Logo Przewdonik Katolicki

Samotność Boga

bp Damian Muskus OFM
il. Agnieszka Robakowska

Mk 14, 1 – 15, 47 Gdy wrócił, zastał ich śpiących

Niedziela Palmowa jest opowieścią o wielkiej samotności Boga. Mimo wiwatujących przy wjeździe do Jerozolimy tłumów, mimo przyjaciół siedzących z Nim przy tym samym stole i dzielących się chlebem na ostatniej wieczerzy, mimo licznych – pozytywnych i negatywnych – bohaterów spotykanych w ostatnich dniach ziemskiego życia, Bóg jest dojmująco samotny. „Opuścili Go wszyscy i uciekli”, notuje ewangelista. Cierpienie znoszone w samotności i opuszczeniu jest podwójnie bolesne. To dodatkowy krzyż nałożony na barki przez ludzi… czasem okrutnych, czasem bezmyślnych, ale zazwyczaj po prostu obojętnych i zalęknionych. To krzyż niezrozumienia, upokorzeń i porzucenia. Krzyż zbudowany z kamiennych serc.
Trudna do przyjęcia jest prawda, że ten krzyż nałożyli Jezusowi nie tylko arcykapłani i starsi, nie tylko gawiedź żądna krwi Niewinnego, nie tylko żołnierze okupanta, nie tylko umywający ręce od wyroku śmierci Piłat. Na krzyż samotności skazali swojego Pana ludzie, którzy byli Mu na tej ziemi najbliżsi, towarzysze Jego dróg.
Jak łatwo jest wzruszać się krzyżową drogą Pana, litować nad Jego cierpieniem, płakać nad Jego bólem. Ale w tej litości tkwi prawdziwie faryzejski fałsz, jeśli nie dopuścimy do siebie myśli, że sami doprowadzamy Jezusa na krzyż – przez wieczernik i Getsemani, przez sąd arcykapłanów i pałac Piłata, przez gwarne ulice, które przemierzał w drodze na Golgotę. Sami przyglądamy się z dystansem Jego cierpieniu, odwracamy oczy lub uciekamy w popłochu. My, Jego najbliżsi.
To my śpimy, gdy On czuwa i cierpi w swoim Kościele, gdy przeżywa swoją godzinę męki i trwogi w Getsemani, gdy umiera na krzyżu. Śpimy, gdy cierpi i płacze w krzywdzonych i słabych, gdy jest odrzucany, gdy nikt Go nie chce wysłuchać. Zmęczeni, a może znudzeni, jesteśmy nieobecni tam, gdzie ludzie tracą sens życia, gdzie w poszukiwaniu nadziei schodzą na manowce. Milczymy egoistycznie, myśląc tylko o własnej wygodzie.
Zawodzimy Jezusa. Opuszczamy Go. Taka jest smutna prawda Niedzieli Palmowej.
Przypomnijmy sobie Jego modlitwę w Getsemani. Ten wieczór był jak próba generalna przed finałowymi scenami dramatu. Sromotnie tę próbę zmarnowali uczniowie Jezusa. Trzech Jego najbliższych uczniów. Co robili, gdy On modlił się i drżał z lęku przed grozą krzyża? Co robili, gdy w ciemnościach nocy przyjmował wolę Ojca? Byli z Nim? Podtrzymywali na duchu? Klęczeli obok, choćby w dyskretnym oddaleniu? Nie! Oni po prostu spali. Obojętność bliskich boli bardziej niż ciosy wymierzane przez obcych.
Budził ich kilka razy. Wracał do nich i za każdym razem widział, że drzemią. Dziś Pan próbuje dobudzić nas na różne sposoby, przez różnych, czasem dalekich od Kościoła ludzi, przez wydarzenia, często bolesne i zawstydzające, które wcale nas nie otrzeźwiają, bo znów zapadamy w bierność. „Wstańcie, chodźmy!” – czy w ogóle docierają do nas dziś Jego słowa? Czy, zmęczeni i zdezorientowani, a może po prostu okopani na bezpiecznych pozycjach, chcemy wstać?
Między „Hosanna” a „Wypełniło się” są jeszcze słowa „Nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie”. Tej modlitwy powinniśmy się uczyć, zamiast spać w odrętwieniu. Nie to, co my chcemy dla Ewangelii, dla Kościoła, dla ludzi, ale to, czego chce Bóg, niech się wypełni. Czy potrafimy tak modlić się za świat pogrążony w chaosie, za naszą wspólnotę, która mierzy się z wieloma nieznanymi dotąd wyzwaniami? Czy pytamy Pana o to, co na temat Jego woli mówią trudne i bolesne wydarzenia, które uderzają w Kościół od środka i z zewnątrz? „Nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie”. To nie jest zachęta do bierności. To wołanie nadziei.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki