W języku polskim wyróżniamy dwa podobne, ale jednak zupełnie inne w swym znaczeniu słowa: Syberia i Sybir. Pierwsze z nich to pojęcie geograficzne, określające niezwykle bogate w surowce tereny azjatyckiej Rosji. „Syberia” nie niesie ze sobą szczególnego ładunku emocjonalnego, czego nie można powiedzieć o Sybirze. To słowo jednoznacznie kojarzy się negatywnie i wiąże się z traumą wielu pokoleń Polaków. To, co działo się na Sybirze, było tak odległe od naszego wyobrażenia, jak powinien być urządzony świat, że nieprzypadkowo do dziś posługujemy się tym niepolskim słowem.
Największe więzienie świata
Nie byłoby Rosji, gdyby nie Syberia. Nie byłoby Syberii, gdyby nie Sybir. Tak w wielkim skrócie można określić to, co wydarzyło się na wschód od Uralu począwszy od XVII w. Wtedy to na dobre rozpoczął się podbój tej wielkiej, nieokiełznanej krainy, jaką była Syberia.
Aby eksploatacja tego obszaru miała jakikolwiek sens ekonomiczny, potrzebni byli ludzie. Próżno było jednak szukać śmiałków, którzy dobrowolnie zgodziliby się na karczowanie ogromnych puszcz w skrajnych warunkach atmosferycznych. Potrzeba było niewolników. Tych znaleziono dość szybko wśród przestępców i wszystkich tych, którzy narazili się rosyjskiej władzy. Tak zrodził się cały system kolonizacji „największego więzienia świata bez dachu”. Infrastruktura Syberii imponuje jak egipskie piramidy, podobnie jednak jak one, zbudowano ją skrępowanymi rękoma.
Narodziny mitu
Pierwsi mieszkańcy Rzeczypospolitej Obojga Narodów mogli trafić na Syberię już w czasach Iwana Groźnego. Pewniejsze informacje odnajdujemy jednak w kolejnym stuleciu: w 1617 r. zsyłki doznaje 60 jeńców, dwa lata później – 75, w 1620 r. – 35. To pierwsi sybiracy.
W XVIII w. możemy mówić już o masowych zsyłkach. Najpoważniejszych doznali konfederaci barscy, których miało być nawet 14 tys. Wkrótce liczba Polaków za Uralem wzrosła za sprawą powstańców kościuszkowskich i żołnierzy napoleońskich.
Kolejną wielką falą zsyłek objęto uczestników powstania listopadowego. Tym razem skupiono się jednak na umieszczeniu ich w jednostkach wojska rosyjskiego. Paradoksalnie było to gorsze od samej zsyłki. Jak pisał Agaton Giller: „Przyjemniej jest kołysać się na szubienicy niż żyć w płaszczu żołnierza moskiewskiego dwadzieścia pięć lat i co dzień obawiać się rózeg i pałek”.
Te wczesne doświadczenie carskich rządów nad Polską odnalazło swoje odbicie w literaturze romantyzmu. To ona w dużej mierze jest odpowiedzialna za zbudowanie mitu polskiego Sybiru. „Zajeżdżały (...) rzędem długim kibitki; - ich wsadzano jednego za drugim” – pisał Mickiewicz w trzeciej części Dziadów o wileńskiej młodzieży, kładąc podwaliny pod złą sławę więziennych wozów.
Na etapie
Rzeczywistość była znacznie gorsza, niż opisywał ją wieszcz. Kibitki służyły jedynie do transportu skazańców na miejsce zbiórki, dalsza droga odbywała się pieszo. To właśnie dotarcie na Syberię okazywało się często najtrudniejszym doświadczeniem więźniów.
Kolumna skazańców składała się z 200–300 osób. Na jej czele szły zakute w kajdany grupy kryminalistów skazanych na katorgę oraz banitów. Za nimi ustawiano włóczęgów, rodziny katorżników, które zdecydowały się im towarzyszyć; wreszcie więźniów politycznych. Taką kolumnę mogły zamykać wozy, którymi za odpowiednią opłatą mogli na wygnanie jechać najbardziej zamożni skazańcy.
Sybiraków pędzono przez dwa dni, trzeciego następował odpoczynek. W czasie roztopów przemarsze odbywały się nocą, gdy grunt był jeszcze zmrożony. Dziennie pokonywano niespełna 30 km, co pozwalało po około 10 dniach dotrzeć do tzw. etapu. Były to prowizoryczne baraki więzienne, wciąż niewystarczające, ale i tak o niebo lepsze niż stawiane po drodze szałasy. Szacuje się, że śmiertelność w czasie drogi na Sybir wynosiła 10 proc.
Dziki Wschód
Po dotarciu na sam Sybir sytuacja okazywała się nie aż tak straszna, jak się powszechnie uważa. W XIX w. zsyłka dotykała głównie kryminalistów, więźniowie polityczni stanowili zaledwie 1 proc. osadzonych. Co więcej, z racji swojego wykształcenia i urodzenia mogli oni liczyć na lepsze traktowanie przez lokalne władze. Z czasem ich wyroki łagodzono, a kara ograniczała się do niemożności opuszczenia wyznaczonego obszaru.
Niektórzy z polskich więźniów mogli rozwijać swoje zainteresowania badawcze. Benedykt Dybowski, Jan Czerski, Aleksander Czekanowski czy wreszcie Bronisław Piłsudski (brat późniejszego marszałka) swoim dorobkiem na trwałe zapisali się w historii regionu. Ba, były nawet przypadki takie jak losy Alfonsa Koziełł-Poklewskiego, który na Syberii osiedlił się dobrowolnie. Wkrótce stał się on nieformalnym królem regionu, monopolizując transport rzeczny czy gorzelnictwo. Wielu Polaków wiązało się także z miejscowymi kobietami. Polska diaspora koncentrowała się przede wszystkim wokół Kościoła katolickiego, a jej największymi ośrodkami były (i poniekąd tak jest do dziś) Irkuck oraz Tomsk.
Buntownicy
Szczególnie w dziejach polskiego narodu zapisała się zsyłka po powstaniu styczniowym. Brało w niej udział nawet do 25 tys. ludzi. Choć wyroki sądów skazywały wielu powstańców niemal na pewną śmierć (czyli inaczej katorgę w kopalni), za sprawą amnestii z 1866 r. większość kar została radykalnie zmniejszona. Dla lokalnych władz napływ niepokornych Polaków był jednak sporym problemem, o czym często raportowano.
Większość skazanych na Sybir godziła się ze swoim losem, część przypłacała nową sytuację obłędem lub otępieniem. Niemniej wśród owej „kurzawy ludzkiej” przytrafiały się momenty buntu. Znamienny jest tutaj przykład Piotra Wysockiego – przywódcy Sprzysiężenia Podchorążych, który de facto wywołał powstanie listopadowe. Skazany na 20 lat katorgi (co dla caratu było aktem łaski wobec wymierzonej mu kary śmierci), podjął on nieudaną próbę ucieczki. Ukarano go za to tysiącem uderzeń kijem, co było równoważne z egzekucją. Sam Wysocki o dziwo przeżył, niemniej sama wieść o zastosowanej metodzie dyscyplinującej sprawiła, że długo uważano go za zmarłego.
Największym przykładem buntu było tzw. powstanie zabajkalskie z czerwca 1866 r., gdy grupa powstańców styczniowych podjęła rozpaczliwą próbę ucieczki do Chin. 300 powstańców zabito, 400 kolejnych trafiło ponownie do niewoli, do celu nie udało się dotrzeć żadnemu.
Po 1883 r. zdecydowana większość skazańców roku 1863 będzie miała możliwość powrócić do kraju, z czego też skorzystają. To właśnie oni staną się nośnikami pamięci o Sybirze i wywołają wielki wpływ na polskich twórców kultury z Jackiem Malczewskim na czele.
Powstańcy styczniowi zamienią się miejscami z Polakami zesłanymi na Sybir po rewolucji roku 1905. Wraz z nimi zacznie zmieniać się i sam Sybir. Liczba więźniów politycznych znacznie wzrosła i choć w 1912 r. wynosiła nadal poniżej 4 proc., to jednak ich wpływ stawał się coraz większy. Jednocześnie poważna akcja kolonizacyjna chłopstwa sprawiła, że Syberia po raz pierwszy w dziejach nie potrzebowała przymusowych osadników. Państwo powoli zaczynało tracić kontrolę nad Syberią. Region wrzał tak samo jak cała Rosja.
Archipelag Gułag
W momencie wybuchu rewolucji październikowej Syberię zamieszkiwało nawet pół miliona Polaków. Nową „dostawę” więźniów stanowili głównie jeńcy wojenni, co pozwoliło później na tworzenie polskich jednostek wojskowych, które próbowały odnaleźć się w zawierusze wojny domowej. Większe powroty do Polski miały miejsce dopiero po zawarciu traktatu ryskiego. Szacuje się, że ponad 200 tys. sybiraków mogło wtedy wrócić do kraju.
Związek Radziecki okazał się organizmem jeszcze straszniejszym niż carska Rosja. Choć dotychczasowy Sybir był źródłem traumy dla całych pokoleń Polaków, to jednak jego nowe wydanie miało przerosnąć wszelkie wyobrażenia. Terror był wpisany w politykę ZSRR, niewolnictwo wpisane było w jego gospodarkę. W 1930 r. powstał GUŁAG – Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy, który zinstytucjonalizował wyzysk więźniów w łagrach, w znacznej części rozsianych po terytorium Syberii.
Obozy dość szybko zapełniły się naszymi rodakami. W ramach operacji polskiej NKWD w latach 1937–1938, którą śmiało można uznać za jedną z największych akcji ludobójczych, ponad 110 tys. Polaków uśmiercono za sam fakt bycia Polakiem. Kolejne setki tysięcy zesłano do łagrów.
Drugi Sybir
Zsyłki kontynuowano po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski we wrześniu 1939 r. Pierwsza wielka deportacja Polaków, obejmująca 140 tys. osób z ziem wschodnich, rozpoczęła się 10 lutego 1940 r. Kolejne fale miały miejsce w kwietniu i maju, ostatnie w przededniu ataku III Rzeszy na Związek Radziecki. W kilka lat przesiedlono przynajmniej 320 tys. Polaków, choć według innych szacunków liczba ta mogła sięgać nawet miliona.
Ludność deportowano koleją, w nieogrzewanych bydlęcych wagonach. NKWD szybko przebiło carskie statystyki: nawet 30 proc. zesłanych nie docierało na miejsce.
Oddajmy głos kilku sybiraczkom. Tak drogę na zsyłkę relacjonowała jedna z nich, Alina Inez Złotogórska: „w naszym wagonie umarł człowiek, nie mogliśmy się dostukać, żeby go zabrali (…) Wagony były zapieczętowane, otwierano je tylko wtedy, gdy wrzucano nam zupę, bo dosłownie ją wrzucano. Smakowała jak pomyje”.
Na samej Syberii czekał na zesłańców głód: „Matka miała łańcuszek z krzyżykiem, za który otrzymała małą torebkę kartofli – mówi Maria Krasnodębska – później sprzedała obrączkę i kolczyki w zamian za jedzenie”.
Inna sybiraczka, Janina Czuło, podzieliła się następującą opowieścią: „Mama powiedziała: «Teraz tak będziemy leżeć, aż umrzemy». Zapytałam: «Jak to będziemy umierać?», a mama odpowiedziała: «Będziemy słabnąć i spać, aż uśniemy na zawsze». Co się w jej sercu wtedy działo, to trudno opisać, ale chyba Bóg wiedział, bo do lepianki wlazł kot. Wszedł, ale już nie wyszedł”.
„Mając dziesięć lat, zostałam sama: bez ojczyzny, bez domu, bez rodziny, wśród obcych, bez mowy ojczystej, w nędzy i głodzie” – wspominała Aniela Lasek, a jej los był wspólny dla dziesiątek tysięcy innych dzieci.
Wyjście z Egiptu
Gdy w 1941 r. gen. Władysław Anders zaczął tworzyć polską armię w ZSRR, zdawał sobie sprawę, że nie będzie to tylko formacja wojskowa, ale prawdziwa arka Noego, która pozwoli uratować tysiące kobiet i dzieci. Ci, którzy nie zdążyli ewakuować się z Andersem, mieli jeszcze szansę dołączyć do Armii Ludowej, tworzonej przez komunistyczne, przyszłe władze Polski. Powojenne repatriacje umożliwiły powrót kolejnych sybiraków. Łącznie blisko 450 tys. Polaków udało się wyrwać z machiny radzieckiego terroru, choć na nieludzką ziemię trafiali jeszcze żołnierze AK.
Pierwszy Sybir – carski – był miejscem ciężkim i martwym, drugi Sybir – radziecki – stał się prawdziwym piekłem na ziemi. Oba Sybiry są trudne do zrozumienia: odległe od tego, co znamy na co dzień, odległe także bardziej prozaicznie – geograficznie i historycznie. Nie ma tam grobów, które moglibyśmy odwiedzić; nie ma pomników i wspomnień. Powoli odchodzą ostatni świadkowie. Na szczęście dziś nie musimy doświadczać tego samego głodu, chorób i nędzy, która była ich udziałem. Musimy za to zrobić inną rzecz – pamiętać.
-
Cytaty sybiraków pochodzą z książki Z nadzieją na przetrwanie. O dramatach Polaków deportowanych w głąb Związku Radzieckiego podczas II wojny światowej pod red. s. H. Pierożak MChR, Poznań 2023