Na stronie internetowej pewnej parafii na południu Polski można znaleźć następującą informację: „Kancelaria parafialna. Godziny przyjmowania wiernych”. Główny Urząd Statystyczny słowem „wierny” definiuje „osobę deklarującą przynależność do danej religii lub jej odłamu”. Wygląda więc na to, że wstęp do kancelarii we wspomnianej parafii mają wyłącznie wierzący katolicy. A co z niewierzącymi? Na przykład gdy przyjdą w związku z pogrzebem kogoś z rodziny?
Dokładnie dwadzieścia lat temu ówczesny proboszcz innej parafii, położonej w centrum kraju, z głębokim przekonaniem zapewniał dziennikarza jednego z kościelnych periodyków: „U nas niewierzących nie ma”. Dziś nawet w najbardziej religijnych regionach naszej ojczyzny chyba nikt nie pokusiłby się o taką deklarację.
Ostatnio rośnie wyraźnie
21 maja br. Centrum Badania Opinii Społecznej opublikowało raport analizujący religijność Polaków w ostatnich dziesięcioleciach. Wynika z niego, że jeszcze w 2019 roku jako „raczej lub zdecydowanie niewierzący” deklarowało się 8 proc. ankietowanych. W najnowszym badaniu przybyło ich o 5 proc. „Od końca lat 90. do 2019 r. udział osób identyfikujących się jako wierzące oraz głęboko wierzące (łącznie) przekraczał 90 proc. W pierwszym roku pandemii przestał przewyższać 90 proc. i od tego czasu widocznie spada” – skomentowali analitycy CBOS. Dodali, że jednocześnie rośnie – w ostatnim czasie wyraźnie – odsetek Polaków zaliczających się do raczej lub całkowicie niewierzących.
Biorąc pod uwagę opublikowane w 2018 r. badania instytutu Pew Research Center, dowodzące, że polska młodzież laicyzuje się najszybciej na świecie, trudno oczekiwać odwrócenia sygnalizowanej przez CBOS tendencji. Wiele wskazuje na to, że niewierzących będzie w Polsce przybywać. Jeśli te pesymistyczne prognozy się sprawdzą, Kościół w naszym kraju stopniowo znajdzie się w zupełnie nowej sytuacji. Czy wystarczy w niej, będące dotąd podstawą katolickiego duszpasterstwa, „utwierdzanie braci w wierze” i koncentrowanie się na swego rodzaju „utrzymaniu stanu posiadania”, połączone z pozostawieniem niewierzących ich własnemu losowi?
Odchodzą po cichu
W listopadzie ubiegłego roku w wywiadzie dla jednego z dzienników kard. Grzegorz Ryś zwrócił uwagę, że ci, którzy poczuli się w Kościele niechciani, ignorowani, bezdusznie potraktowani przez duchownych, odchodzą po cichu. To prawda. Nie ma w Polsce fali masowych apostazji. A te, które dochodzą do skutku, niejednokrotnie są wyrazem rozczarowania instytucją Kościoła i utraty zaufania do niej niż braku wiary. Natomiast ci, którzy nie wierzą, przestają przystępować do sakramentów, po prostu znikają z kościelnych ławek i z sal katechetycznych, gdy są dorośli (lub znikają dzieci niewierzących rodziców). Chociaż nie wszyscy. Z badań CBOS wynika, że mamy w Polsce, stanowiącą 2 proc. społeczeństwa, grupę „niewierzących praktykujących”.
„Coraz częściej spotykamy się ze zjawiskiem niewiary. I to nie tylko w środowiskach wielkomiejskich, lecz także w małomiasteczkowych czy wiejskich. Coraz częściej spotykamy takie małżeństwa, w których jedna ze stron deklaruje się jako niewierząca. Zwiększa się liczba rodziców, którzy nie przywiązują wagi do chrztu dzieci”. Skąd ten brzmiący dziś bardzo aktualnie cytat? To zaskakujące, że pochodzi z powstałego ćwierć wieku temu dokumentu, który opracował Komitet ds. Dialogu z Niewierzącymi, działający w ramach Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego. Jego przewodniczącym był biskup włocławski Bronisław Dembowski.
Potrzeba niesienia Ewangelii
Dokument, opublikowany 16 kwietnia 1999 r., nosi tytuł Niewierzący w parafii. Sugestie duszpasterskie. Można go w całości lub we fragmentach znaleźć w internecie. Opracowanie, choć po pewnych perturbacjach zyskało akceptację Konferencji Episkopatu Polski, nie spotkało się wówczas ze szczególnie życzliwym przyjęciem. Jeden z hierarchów publicznie go skrytykował, korzystając z kościelnych mediów.
Autorzy Sugestii nie tylko starali się odpowiedzieć na pytanie „Kim są niewierzący, gdzie ich spotykamy?”, ale również poruszyli kwestię postaw duszpasterzy wobec ludzi niewierzących i podsuwali propozycje, jak rozmawiać z niewierzącymi. Wspomnieli również o „profilaktyce duszpasterskiej”, zwracając uwagę, że większość niewierzących w naszym, polskim, środowisku rekrutuje się z rodzin i środowisk chrześcijańskich, katolickich.
Według Komitetu ds. Dialogu z Niewierzącymi sprzed 25 lat w postawie księży ważna jest „właściwa świadomość duszpasterska, poczucie potrzeby niesienia Dobrej Nowiny także tym, którzy odeszli lub są niewierzący”.
Szokujące postulaty
Dokument realistycznie zauważa, że każdy słyszał o nowej ewangelizacji, ale staje przed trudnym pytaniem o sposób jej realizacji, dotarcia do takich ludzi. „Jest wiele możliwości, dużo zależy tu od gorliwości i inwencji duszpasterza”.
Szokująco może brzmieć (czy tylko w tamtych czasach?) zawarty w dokumencie postulat tworzenia w wielkich miastach „duszpasterstwa ludzi niewierzących”. Zaskakiwać mogą wskazania dotyczące osób w kancelariach parafialnych. „Osoby tam urzędujące winny być szczególnie otwarte na świat myśli, przekonań, problemów ludzi tam przychodzących, szczególnie niewierzących” – pisali autorzy opracowania. Mniej niespodziewane mogą się okazać sugestie dotyczące nastawienia na cierpliwe słuchanie w kontaktach z niewierzącymi.
W uwagach końcowych opracowania Niewierzący w parafii można przeczytać, że brak zainteresowania duszpasterstwem ludzi niewierzących może wynikać z niezrozumienia wagi tego problemu, a także – pewnie o wiele częściej – z powodu przeciążenia zwykłymi obowiązkami duszpasterskimi. „Stąd warto podkreślić, że obowiązek dialogu z niewierzącymi spoczywa na wszystkich wierzących” – postulowali wówczas członkowie Komitetu.
Jak przypływy i odpływy
Ksiądz Jan Kochel z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego w opublikowanym pięć lat temu artykule napisał, że w dziejach ludzkości dialog osób wierzących z niewierzącymi przybierał różne formy i stale powracał jak przypływy i odpływy morza. W tekście zatytułowanym Dialog Kościoła katolickiego z niewierzącymi odnotował m.in. takie przedsięwzięcia, jak mediolańska „Katedra (warsztaty) dla niewierzących”, której inicjatorem był metropolita Lombardii, kard. Carlo Maria Martini.
Zwrócił też uwagę na sugestie francuskich biskupów, prowadzące do „zmiany logiki” w duszpasterstwie, przepowiadaniu i katechezie. „Zamiast «podtrzymywania» wiary zaczęto akcentować konieczność jej «proponowania» ze wszystkimi tego konsekwencjami, zwłaszcza w odniesieniu do tych, którzy oddalili się od Boga i Kościoła” – wyjaśnił ks. Kochel. Odnotował ogłoszony w 2009 r. przez biskupów włoskich List do osób poszukujących Boga. I oczywiście wymienił wspomniany wyżej dokument działającego w ramach KEP Komitetu ds. Dialogu z Niewierzącymi.
Przypominając za Katechizmem Kościoła katolickiego, że niewiara może być „lekceważeniem prawdy objawionej lub dobrowolną odmową dania przyzwolenia na nią” (KKK 2089), teolog z Uniwersytetu Opolskiego zauważył: „ale może być też pretekstem do spotkania i dialogu”. W tym kontekście wskazał na jeszcze jedną inicjatywę, jaką są „Dziedzińce dialogu”.
Porażka wspólnoty Kościoła
Aktualny przewodniczący Komitetu ds. Dialogu z Niewierzącymi, bp Wiesław Śmigiel (dziś biskup toruński), w 2017 r. mówił w wywiadzie, że dialog z niewierzącymi to wyraz „otwarcia się Kościoła na współczesny świat, którego nie chcemy traktować jako wyłącznie zagrożenia, ale jako pole do Ewangelizacji”. Trzy lata później, gdy CBOS podało, że 8 proc. Polaków to niewierzący, stwierdził: „Każda deklaracja niewiary jest porażką wspólnoty Kościoła”.
Pytany o inicjatywy Kościoła na rzecz spotkania i dyskusji z osobami niewierzącymi wskazał organizowane w jego diecezji Colloquia Torunensia. Zwrócił jednak uwagę, że osoby bardzo mocno zdeklarowane jako niewierzący czy ateiści niekoniecznie chcą dialogować. Zauważył, że do dialogu potrzeba dwóch stron, dobrej woli i wzajemnego szacunku. „Jeśli tego nie ma, to właściwie dialog jest niemożliwy i każda próba takiego spotkania zamienia się w medialną manifestację” – tłumaczył Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Papież Franciszek już w pierwszych miesiącach swego pontyfikatu starał się skłonić niewierzących do podjęcia dialogu z wierzącymi. I wciąż o nich pamięta. 25 maja br., podczas spotkania w rzymskiej parafii św. Bernadety, zapewnił, że nikt ich nie potępia. Jednak zachęcił ich, „by nie stali w miejscu, lecz by odważyli się wyruszyć w drogę”. Zdrowy rozsądek podpowiada, że również wierzący powinni pójść na spotkanie z niewierzącymi. To nie musi być daleka droga. Niewierzący są dzisiaj w polskich parafiach.