Każda odmowa wykonania zabiegu będzie zgłaszana do prokuratury – zapowiedział Donald Tusk. Te słowa były odpowiedzią na histerię (nie da się tego inaczej opisać), jaka wybuchła wśród posłanek Lewicy i proaborcyjnych aktywistek po tym, gdy rozpatrzenie projektów dotyczących aborcji odłożono o kilka tygodni. Celem ataków jest część zwartej do tej pory koalicji, zwłaszcza marszałek Szymon Hołownia, lider Polski 2050.
Nie wiemy, co Tusk miał na myśli. Czy antycypował wejście w życie nowego prawa pozwalającego na aborcję na życzenie? Czy chce zgłaszać przypadki odmowy aborcji już teraz, w przypadkach kiedy jest ona legalna? Wypada zwrócić uwagę pana premiera, że nowe prawo prawdopodobnie nie zaistnieje. Większość dla niego w Sejmie jest wątpliwa, wobec nastawienia części posłów koalicji, tych z Trzeciej Drogi. A jeśli jakimś cudem ustawa przejdzie, zapewne zawetuje ją prezydent Andrzej Duda. Histeria będzie wtedy jeszcze większa.
W przypadku drugim, na kogo chce Tusk donosić prokuraturze? Na szpital, który powinien wskazać, gdzie taki „zabieg” można legalnie przeprowadzić. Czy na pojedynczego lekarza (lekarkę)? Jeśli to drugie, przypomnę: od roku 1996 mamy w Polsce ustawową klauzulę sumienia. Nie wolno zmuszać do medycznych działań sprzecznych z własnymi przekonaniami. Nikt tego prawa nie zmienił. Notabene zalegalizował je Trybunał Konstytucyjny, i to jeszcze przed obsadzeniem jego składu przez PiS. Zwolennikiem takiej klauzuli był platformerski prezes Andrzej Rzepliński.
Podczas ostatniej kampanii wyborczej Lewica zapowiadała hałaśliwie wyrzucenie klauzuli sumienia „na śmietnik”. Czasem wtórowały jej polityczki Koalicji Obywatelskiej. To jest ten moment, kiedy z demokracji wyłaniają się oczywiste odruchy czy nawyki totalitarne. Zapowiedź łamania czyjegoś sumienia to coś obrzydliwego. Zdawałoby się nie do pogodzenia z demokracją liberalną. A jednak to ona staje się widownią podobnych ekscesów.
Możliwe, że dziś nie będą one jeszcze wcielone w życie. Wyrzucenie klauzuli sumienia z obecnego polskiego prawa też może nie zyskać większości w tym Sejmie, jak sama aborcja na życzenie. A jeśli nawet zyska jest jeszcze prezydent ze swoim wetem.
Ale w dłuższej perspektywie takiej zmiany należy się spodziewać. Zmuszenie kilku posłów obecnej koalicji rządzącej do zmiany stanowiska nie będzie trudne, zwłaszcza kiedy do politycznej presji włączą się media, w większości o podobnym nastawieniu. Prezydent kończy zaś za ponad rok swoje urzędowanie. Wątpliwe, aby prawicy udało się przeforsować swojego kolejnego kandydata. W XXI wieku zatriumfuje logika swoistego upaństwowienia ludzkiego sumienia. Powtarzam, kojarzy się to z ładem totalitarnym.
Wiele wskazuje na to, że gorliwość Donalda Tuska w lansowaniu nowych trendów jest koniunkturalna. Kilkanaście lat temu mówił co innego. To, co prezentuje obecnie, to wyczucie trendów dominujących w Europie. Plus recepta na polską politykę. Im więcej w niej ideologicznej wrzawy, tym mniej sposobności, aby zadawać nowej koalicji kłopotliwe pytania. Choćby o dotrzymanie elementarnych wyborczych obietnic. Zwłaszcza tych, które łączą się z hojnymi wydatkami. Padło ich podczas ostatniej kampanii za wszystkie czasy – bardzo dużo.
Ten koniunkturalizm zawodowego polityka służy jednak trwałemu przemodelowaniu ludzkiej mentalności. Jeszcze niedawno większość Polaków, wynikało to z różnych sondaży, nie akceptowała aborcji jako leku na życiowe kłopoty. Teraz być może zaakceptują uznanie jej za swoistą koronę praw człowieka. Czy nowa koalicja zapewni tym samym Polakom szczęście i dobrobyt? A, to inna sprawa.