Na stronie 62 opublikowanego we wrześniu zeszłego roku raportu „Kościół w Polsce 2023” znajduje się wykres w barwach niebiesko-żółtych. Najwyższy słupek jest po lewej. Kolejne są coraz mniejsze. Najniższy słupek po prawej jest prawie cztery razy mniejszy od najwyższego. Pod największym widnieje rok 2000. Pod najmniejszym – 2022. Wykres zatytułowano „Alumni w seminariach”. W roku 2000 było ich 6789, dwa lata temu 1959.
Raport zwraca uwagę, że w ciągu zaledwie pięciu lat przed jego publikacją liczba kleryków w seminariach diecezjalnych i zakonnych w Polsce zmniejszyła się o 35 proc. Niedwuznacznie daje do zrozumienia, że to, co się stało w polskich seminariach duchownych, ma związek ze zmianami w religijności młodych ludzi w stosunku do religijności wcześniejszych pokoleń oraz z faktem, że zmienia się formacja duchowa w rodzinach.
„Jednak ten kryzys może – paradoksalnie – przynieść również pozytywne skutki w życiu przyszłych kapłanów” – twierdzą ks. Piotr Kot i Łukasz Kasper, autorzy poświęconej powołaniom kapłańskim i formacji seminaryjnej części raportu. Czy jest możliwe, że te pozytywne skutki będą dotyczyć nie tylko życia przyszłych kapłanów, ale całej wspólnoty Kościoła katolickiego w Polsce?
Koniec czasu błogosławieństwa?
Sformułowanie „kryzys powołań” znacznie częściej pojawia się w Polsce w alarmistycznych przekazach świeckich mediów niż w oficjalnych wypowiedziach przedstawicieli Kościoła. Można natomiast w nich zauważyć w ostatnich latach pewne zaskoczenie, niedowierzanie, czasami próbę bagatelizowania problemu. Są też takie wytłumaczenia, jak to, które w październiku ubiegłego roku w rozmowie z serwisem Polskifr.fr wygłosił ówczesny prorektor Gdańskiego Seminarium Duchownego ks. Łukasz Grelewicz. Według niego „czas pontyfikatu Jana Pawła II był dla nas okresem błogosławieństwa, kiedy było więcej kleryków”, a obecnie mamy do czynienia w tej sferze z powrotem do stanu sprzed wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Jak podała KAI, swoją tezę ks. Grelewicz poparł wykresem opracowanym na podstawie danych zgromadzonych w gdańskim seminarium. Przypomniał, że w 1972 r. było 3012 alumnów seminariów diecezjalnych w całej Polsce, w 1988 r. 5771, a już w 2010 r. 3375.
Odwoływanie się do liczb może jednak okazać się zwodnicze. Jak wynika z danych przekazanych KAI przez Konferencję Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych w październiku 2023, formację do kapłaństwa w seminariach diecezjalnych, zakonnych i misyjnych w Polsce rozpoczęło w tym roku akademickim 280 mężczyzn. Pół roku wcześniej Tomasz Krzyżak na łamach portalu Deon.pl przywołał dane, według których między rokiem 1945 a 1949 średnia przyjętych w seminariach diecezjalnych w naszym kraju wynosiła 563 osoby.
Księża na czwartym miejscu
Uważać trzeba jednak nie tylko na liczby, ale także, a może przede wszystkim na to, co rozumiemy pod pojęciem powołania. W Polsce można zauważyć dość powszechne przyzwyczajenie do zawężonego odbioru tego terminu – jedynie do powołań kapłańskich i zakonnych. Tymczasem powołanie w Kościele ma znacznie szerszy wymiar. Przypomniał o tym papież Franciszek w tegorocznym orędziu na 61. Światowy Dzień Modlitw o Powołania, obchodzony w IV niedzielę wielkanocną, zwaną Niedzielą Dobrego Pasterza (w tym roku 21 kwietnia). Już tytuł Orędzia sygnalizuje, że nie chodzi tylko o kapłanów i osoby konsekrowane: „Powołani, by siać nadzieję i budować pokój”. Wątpliwości rozwiewa pierwsze zdanie: „Każdego roku Światowy Dzień Modlitw o Powołania zachęca nas do rozważenia cennego daru powołania, jakie Pan kieruje do każdego z nas, swojego wiernego ludu w drodze, abyśmy mogli uczestniczyć w Jego planie miłości i ucieleśniać piękno Ewangelii w różnych stanach życia”.
Jak aktualny następca św. Piotra rozumie powołanie, pokazuje cały duży akapit poświęcony wdzięczności dla tych, którzy przyjęli powołanie, angażując w nie całe swoje życie. Franciszek najpierw wymienia matki i ojców, którzy nie skupiają się na sobie, lecz „podporządkowują swoje życie trosce o relacje, z miłością i bezinteresownością otwierając się na dar życia i poświęcając się służbie na rzecz swoich dzieci oraz ich wzrastania”.
Na drugim miejscu papież wymienia tych, którzy wykonują swoją pracę z poświęceniem i duchem współpracy. Chodzi o tych, którzy na różnych polach i na różne sposoby angażują się w budowanie bardziej sprawiedliwego świata, bardziej solidarnej gospodarki, bardziej sprawiedliwej polityki, bardziej ludzkiego społeczeństwa: „o wszystkich ludziach dobrej woli, którzy poświęcają się dobru wspólnemu”. Dopiero po nich Franciszek wspomina o osobach konsekrowanych, a dopiero na czwartym miejscu w jego orędziu znaleźli się ci, którzy „przyjęli powołanie do sakramentalnego kapłaństwa”.
Z wyjątkiem diakonów stałych
Tegoroczne papieskie orędzie to mocny komunikat przypominający, że sprawa powołań w Kościele to nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, kwestia liczby osób zgłaszających się co roku do seminariów duchownych lub pukających do zakonnych furt. Warto ten sposób myślenia przenieść również na dziedzinę określaną niejednokrotnie jako „powołania do służby w Kościele”. Nie lekceważąc potrzeby we wspólnocie kapłanów i osób konsekrowanych, trzeba mieć świadomość, że są w niej też inne funkcje i zadania, do których Bóg powołuje konkretnych ludzi.
Przykładem mogą być diakoni stali, których w ostatnich latach przybywa nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Jak podano 8 kwietnia br. na stronie Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, w skali globalnej „od wielu lat liczba tzw. sił apostolskich spada z wyjątkiem diakonów stałych”. W 2022 r. liczba diakonów stałych wzrosła o 2 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, z 49 176 do 50 150. „Wzrost miał miejsce na wszystkich kontynentach” – podkreślono w informacji.
W Polsce pierwszy diakon stały przyjął święcenia w połowie roku 2008. Obecnie w całym kraju pełniących tę posługę jest około stu, a kolejne diecezje ogłaszają przyjęcie nowych kandydatów lub zamiar stworzenia ośrodka formacyjnego, przygotowującego do diakonatu stałego.
Zdeklerykalizowane posługi
W Kościele katolickim są też posługi, które nie wymagają święceń i rzadko się mówi o powołaniu do ich pełnienia, jednak decyzje papieży wskazują, że mają one rosnące znaczenie dla wspólnoty uczniów Jezusa Chrystusa. W 1972 r. papież Paweł VI nie tylko zdecydował, że dotychczasowe święcenia niższe będą nazywane posługami, ale również dokonał ich (jak to nazwał ks. Andrzej Draguła w artykule im poświęconym na łamach czasopisma „Teologia i Moralność”) „deklerykalizacji”, decydując, że mogą one być powierzane wiernym świeckim, a więc przestały być zastrzeżone dla kandydatów do sakramentu kapłaństwa.
W 2021 r. papież Franciszek postanowił, że posługi lektora i akolity przestały być zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. W tym samym roku ustanowił posługę świecką katechisty. W dokumencie ogłaszającym tę decyzję Franciszek zwracając się do pasterzy, zacytował Konstytucję dogmatyczną o Kościele Lumen Gentium. Przywołał fragment mówiący, że oni wiedzą, iż nie po to zostali ustanowieni przez Chrystusa, „aby wziąć na samych siebie całe zbawcze posłannictwo Kościoła w stosunku do świata, lecz że ich szczytnym zadaniem jest tak sprawować opiekę pasterską nad wiernymi i tak uznawać ich posługi i charyzmaty, żeby wszyscy oni pracowali zgodnie, każdy na swój sposób, dla wspólnego dzieła”.
Problem z oczekiwaniami
Byłoby dziwne wierzyć, że Bóg nie zna potrzeb Kościoła i w jakimś zakątku ziemskiego globu nagle nie powołuje wystarczającej liczby osób do wypełniania jego ewangelizacyjnej misji. Problemem okazuje się raczej odpowiedź powołanych, zwłaszcza tych do kapłaństwa. Zdarza się, że słyszą głos powołania, ale dochodzą do przekonania, że nie są w stanie spełnić oczekiwań, jakie dziś wobec nich kieruje zarówno instytucja, jak i wspólnota Kościoła.
Wciąż mają przed oczami model księdza funkcjonującego w sytuacji, gdy kapłanów jest dużo, co skutkuje np. przejmowaniem przez nich kościelnych zadań i funkcji, do których święcenia nie są potrzebne. Równocześnie czują, że ich przyszła posługa powinna wyglądać inaczej, zwłaszcza w kontekście szybko postępującej laicyzacji młodych Polaków. Nie mają jednak przekonania, że seminarium czy zgromadzenie ich do niej należycie przygotuje. W rezultacie nie odpowiadają na powołanie lub – niezbyt licznie, ale się zdarza – zgłaszają się po formację w którymś z krajów zachodnich. Niestety, potem raczej nie wracają do ojczyzny. A szkoda.