Logo Przewdonik Katolicki

Zromantyzowane Auschwitz

Natalia Budzyńska
Fot. Materiały prasowe

Popkultura wchłonęła Auschwitz i zrobiła z Holokaustu tło dla fabuł romansowych lub obyczajowych, z przewagą tych pierwszych. Miłość w scenerii krematoriów świetnie się sprzedaje.

Literatura i film zawsze interesowały się najstraszniejszymi miejscami na ziemi, jakimi były Auschwitz i inne obozy koncentracyjne; historie były budowane na świadectwach, zadawały poważne pytania o sens cierpienia, o istnienie Boga, o to, do jakiego zła zdolny jest człowiek i ile może znieść. Przy czym istotna zawsze była wierność faktom, bo chodziło o to, żeby pokazać tę rzeczywistość jak najbardziej rzetelnie. Żeby nikt już więcej jej nie zaprzeczył, żeby żadna nieścisłość nie stała się argumentem za fikcyjnością tego, co się wydarzyło. Moje pokolenie budowało swoją wiedzę na temat obozów na przykład na książce Seweryny Szmaglewskiej Dymy nad Birkenau, która chyba nawet była lekturą szkolną. Literatura obozowa to zbiór bardzo obszerny, wciąż powstają nowe książki, odsłaniające kolejne, kiedyś pomijane tematy, jak na przykład losy homoseksualistów czy istnienie domów publicznych, w których wykorzystywano więźniarki. Są to pozycje historyczne, korzystające ze źródeł, efekty wieloletnich badań. Oczywiście są też pomniki pamięci czy muzea, ale to popkultura odgrywa w ostatnich latach coraz większą rolę, a im atrakcyjniejsza, tym lepiej. Tę koniunkturę wyczuwają pisarze, co jest szczególnie zauważalne po wielkim sukcesie powieści Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris, która przetłumaczona na wiele języków, stała się bestsellerem na całym świecie, osiągając kilkunastomilionowe nakłady. Nic dziwnego, że sięgnęli po nią scenarzyści i przerobili na serial, który można od niedawna obejrzeć w streamingu.

Jak wykorzystać Auschwitz?
Przesycenie tematem Auschwitz jest więc widoczne zwłaszcza na półkach księgarskich. Od kilku lat (Tatuażysta wyszedł w 2018 r.) wydawnictwa, które zauważyły ogromny popyt na tego rodzaju książki, prześcigały się w propozycjach. Można wybierać wśród okładek w niebiesko-białe pasy z bramą „Arbeit macht frei” w tle. Oto Anioł z Auschwitz, Bibliotekarka z Auschwitz, Tajemnica z Auschwitz, Ocalona z Auschwitz (z podtytułem Pójdę za Tobą na koniec świata), Skrzypaczka z Auschwitz, Miłość w Auschwitz, O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz, Anioł z Auschwitz, Kołysanka z Auschwitz. Sama Heather Morris, autorka Tatuażysty z Auschwitz, nie poprzestała na eksplorowaniu tematu i napisała kolejne powieści, będące kontynuacją lub uzupełnieniem opowiedzianej historii. Tatuażysta więc tworzy trylogię z Podróżą Cilki i Trzema siostrami. To oczywiste, ten proces jest widoczny dla każdego: Auschwitz stał się towarem konsumpcyjnym. Ma to swoje konsekwencje, a jedną z ich jest paradoksalne pozbawienie znaczenia ludobójstwa. Jak to? – ktoś mógłby zapytać – czy to nie jest dobrze, że przypomina się w ten lekki, przystępny sposób o tak okrutnej historii? Czy dzięki lekturze takich książek miliony osób nie dowiadują się o ofiarach obozów koncentracyjnych? Przecież nie każdy sięgnie po książkę historyczną. No i czy opowieści o nadziei i miłości możliwych nawet w takich okrutnych okolicznościach nie są budujące? A jednak przesycenie, eksploatacja, trywializowanie i banalizacja pamięci dają skutki odwrotne. Niczego nie dowiadujemy się o prawdziwym Auschwitz, bo wszystkie te powieści nie mają za zadanie przekazywać prawdy historycznej, tylko romantyczną opowieść. I to tak skonstruowaną, żeby wzruszała czytelnika. Baraki obozowe, głód, panujące wokół okrucieństwo tylko podkręcają atmosferę, są idealnym tłem dla wydarzeń, dodają dreszczyku emocji. Ludzie lubią grozę, horror, strach. Stąd popularność tak zwanego „dark tourism”, czyli mrocznej turystyki do miejsc związanych z ludzkimi tragediami. Auschwitz jest w czołówce na liście. W ten sposób Auschwitz staje się jedynie scenografią różniącą się od innych większą atmosferą grozy. Najgorsze jest jednak to, że czytelnicy budując sobie obraz ludobójstwa, jakie dokonywało się każdego dnia w tym miejscu, opierają się na fałszywych informacjach, zmienionych i podanych w celu budowania i udramatyzowania fabuły. Książka Tatuażysta z Auschwitz zawiera tyle błędów merytorycznych, że przestaje być wiarygodna.

Walka fikcji z prawdą
Czy to znaczy, że Lale Sokołow kłamał, opowiadając Heather Morris swoją historię? Niekoniecznie, pamięć zawodzi, pewne fakty się rozmywają, inne zniekształcają. Debiutująca pisarka tych wspomnień nie poddała żadnej krytycznej analizie. Nie robiła kwerendy, nie pojechała do Auschwitz, nawet nie zagłębiła się w fachową literaturę. W jej powieści znajduje się tak wiele błędów merytorycznych, że wobec popularności Tatuażysty głos zabrało Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, wydając oficjalną notę, a Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Muzeum Auschwitz napisała artykuł, w którym wymieniała spreparowane fakty. Lale miał po raz pierwszy zobaczyć Gitę, w której się zakochał, tatuując jej numer. Tymczasem tatuowaniem numerów kobietom zajmowały się kobiety. Tatuażysta nie był jeden jedyny na cały obóz, jak sugeruje autorka. Było ich wielu i wszyscy należeli do komanda Aufnahme, przez długi czas razem mieszkali. Lale jednak nie wspomina żadnego swojego kolegi. Niemożliwym jest też, że zakochani mogli swobodnie spacerować po obozie (do tego trzymając się za ręce) i regularnie spotykać się na romantycznych schadzkach w odosobnieniu. Żadna blokowa nie dałaby się przekupić na tak częste wizyty Lalego u Gity, w razie wpadki groziłaby jej śmierć. Nie miała też możliwości wywoływać Gity z jej pracy. Morris zmyśliła też trasę pociągu wiozącego Lalego do obozu i mimo umieszczenia w książce mapy obozu myli się co do przeznaczenia poszczególnych baraków, w których miał przebywać Lale. Poza tym dr Mengele nie zajmował się sterylizacją mężczyzn, ale prowadził doświadczenia na bliźniętach karłach, w czasie powstania Sonderkommando nie wysadziło w powietrze dwóch krematoriów, a częściowo spalili jedno, a w 1943 r. Lale nie mógł dać Gicie penicyliny, bo dopiero trwały badania nad pierwszym antybiotykiem. Lale nie mógł też zostać wprowadzony do komory gazowej, bo wstęp mieli tam tylko członkowie Sonderkommanda, a numerów nie sprawdzano po śmierci, lecz przed, i to bardzo dokładnie. I tak dalej, i tak dalej. W czym problem? W tym, że Tatuażysta reklamowany jest przez wydawnictwa w różnych krajach jako opowieść oparta na faktach, chwali się jego dokumentalną wartość. Lale Sokołow istniał rzeczywiście, tak jak i jego ukochana Gita Furmanova. Wiele z fragmentów opowieści ma swoje potwierdzenie w dokumentach. Jednak zbyt wiele rzeczy się nie zgadza z obozową rzeczywistością i pytaniem jest, czy to sprawa zanikającej pamięci Sokołowa, czy zabiegi pisarki chcącej upoetyzować wydarzenia. Wanda Witek-Malicka pisała: „Książkę należy postrzegać więc jako niemal pozbawioną wartości dokumentalnej impresję na temat Auschwitz, jedynie inspirowaną autentycznymi zdarzeniami. Proporcje pomiędzy świadectwem i faktografią a tworzącą narrację fikcją literacką są zdecydowanie przesunięte w stronę literackości”. Morris brnie dalej, jej Podróż Cilki oparta jest na całkiem niemożliwej historii długotrwałego romansu oficera SS z żydowską więźniarką. Pasierb Cilki domaga się sprostowania informacji w niej zawartych.

Obraz wciąż niewiarygodny
Zastrzeżenia Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, które wręcz odradza lekturę książki, i ogłoszenie artykułu badaczki oczywiście wywołały autorkę Tatuażysty do odpowiedzi. Tłumaczy się tym, że jej książka to nie literatura faktu, a ona jedynie spisała czyjeś wspomnienia. Trochę to dało do myślenia twórcom serialu, którzy kilka błędów poprawili, na przykład numer Gity, który Lale podał niepoprawny, a autorka nie uważała za ważne go sprawdzić. Wciąż jednak trudno o tym serialu powiedzieć, że przedstawia wiarygodny obraz obozu Auschwitz-Birkenau, od błędów roi się właściwie w każdym odcinku. Zaskakująco dobrym zabiegiem okazało się wprowadzenie wątku pisarki (Melanie Lynskey) odwiedzającej sędziwego Lalego Sokołowa (w tej roli znakomity Harvey Keitel, dla porządku dodam, że w Gitę wcieliła się polska aktorka Anna Próchniak). Pokazuje to, jak pokolenie Holokaustu musiało radzić sobie z syndromem ocalałych czy z moralnymi wyborami, jakich musieli dokonać, by przeżyć. Jest jednak coś perwersyjnego w oglądaniu erotycznych uniesień z płonącymi kominami krematoriów w tle. Przesłanie Tatuażysty może okazać się przewrotne: nie było tak źle, dało się jakoś żyć, wystarczyło się dobrze ogarnąć. Książki ani serialu nie polecam. Podzielam opinię Wandy Witek-Malickiej, która bardzo żałuje, że Heather Morris nie wpadła na pomysł, aby do rozmów z Lalem, póki jeszcze żył, zaprosić historyka. Badaczom bowiem nie udało się spisać świadectwa żadnego tatuażysty. Odpowiednio poprowadzona rozmowa mogłaby być cennym źródłem.

---

Tatuażysta z Auschwitz
Serial
reż. Tali Shalom-Ezer
Wielka Brytania 2024

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki