Logo Przewdonik Katolicki

Sam na sam z papieżem

Michał Kłosowski, Rzym
fot. IPA/ABACA/East News

230-stronicowa autobiografia papieża Franciszka pod angielskim tytułem Life – My Story Through History spogląda na przechodniów z witryn każdej niemal księgarni w Rzymie. Niewiele tu nowego.

Na okładce uśmiechnięty Franciszek, bo to rodzaj papieskiej autoanalizy, przewiewna lektura w stylu konwersacyjnym, rozpoczynająca się od dzieciństwa Jorge Maria Bergoglia w Buenos Aires. Idealna na wakacje dla tych, którzy chcą w ogóle papieża poznać.

Kontrowersje? Brak
O czym jest ta książka? O świecie widzianym z perspektywy Buenos Aires, później zaś Watykanu. Mamy tu więc gotowy list rezygnacyjny, papieskie miłości, marzenia i „tajne” śluby papieża. Franciszek, a w zasadzie piszący wraz z nim tę książkę włoski dziennikarz Fabio Marchese Ragona, wplata swoje życie w najważniejsze wydarzenia ostatnich dekad. Mający 87 lat papież, coraz słabszy i podupadający na zdrowiu, o czym w Watykanie coraz głośniej, wyrusza na kartach tej książki w nieco sentymentalną podróż, w której dzieli się wspomnieniami o świecie, którego już nie ma, ale też opowiada o nadziejach związanych z przyszłością Kościoła i błędach, które uznaje za kluczowe dla XX wieku. Zastanawia się nad swoim życiem i jego skrzyżowaniem z najważniejszymi wydarzeniami, które ukształtowały to, gdzie znajdujemy się obecnie.
Życie. Moja historia w Historii – tak brzmi polskie tłumaczenie tytułu tej książki (choć może lepiej dynamikę i cel publikacji oddałoby: „moja droga przez historię”) – to wspomnienia opublikowane przez wydawnictwo HarperCollins w 11. rocznicę objęcia przez Franciszka urzędu papieża. Dostępne od razu po angielsku i po włosku mają dać czytelnikowi wgląd w papieski świat.
Lektura oferuje niewiele nowego – 230 stron historii życia Jorge Maria Bergoglia, od dzieciństwa w Buenos Aires aż po dziś. To papieski monolog, przerywany wydarzeniami, takimi jak II wojna światowa, Holokaust, zimna wojna, lądowanie na Księżycu w 1969 r., upadek muru berlińskiego w 1989 r., ataki z 11 września 2001 r. i w końcu rezygnacja papieża Benedykta XVI w 2013 r. Słowem: są tu wszystkie najważniejsze wydarzenia epoki, która – zdaniem papieża – na naszych oczach dobiega końca. To podsumowanie i próba nadania sensu innego, niż dotychczas można było przeczytać o tych wydarzeniach. Ale to zarazem dość fascynujący wgląd w sposób, jaki papież widzi świat dookoła, i sposób, w jaki najtragiczniejsze momenty ostatnich lat wpłynęły na rzeczywistość. Bo, choć niepowiedziane jest to wprost, ta książka to nie pożegnanie, to nowy początek. W końcu zdaniem Franciszka żyjemy nie tyle w chwili epokowej zmiany, ile w momencie zmiany epok.

Kościół Franciszka, Kościół przyszłości 
Na stronach swojej autobiografii papież broni niedawnej decyzji o otwarciu Kościoła na błogosławieństwa osób, pozostających w związkach tej samej płci, powtarzając, że nie są one błogosławieństwami dla samego związku, ale dla poszczególnych osób, „które szukają Pana, ale są odrzucane lub prześladowane”. Z drugiej strony dodaje, że Kościół „nie ma władzy zmieniać sakramentów stworzonych przez Pana” i że „to (błogosławieństwo) nie oznacza, że Kościół opowiada się za małżeństwami osób tej samej płci”. Przy tej okazji snuje następujące wyobrażenie o Kościele:  „Wyobrażam sobie Kościół-matkę, która obejmuje i wita wszystkich, nawet tych, którzy nie czują się tu mile widziani i zostali przez nas osądzeni w przeszłości”. 
Obrona niektórych z ostatnich decyzji jest w zasadzie kolejnym istotnym wątkiem tej książki, nawet jeśli przedstawionym nie wprost. Wrażliwość na ludzką krzywdę, na różne formy wykluczenia czy krzywdy innych są tym, co wybrzmiewa w zasadzie na każdej stronie tej autobiografii, będąc próbą nadania wszystkim tym globalnym momentom ewangelicznych ram: to jakby zachęta, aby czytać historię świata (i własną) zawsze przez pryzmat Ewangelii. Ten framing (angielski termin określający budowanie perspektyw teoretycznych dotyczących tego, jak jednostki, grupy i społeczeństwa organizują, postrzegają i komunikują o rzeczywistości) jest niewątpliwie jednym z głównych, najbardziej widocznych elementów tej książki. Nawet wtedy, kiedy Franciszek pisze w swojej autobiografii, że choć niektórzy biskupi odmawiają udzielania błogosławieństw osobom pozostającym w związkach tej samej płci, tak jak ma to miejsce np. w Afryce, „nie oznacza to, że jest to przedpokój schizmy, ponieważ doktryna Kościoła nie jest kwestionowana”. To chyba nie tyle papieska naiwność, ile szczera wiara w możliwość porozumienia.

Historia tłem dla osoby
W całej książce papież opiera się na wydarzeniach historycznych jako tle, aby odwoływać się do bieżących, czasem nawet bardzo gorących, problemów i sytuacji. Wspominając o II wojnie światowej, pisze na przykład, że do dziś Żydzi są nadal postrzegani stereotypowo i prześladowani. „To nie jest chrześcijańskie, to nawet nie jest ludzkie. Kiedy zrozumiemy, że to są nasi bracia i siostry?” – pyta retorycznie.
Wspominając, kiedy po raz pierwszy usłyszał o bombach atomowych zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki w Japonii pod koniec wojny, mówi: „Wykorzystanie energii atomowej do celów wojennych jest zbrodnią przeciwko ludzkości, przeciwko godności ludzkiej i przeciwko wszelkim możliwościom przyszłości w naszym wspólnym domu”. Zastanawiając się zaś nad atakami na Stany Zjednoczone z 11 września, Franciszek stwierdza, że „bluźnierstwem jest używanie imienia Bożego do usprawiedliwiania rzezi, morderstw, ataków terrorystycznych, prześladowań jednostek i całych populacji tak, jak niektórzy nadal to czynią. Nikt nie może wzywać imienia Pana, aby siać zło”.
Papież odrzuca też niedawne doniesienia konserwatywnych amerykańskich mediów katolickich – jako „fantazję, najwyraźniej wymyśloną” – jakoby zmienił zasady dotyczące konklawe, aby umożliwić zakonnicom i świeckim wstęp na konklawe w celu wyboru przyszłych papieży.
Jest więc papieska autobiografia niewątpliwie też formą obrony; próbą nadania własnej narracji wydarzeniom, które obiegły już świat i rozpaliły wyobraźnię wielu katolików. Czy skutecznie? W dobie internetu ktoś może uznać, że to trochę późno, a i format jest mało odpowiedni. A jednak papież nie obawia się wracać do wydarzeń dawno już minionych. Jako fan piłki nożnej Franciszek pisze nawet o kontrowersyjnym golu „ręką Boga” strzelonym przez swojego rodaka Diego Maradonę w ćwierćfinale mistrzostw świata w piłce nożnej w 1986 r. przeciwko Anglii, na który sędzia pozwolił, ponieważ nie miał jasnego obrazu wskazującego, że Maradona wykorzystał swoją rękę. Wiele lat później, jak sam pisze, kiedy Maradona odwiedził Franciszka w Watykanie, ten miał zapytać go osobiście i żartobliwie: „A więc która ręka jest winna?”.
Takich smaczków jest jednak niewiele. Tych, którzy śledzą ten pontyfikat, papieska autobiografia może rozczarować. Franciszek opowiada w niej na przykład dobrze znaną historię tego, że jako jezuita chciał zostać misjonarzem w Japonii, ale nie pozwolono mu na to ze względu na stan zdrowia: „Gdyby mnie wysłali na tę ziemię misyjną, moje życie potoczyłoby się inaczej; i może w Watykanie byłby teraz ktoś lepszy”. Papież wspomina także swoje młodzieńcze miłości, zamach stanu w Argentynie, swoje wygnanie w Kordobie za karę, swoje relacje z Ratzingerem i dni konklawe w 2013 r.; opowiada także o swoim włoskim pochodzeniu („piemoncki był moim pierwszym językiem ojczystym”) i młodości.
Każda z tych historii została już opowiedziana, papieskie słowa są zaś jakby próbą postawienia kropki nad i.
Kwestią, która niewątpliwie przykuje uwagę czytelników jest to, czego w tej książce jest chyba najwięcej, a więc niepublikowane, a nawet osobiste szczegóły, dotyczące papieskiego zdrowia, opowiadane nie bez nutki goryczy. „Kiedy idę do szpitala, ktoś od razu zaczyna myśleć o konklawe…” – pisze papież. I trzeba przyznać, że czyta się te słowa z jakimś niewątpliwym smutkiem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki