Rozpoczynający się rok jest zwykle impulsem do wprowadzenia zmian w swoim życiu, które często trwają niestety tylko mniej więcej do lutego. Co roku styczeń przynosi jednak też zmiany, które trwają znacznie dłużej, bo co najmniej do końca roku. W tym roku nowości jest szczególnie dużo i są całkiem istotne. I nie mają one związku ze zmianą rządu, gdyż zdecydował o nich jeszcze rząd Zjednoczonej Prawicy, a w niektórych przypadkach Unia Europejska. Jest ich mnóstwo, na szczęście większości obywateli dotyczyć będą tylko niektóre.
Co wolno na rynku
Jedną z bardziej kontrowersyjnych zmian jest zakaz sprzedaży popularnych „energetyków” osobom niepełnoletnim. Napoje zawierające kofeinę i taurynę będą musiały być oznaczane jako „napoje energetyczne”. Za sprzedaż takich produktów osobom niepełnoletnim będzie grozić grzywna wysokości do 2 tys. zł. Producent niestosujący się do nowych przepisów zapłaci już znacznie więcej, bo nawet 200 tys. zł.
Zakaz wzbudził sprzeciw ze strony zwolenników wolnego rynku jako kolejna niepotrzebna regulacja. Trudno jednak się z tym zgodzić. Napoje energetyczne są znacznie mocniejsze od zwykłej kawy, gdyż obok kofeiny zawierają też wymienioną w przepisach taurynę oraz szereg innych wzmacniaczy – l-karnitynę, inozytol i inne stymulujące witaminy z grupy B w dużej ilości, a także wyciąg z żeń-szenia. Co więcej, sprzedawane są w półlitrowych puszkach, zaprojektowanych w taki sposób, by kojarzyły się z luzem i dobrą zabawą, co kusi młodych ludzi. Tymczasem taki stymulant działa intensywnie nawet na dorosłe osoby, nie mówiąc o nastolatkach.
Niestety to właśnie oni piją je najczęściej. Nie tylko dlatego, że potrzebują pobudzenia do nauki. Była to po prostu dostępna dla nich legalnie używka. Według danych rządu energetyki pije nawet dwie trzecie nastolatków, a 16 proc. często. 7 proc. pije cztery szklanki tygodniowo. Regularne picie energetyków występuje nawet wśród dzieci poniżej 10. roku życia, co jest już zupełnie niepojęte.
Duże zmiany czekają także klientów stacji paliw. Od stycznia benzyna Pb95 będzie sprzedawana jako paliwo E10, a nie E5, jak dotychczas. Różnica dotyczy udziału bioetanolu, który od tej pory będzie wynosić 10 proc. Samo dodawanie biokomponentów do benzyny funkcjonuje już od lat, obecnie zmienia się tylko skala. Paliwo E10 jest już sprzedawane w 18 innych krajach UE, więc Polska wprowadza te zmiany jako jedna z ostatnich.
Powodów jest kilka. Najczęściej wymienianym jest zmniejszenie emisji CO2 oraz zanieczyszczeń. W przypadku bioetanolu ma to być nawet 70 proc. mniej w porównaniu do paliw kopalnych. Oczywiście prawdziwa różnica będzie drastycznie niższa, gdyż mowa tu tylko o zwiększeniu udziału etanolu o 5 pkt. proc., a nie całkowitym zastąpieniu. Poza tym paliwo E10 charakteryzuje się też minimalnie większym spalaniem – o 1–2 proc.
Głównym argumentem za tą zmianą jest tak naprawdę uniezależnienie się od ropy naftowej. Bioetanol produkuje się z płodów rolnych, takich jak trzcina cukrowa czy buraki cukrowe. Dzięki zwiększeniu udziału etanolu państwa Europy będą musiały zaimportować nieco mniej ropy, za to korzyści trafią do europejskich rolników. Pieniądze zostaną w Europie, spadnie też zależność od eksporterów ropy, którzy zwykle nie należą do państw demokratycznych lub szanujących prawa człowieka. Mowa chociażby o Arabii Saudyjskiej, Wenezueli czy Rosji.
