Zdjęcie biskupa Piotra Przyborka w błocie obiegło internet. Jedni się zachwycali, jaki to normalny biskup, inni wręcz przeciwnie – że narusza to powagę i godność biskupiego urzędu. A mnie wciąż zadziwia nasze zadziwienie.
Biskup pomocniczy z Gdańska wziął udział w widowiskowym, ekstremalnym, przełajowym biegu jako jeden z pięciuset uczestników podczas Festiwalu Życia w Kokotku. Od dawna udział w nim biorą również księża i siostry zakonne. Jak sięgam pamięcią, w poznańskich maratonach wielokrotnie brali udział również duchowni i seminarzyści. No tak, ale tu jednak biskup, więc to robi wrażenie. Podobnie jak podbijający piłkę biskup Stanisław Jamrozek. Opublikowany na koncie tiktokera ks. Sebastiana Picura filmik obejrzało ponad 80 tys. osób. Trudno zliczyć, ile osób obejrzało to faktycznie, ponieważ film zyskał rozgłos i pojawił się na wielu kanałach społecznościowych. Arcybiskup Adrian Galbas, jeszcze jako biskup ełcki, zaprosił młodych prowadzących program Studio Raban na siłownię, gdzie wspólnie mogli zmierzyć się na bieżni. Nie było to tylko kurtuazyjne zaproszenie, ponieważ obecny metropolita katowicki rzeczywiście chodzi na siłownię i uprawia jogging.
Właściwie nie powinno nas to dziwić. Bo co jest dziwnego w tym, że biskup uprawia sport? Idźmy dalej: co jest dziwnego w tym, że biskup robi to, co każdy normalny człowiek? Z tego nieustannego zadziwienia można wysnuć kilka wniosków.
Po pierwsze, że mamy jakiś oderwany od rzeczywistości obraz biskupa. I nie tylko jego, w ogóle osób duchownych czy życia konsekrowanego. Jakby wraz ze święceniami czy ślubami znikało w nich wszystko, co ich stanowiło do tego momentu. Jeśli zaczynamy patrzeć na biskupa jak na kogoś innego niż zwykli śmiertelnicy, to rzeczywiście jego widok w autobusie albo z torbą na zakupy w markecie będzie budził zdziwienie.
Po drugie, że sami biskupi tak bardzo wycofali się z codzienności, iż widok ich w zwyczajnych okolicznościach musi budzić słuszne zainteresowanie. Jeśli bowiem biskup nie pozwala się zobaczyć poza kurią, wizytacją czy oficjalnymi kościelnymi wydarzeniami, siłą rzeczy będzie kojarzony tylko z tą dziedziną. Pytanie, na ile biskup faktycznie orientuje się w sprawach, którymi na co dzień żyją ludzie. Czy wie, ile kosztuje prąd, gaz i woda? Albo bilet na tramwaj? Albo chleb? Kiedy ostatnio sam był na jakichś zakupach? Czy idzie do fryzjera, czy ten przychodzi do niego? Rozumiem, że przy nadmiarze obowiązków czasem trzeba się posiłkować pomocą innych: ktoś inny przygotuje jedzenie, ktoś inny posprząta, ktoś inny opłaci rachunki i ktoś przyjdzie z usługą fryzjerską do domu. Zarzut życia za wysokim murem w oderwaniu od codzienności to jeden z najczęściej formułowanych zarzutów wobec biskupów. Także przez księży. Pytanie, czy zawsze bezzasadnie.
Po trzecie, że to znak czasów. Jeśli coś nie pojawia się w przestrzeni publicznej, nie istnieje. Doprecyzujmy: nie istnieje w ogólnej świadomości społecznej, bo poza tym, oczywiście, istnieje. Trzeba zadać sobie pytanie, w jaki sposób ludzie pozyskują dziś informacje, gdzie ich szukają. Jeśli w świecie antycznym Ateny były miejscem, w którym ludzie spotykali się i prowadzili intelektualne dysputy wzorem Sokratesa, to Paweł Apostoł udał się tam, żeby zrozumieć Ateńczyków, rozmawiać z nimi i powiedzieć im, w co sam wierzy. Dziś areopagiem jest internet, są media społecznościowe, które, choć same w sobie nie zastąpią spotkania z człowiekiem, z całą pewnością są miejscem, w którym szukający może odnaleźć pierwszy ślad na drodze, która ostatecznie zaprowadzi go do realnego spotkania twarzą w twarz. Media społecznościowe rządzą się swoimi prawami. To nie ten sam rodzaj dyskusji, jaki prowadził Paweł z Ateńczykami. Tu trzeba zaskoczyć inaczej. Dlatego biskup w błocie, podbijający piłkę czy biegający wokół ełckiego jeziora to przekaz, który chwyta. Musimy nauczyć się nowego języka, jakim posługuje się świat. Nie tylko po to, by nim mówić, ale także po to, by właściwie odczytywać to, co w tym języku jest nam przekazywane.
I być może proponowany przez Franciszka synodalny styl sprawi, że staniemy się sobie bliżsi i nie będą nas zadziwiać rzeczy normalne. Że przestaniemy postrzegać siebie jako oddzielne grupy w ramach jednej wspólnoty, ale jako braci i siostry o tej samej ludzkiej naturze i kondycji. Że zaczniemy mówić tym samym, zrozumiałym dla siebie językiem. Wkrótce druga sesja synodu w Rzymie. Co przyniesie? Czy Kościół w Polsce się do niej przygotował? O tym piszemy w temacie numeru, nie tracąc nadziei, że co z Ducha Świętego, prędzej czy później się zadzieje.