzo użyteczna, i pokorna, i czysta.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Ogień,
który rozświetla mroki nocy:
piękny on, radosny, nieprzejednany i silny.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez matkę naszą Ziemię,
która nas żywi i utrzymuje,
wydając wszelki owoc, barwne kwiaty i zioła”.
W ujęciu św. Franciszka żywioły nie są wrogami i zagrożeniami dla ludzi, lecz wręcz członkami rodziny, przez których Bóg ma być chwalony. To raczej dary, którymi jako ludzie powinniśmy się umiejętnie posługiwać, nie żyjąc w nieustannym lęku przed nimi, ale też nie tracąc świadomości, że nie jesteśmy w stanie całkowicie nad nimi zapanować. Przede wszystkim nie tracąc wiary, że Bóg jest tym, który ma moc, aby je w pełni kontrolować.