Problem w tym, że do tankowania paliwa E10 mogą nie być przystosowane wszystkie samochody jeżdżące po polskich drogach. Zasadniczo samochody wyprodukowane w XXI wieku powinny być przystosowane, jednak znajdziemy pojedyncze modele różnych producentów z pierwszej dekady XXI w., do których takiego paliwa nie powinno się wlewać. Dlatego też posiadacze starszych aut powinni się upewnić, czy odpowiednie oznaczenia widnieją u nich w dowodzie rejestracyjnym lub przy klapie wlewu. Paliwo E10 wlane do nieprzystosowanych pojazdów może uszkodzić uszczelnienia i doprowadzić do wycieku. A to już może być niebezpieczne.
Nie oznacza to, że właściciele starszych aut zostaną odcięci od benzyny. Wciąż będą mogli tankować paliwo Pb98, które jest nieco droższe, ale za to charakteryzuje się nieco mniejszym spalaniem. Ewentualny wzrost kosztów można bardzo łatwo zniwelować mniej dynamiczną jazdą, co jest wartością samą w sobie, gdyż na polskich drogach i tak króluje zdecydowanie zbyt szybka jazda.
Pieniędzy niby mniej, ale jednak więcej
Tradycyjnie sporą dyskusję wzbudziła też podwyżka pensji minimalnej. W tym roku większą niż zwykle, gdyż sama podwyżka jest rekordowa. Od stycznia pensja minimalna przebiła 4 tysiące i to znacznie – wynosi 4242 zł brutto. W zeszłym roku wynosiła 3600 zł. Mowa więc o wzroście aż o 18 proc., co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Zdarzały się jednak porównywalne – w ostatnich latach płaca minimalna dwukrotnie wzrosła o 16 proc. Przyszłoroczna podwyżka pensji minimalnej będzie wyższa od ogólnego wzrostu płac w kraju, jednak w 2022 r. była istotnie niższa. Podobnie w 2018 r. Można więc powiedzieć, że w tym roku pensja minimalna nadgoni straty z tamtych lat.
Po 2015 r. podnoszenie minimalnego wynagrodzenia znacznie przyspieszyło, jednak nie odbiło się to na rynku pracy. W latach 2015–2023 wskaźnik zatrudnienia osób w wieku produkcyjnym wzrósł aż o 10 pkt proc. – z 62 do 72 proc. Równocześnie spadł odsetek pracowników zarabiających co najwyżej pensję minimalną – z 9 do 6 proc. Pracodawcy, wbrew własnym alarmistycznym opiniom, bez większego problemu ponoszą koszty tych podwyżek. Dotyczy to także najmniejszych firm. Według GUS sytuacja finansowa mikroprzedsiębiorstw w 2022 r. była najlepsza w historii. W latach 2017–2022 wynik finansowy brutto przeciętnego mikroprzedsiębiorstwa wzrósł prawie dwukrotnie – z 68 do 126,5 tys. złotych. Przychody w przeliczeniu na jednego zatrudnionego w takich firmach wzrosły z 24 do 34,5 tys. zł miesięcznie.
Wyraźnie wzrosną również składki ZUS płacone przez osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą. Od stycznia wyniosą one 1,6 tys. zł z ubezpieczeniem chorobowym, więc pójdą w górę o 182 zł. To jednak efekt rosnących płac, a nie złej woli państwa. Składka ZUS przedsiębiorców jest określana na podstawie 60 proc. prognozowanego średniego wynagrodzenia w kraju. Ta podstawa nie jest więc szczególnie wysoka – trochę wyższa od pensji minimalnej. Poza tym firmy przechodzące kłopoty mogą skorzystać z Małego ZUS plus, który umożliwia obliczanie składek na podstawie 60 proc. realnie osiągniętych dochodów w roku poprzednim. Z takiej ulgi można korzystać aż przez trzy lata.
Sytuacja samozatrudnionych i jednoosobowych firm nie jest wcale zła, wręcz przeciwnie. Według danych z deklaracji PIT, podawanych przez Ministerstwo Finansów, w 2022 r. dochody takich firm rozliczających się według skali podatkowej wzrosły o jedną trzecią rok do roku, chociaż ich liczba poszła w górę tylko o 10 proc. Zresztą już sam fakt, że liczba samozatrudnionych rośnie, pokazuje, że ta forma zatrudnienia nie jest niekorzystna. Dla zdecydowanej większości samozatrudnionych jest dużo bardziej atrakcyjna finansowo niż etat. I właśnie dlatego jest tak często w Polsce wybierana. Odsetek samozatrudnionych nad Wisłą jest jednym z najwyższych w Europie.
Bezpieczny Kredyt 2.0
Poza tym czekają nas niewielkie podwyżki niektórych podatków i opłat. Jak co roku wzrośnie stawka maksymalna podatku od nieruchomości. Wyniesie ona 1,15 zł za metr kwadratowy. Stawka maksymalna jest stosowana właściwie przez wszystkie duże miasta w Polsce, w tym Poznań, Łódź, Kraków, Katowice czy Warszawę. Miasta te stosują też maksymalną stawkę za grunt, która w tym roku wyniesie 0,71 zł za metr. Trzeba jednak pamiętać, że podatek od nieruchomości jest w Polsce tak naprawdę symboliczny. Właściciele nieruchomości mieszkalnych płacą zwykle około stu złotych rocznie.
W wielu krajach Europy obowiązuje podatek katastralny, który wynosi 1–2 proc. wartości nieruchomości. W przypadku mieszkania wartego pół miliona złotych, czyli zupełnie zwyczajnego w największych aglomeracjach, podatek wyniósłby 5–10 tys. zł rocznie. Dopiero właściciele nieruchomości wykorzystywanych do działalności gospodarczej płacą w Polsce faktycznie istotny podatek, gdyż w tym przypadku to maksymalnie 33,1 zł za metr kwadratowy i wszystkie wymienione miasta zastosują właśnie taką stawkę.
Wzrośnie również opłata paliwowa, która obciąża cenę benzyny i diesla na stacjach. Mowa o wzroście o 13 proc., jednak to znów symboliczna kwota. Po tej podwyżce będzie ona wynosić niecałe 20 gr od litra, a cena z tego powodu wzrośnie co najwyżej o kilka groszy. Warto też pamiętać, że wbrew obiegowej opinii opodatkowanie paliw w Polsce jest jednym z najniższych w UE. Paliwa nieco mniej opodatkowane są jedynie w Bułgarii, Rumunii i Węgrzech. Poza tym z opłaty paliwowej korzystają sami kierowcy, ponieważ 80 proc. wpływów z tego podatku wpływa do Krajowego Funduszu Drogowego, z którego finansowane są inwestycje drogowe. Pozostałe 20 proc. finansuje inwestycje kolejowe, które też są w interesie kierowców, gdyż dzięki przewozom kolejowym trasy szybkiego ruchu są mniej zatłoczone.
Z końcem roku wygaszony został za to Bezpieczny Kredyt 2 procent. Obecnie nie ma możliwości skorzystania z tego programu, który doprowadził do bardzo wysokich wzrostów cen mieszkań. Prawdopodobnie jednak w nadchodzących miesiącach nowy rząd zaproponuje coś bardzo podobnego. Obecnie trwają prace nad realizacją sztandarowej obietnicy KO, czyli Kredytu 0 procent. Prawdopodobnie jednak zerowe oprocentowanie dotyczyć będzie jedynie rodzin wielodzietnych, a dla gospodarstw domowych bez dzieci przewidziano 1,5 proc., co i tak będzie jeszcze korzystniejsze niż zeszłoroczny program wprowadzony przez PiS.
Jeśli ten program wejdzie w życie, co nie jest wcale pewne, to będzie on bardzo korzystny dla beneficjentów. Szacunkowe dopłaty dla jednego kredytobiorcy rozciągają się od 200 do nawet 600 tys. zł w całym okresie kredytowania. To są ogromne sumy. Zupełnie nieporównywalne z wcześniejszymi programami mieszkaniowymi. Program ten będzie więc niezwykle kosztowny i prawdopodobnie doprowadzi do jeszcze większych wzrostów cen nieruchomości mieszkalnych. Jak widać realizacja obietnic wyborczych nie zawsze jest korzystna z punktu widzenia całego państwa.