Logo Przewdonik Katolicki

Najważniejsze to iść w stronę źródła

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Myślę, że Franciszek podpisałby się pod słowami Delsol, przekonującej na zakończenie książki, że zadaniem chrześcijan jest przede wszystkim, jak napisał Saint-Exupéry – pójście „bardzo powoli w stronę źródła”

Wciąż pozostaję pod wrażeniem książki Chantal Delsol Koniec świata chrześcijańskiego. Ktoś powie: to wizja pesymistyczna, ktoś inny (w tym ja), że przede wszystkim realistyczna. Francuska filozofka opisuje świat, w którym chrześcijaństwo traktowane jest jako relikt przeszłości, mało znaczący i inspirujący dla ogółu. To świat, w którym ta religia powszechnie traktowana jest nie jako żywa siła duchowa, lecz trącąca myszką idea, skazana na zejście ze światowej sceny po wielowiekowej (trwającej szesnaście stuleci, jak zaznacza Delsol) i znaczącej obecności w dziejach świata. Znaczącej na tyle, że zdolna była stworzyć „swoją” cywilizację.
Nie wiem, czy i na ile Delsol ma rację, i nie zamierzam, także z braku miejsca, omawiać argumentów, którymi wspiera swą tytułową tezę. Nie to zresztą uważam za główną wartość tej książki. Jest nią natomiast umiejętność nakreślenia pytań, które w dzisiejszych czasach, dla chrześcijaństwa przełomowych, wydają się absolutnie podstawowe. A są to pytania dotyczące tego, jaki obraz chrześcijaństwa w sobie noszę, jakiemu chrześcijaństwu jestem wierny: czy temu, które budowało „cywilizację chrześcijańską”, a więc – siłą rzeczy – skazane było na różnego rodzaju wejścia w doczesny świat i, w imię pełnienia swojej misji, wystawione także na trudne wybory rodem z tego świata, czy też chrześcijaństwo zorientowane przede wszystkim na osobistą więź z Panem Bogiem – zawsze i wszędzie.
Ta ważna książka pozwala uświadomić sobie, że zwłaszcza dziś, gdy chrześcijan ubywa, a praktyki wśród tych, którzy się nimi jeszcze mienią, lecą na łeb na szyję, kurcząca się mniejszość nie powinna popadać w marazm. To nie byłaby chrześcijańska odpowiedź na to, co dzieje się w świecie. Nie powinniśmy martwić się o przyszłość świata nawet teraz, gdy dryfuje on w nieznanym kierunku, gdy szerzą się bluźnierstwa i nihilizm, a parlamenty uchwalają prawa przeczące nie tylko Bożemu zamysłowi wobec człowieka, ale ignorujące osiągnięcia biologii, antropologii, medycyny, psychologii…
Tak, nie powinniśmy się martwić, lecz przemyśleć własną religijność: na ile była – a może: jest! – odpowiedzią osoby na zaproszenie Boga i budowaniem trwałych z Nim relacji, na ile hołdowaniem chrześcijaństwu zaćmionemu normom, naleciałościom „cywilizacji chrześcijańskiej”, która pokryła patyną testament Boga. Kryzys chrześcijaństwa powinien skłaniać nas do pytań o to, jak dobrać się do oryginału, jak pozbyć się tej patyny.
Myślę też, że do tego właśnie od początku swojego pontyfikatu zachęca nas Franciszek. Przecież jak ognia i niemal ostentacyjnie unika wszelkich zbędnych oznak „urzędowego” wymiaru religii: celebry, form, formuł, struktur, wszelkich namaszczonych gestów i zwyczajów. O tyle mają dla niego sens, o ile służą ukazaniu osoby Jezusa Chrystusa – centrum i istoty chrześcijaństwa. Myślę, że Franciszek podpisałby się pod słowami Delsol, przekonującej na zakończenie książki, że zadaniem chrześcijan jest przede wszystkim, jak napisał Saint-Exupéry – pójście „bardzo powoli w stronę źródła”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki