W Ewangelii według Marka Jezus pyta: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10, 51). Czy nie widzi, że człowiek jest ślepy i że nie przyszedł prosić o najnowszy model mercedesa? „Żebym przejrzał” – mówi niewidomy. Dlaczego te słowa są tak ważne? Człowiek musi chcieć wyzdrowieć, a wbrew temu, co może się nam wydawać, nie każdy chce być zdrowy. Czasem choroba jest jedynym usprawiedliwieniem naszej bezczynności. Mój współbrat zaprosił kiedyś młodego mężczyznę na nabożeństwo z modlitwą o uzdrowienie, przekonując go, że może zostać uzdrowiony. „Ale ja nie wiem, czy chcę być zdrowy – powiedział. Straciłbym wówczas moją rentę”. Inni oddaliby bardzo wiele za odzyskanie zdrowia. Lecz pamiętajmy, że modlitwa za osobę poważnie chorą nie ogranicza się do nałożenia rąk i zwrócenia się z prośbą do Boga. Powinniśmy zapewnić jej pomoc, również po uzdrowieniu. Nie mówię oczywiście o tak prozaicznych chorobach jak zwykłe przeziębienie czy odciski na stopie. Ktoś, kto latami żył z chorobą, musi się przez jakiś czas uczyć, jak żyć bez niej.
Modlitwa wiernych, która ma swoje stałe miejsce w liturgii Mszy św., składa się głównie z próśb, w tym z wezwań do modlitwy za kogoś. Czasem zadaję sobie pytanie, czy ta lista intencji nie stała się zbyt formalna. Czy ta modlitwa jest dzisiaj wypowiadana z troską i głębokim pragnieniem, by została wysłuchana? A już bardzo rzadko towarzyszą jej łzy i post. Modlitwa wstawiennicza powinna generować pokłady miłości i na tej miłości najbardziej Bogu zależy. Bóg chce, aby modlący się człowiek płakał z tymi, którzy płaczą, i miał udział w radości osoby obdarowanej łaską wysłuchanej modlitwy.
Pomodliłeś się za mnie i co dalej?
Prorocy Starego Testamentu wstawiali się u Boga za lud i byli głosem ludu przed Bożym majestatem. Mówiąc krótko, pośredniczyli w trudnych sprawach, negocjowali z Bogiem, mając świadomość, że również oni należą do tego samego, cierpiącego i grzesznego ludu. Nie tylko współcierpią, ale są też współwinni.
Biblia hebrajska opisuje życie wielu proroków i przywódców Izraela modlących się za cierpiący lud. Jednym z nich jest Nehemiasz. Jego modlitwa wstawiennicza jest opisana w pierwszym rozdziale księgi noszącej jego imię. Prześledźmy poszczególne elementy tej modlitwy.
Nehemiasz żyje w twierdzy króla Artakserksesa i jest jego podczaszym. Ma dobrą pracę i ma za co żyć. Jest bezpieczny i syty. Podobnie jak on, osoby modlące się dzisiaj w czyjejś intencji są zwykle w o wiele bardziej komfortowej sytuacji niż ten, który potrzebuje modlitwy. Trzeba to dostrzec i skonfrontować swoje położenie z sytuacją cierpiącego. Nehemiasz uświadamia sobie trudne położenie żyjących w biedzie mieszkańców Jerozolimy, którym uniemożliwiono odbudowę spalonego miasta. Dopytuje o szczegóły i dowiaduje się o strasznym pohańbieniu tych, którzy żyją pośród zburzonych murów. Zanim jeszcze zacznie prosić Boga, wczuwa się w ich trudny los. Utożsamia się z uciemiężonym ludem, płacze i pości. Przyznaje, że lud jest winny swojej tragicznej kondycji i uznaje przed Bogiem, że on, Nehemiasz, jest współwinny. Niekoniecznie bezpośrednio, ale choćby przez swoją obojętność, nie reagując na zło, nie angażując się w położenie kresu niesprawiedliwości. Nie prosi Boga, by nad kimś się zlitował, lecz woła „zlituj się nad nami”, bo czuje się częścią tego ludu: „Bardzo źle postąpiliśmy wobec Ciebie: nie zachowaliśmy przykazań ani praw, ani przepisów, które wydałeś słudze Twemu Mojżeszowi” (1, 7). Dopiero po wyznaniu winy woła w modlitwie do Boga, powołując się na Jego obietnice: „Wspomnijże na zapowiedź, którąś ogłosił słudze twemu Mojżeszowi” (1, 8–10). Gdy zostaje wysłuchany, podejmuje konkretne działanie, stając się narzędziem interweniującego Boga, który przychodzi z pomocą swojemu ludowi. Podczaszy Nehemiasz zyskuje względy króla, a gdy ten go pyta: „O co chciałbyś prosić?” (2, 4), odpowiada: „Proszę, abyś mnie posłał do Judy, do grobu grobów moich przodków, abym go odbudował” (2, 5).
Nehemiasz zostaje posłany i radzi sobie z problemem, o którego rozwiązanie prosił Boga. Był gotowy do tej misji i gdy się powiodła, nie przypisał sobie sukcesu. Bez Bożej łaski nic by nie osiągnął. To był wymodlony los. Działanie Boga musi napotkać działanie człowieka, by modlitwy zostały wysłuchane.
Kolejne etapy modlitwy wstawienniczej
Zanim zaczniesz modlić się w czyjejś intencji, podobnie jak Nehemiasz, (1) uświadom sobie, w o ile lepszej sytuacji jesteś w porównaniu z tym, za kogo chcesz się modlić, i (2) wczuj się w los potrzebującego. Płacz i pość w jego intencji. (3) Uznaj przed Bogiem, że podobnie jak on, jesteś grzeszny. Wyznaj swoje grzechy i zaniedbania. Żałuj, że nie zrobiłeś do tej pory wszystkiego, by ulżyć jego cierpieniu, że byłeś obojętny albo przynajmniej brakowało ci zaangażowania. I wreszcie (4) powołując się na Boże obietnice, wołaj do Boga, by odmienił los cierpiącego.
Po modlitwie prośby (5) oddaj się Bogu do dyspozycji i spytaj: Co powinienem zrobić? Zadeklaruj swoją gotowość bycia narzędziem Boga, jeśli tylko zechce się tobą posłużyć. Jeśli nie jesteś gotowy na współpracę z Bogiem, zastanów się, czy twoja modlitwa nie jest stratą czasu. Nie sprowadzaj jej do zaklęć, myśląc, że wypowiedziana formułka sprawi, że stanie się cud. Bóg tak nie działa. Chce uczynić cię swoim współpracownikiem. Chce widzieć twoją żarliwą miłość nie tylko w długich litaniach i adoracjach, ale w czynach. Jak wiele jesteś w stanie poświęcić, by odmienić los osoby, za którą się modlisz? Czasem niewiele trzeba, a na pewno nie wysiłku ponad twoje możliwości.
Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie
Gdy siostrzenica mojej babci uległa wypadkowi i złamała kość udową, modliłem się w intencji jej powrotu do zdrowia.
Co jakiś czas zaglądała do niej sąsiadka, by przewrócić ją na drugi bok i posmarować odleżyny. Jednak ciocia potrzebowała stałej opieki. Zacząłem więc dzwonić do znajomych i nieznajomych w poszukiwaniu jakiejś opiekunki. Mijały tygodnie, a moje starania były wciąż bezowocne. Gdy po dwóch miesiącach ciocia zmarła w szpitalu, miałem wyrzuty sumienia i zadałem sobie pytanie: Dlaczego nie poprosiłem przełożonych o kilka tygodni wolnego i sam się nią nie zająłem? Myślę, że nie zrobiłem wszystkiego, co było możliwe. W mojej modlitwie wstawienniczej zatrzymałem się przed ostatnim, kluczowym jej etapem. Nie oddałem się Bogu do dyspozycji. Nie powiedziałem: Boże, poślij mnie.
Aby dokonał się cud, Bóg oczekuje od nas współpracy. Nawet na weselu w Kanie Galilejskiej, zanim Jezus zamienił wodę w wino, zainteresowani takim obrotem sprawy usłyszeli od Maryi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5b), a otworzycie usta ze zdziwienia. Zrobili, czego Jezus od nich oczekiwał, i stał się cud. Rozpoczynając modlitwę wstawienniczą, pamiętaj, że nie sprowadza się ona jedynie do słów wypowiedzianych z troską.
Podczas Mszy św. z udziałem dzieci najmłodsi wypowiadali różne intencje modlitewne. Jeden z przedszkolaków powiedział do mikrofonu: „Panie Boże, pomódl się za moją chorą babcię, aby wyzdrowiała”. Przez kościół przeszedł lekki szmer, a wielu dorosłych szczerze się uśmiechnęło, bo do kogóż miałby modlić się Bóg. Jednak chłopiec nie był w błędzie. W niejednym fragmencie Pisma Świętego czytamy, że Bóg modli się do Boga w naszych intencjach i jest mistrzem modlitwy wstawienniczej. Bóg Jezus prosi Boga Ojca, abyśmy mieli w sobie radość w całej pełni (por. J 17, 13) i nie poprzestaje na słowach. Poświęca „w ofierze samego siebie” (J 17, 19). Również Duch Święty modli się za nas do naszego Ojca w niebie. „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Może warto podsłuchać, o co błaga Boga sam Bóg w naszej intencji, i prosić Go, by uczył nas, jak modlić się za innych.