Logo Przewdonik Katolicki

Kryzys za Odrą

Tomasz Budnikowski
Berlin-Charlottenburg, KaDeWe. Tłumy wokół kasy w dziale tkanin podczas letniej wyprzedaży w 1951 r. Na początku 2024 r. Grupa KaDeWe ogłosiła upadłość | fot. AKG Images/Gert Sch/East News

Spoglądając dziś na standard życia przeciętnego Niemca, nie sposób nie przyznać racji tym, którzy mówią, że dobrze już było. Podobne sygnały dochodzą z tamtejszych firm.

Od wielu lat Republika Federalna Niemiec jest najważniejszym partnerem handlowym naszego kraju. Sprawia to, że problemy gospodarcze, z jakimi borykają się nasi zachodni sąsiedzi, obserwowane są w Polsce ze szczególną uwagą. Nie może to dziwić, zważywszy na fakt, że niemała część miejsc pracy w polskich firmach związana jest z eksportem do Niemiec. Wielu zaś naszych rodaków od lat pracuje w Niemczech.

Tęsknota za przeszłością
Dla wielu Polaków Niemcy to przykład gospodarczego cudu, z którym nie mielibyśmy do czynienia, gdyby nie nadzwyczajna pracowitość i zdolności organizacyjne Niemców. Za tym, że opinia ta jest w poważnym stopniu nieuzasadniona, przemawiają przynajmniej dwa argumenty. Jak pokazują liczne badania tamtejszego rynku pracy, do przeszłości należy opinia o nadzwyczajnej pracowitości naszych sąsiadów z jednej strony i o ich sprawności w zarządzaniu z drugiej. Najlepszym tego dowodem była rzucająca się w oczy różnica w standardzie życia w dwóch państwach niemieckich.
Sukces gospodarczy zachodniej części powojennych Niemiec był efektem szybkiego wprowadzenia zasad społecznej gospodarki rynkowej przez rząd Konrada Adenauera i Ludwiga Erharda. Zapoczątkowany wówczas szybki wzrost gospodarczy postrzegany był z zazdrością nie tylko przez obywateli Niemieckiej Republiki Demokratycznej, lecz także przez wiele europejskich krajów.
Z perspektywy ponad 70 powojennych lat widać, że dziś Niemcy mogą jedynie pomarzyć o takim tempie wzrostu gospodarczego. O ile w latach 50. ten najważniejszy wskaźnik ekonomicznego rozwoju zwiększał się średniorocznie w tempie 8,2 proc., to w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia wyniósł jedynie 1 proc. Mimo to dziś Niemcy plasują się na czwartym miejscu pod względem produktu krajowego brutto, ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym, Chinom i Japonii. Polska lokuje się w tej klasyfikacji na 22. miejscu w świecie. Nie mamy jednak najmniejszych powodów, aby wpadać w kompleksy. Nasz kraj się bogaci. O ile w 1990 r.
wielkość produkcji przypadającej na jednego mieszkańca w Niemczech była 15-krotnie wyższa niż poziom tego wskaźnika dla Polski, to w ubiegłym roku iloraz ten spadł do trzech.

Mało elastyczni
Jak na razie jednak gospodarka naszych zachodnich sąsiadów przechodzi przez bardzo trudny okres. Podstawowe wskaźniki ekonomiczne poprzedniego roku były gorsze niż rok wcześniej. Złożyło się na to wiele przyczyn – nie tylko słaba koniunktura na świecie.
Cieniem na niemieckiej gospodarce położył się spowodowany dwoma czynnikami gwałtowny wzrost cen energii. Wpłynęła na to wojna na Ukrainie z jednej strony i wymuszone przez ekologów definitywne zakończenie eksploatacji elektrowni atomowych z drugiej. Pod ich naciskiem Niemcy także bardzo poważnie podeszli do lansowanej przez Unię Europejską neutralności klimatycznej, którą zamierzają osiągnąć do 2045 r. Oznacza to konieczność dalszej rozbudowy wiatraków, które już dziś na niespotykaną skalę „zaśmiecają” tamtejszy krajobraz. Wzrost cen energii dotknął wprawdzie wszystkie kraje europejskie, ale nigdzie nie było to tak odczuwalne jak w Niemczech. W żadnym bowiem innym państwie unijnym udział przemysłu nie jest tak znaczny jak u naszych zachodnich sąsiadów.
Stąd też niemieccy ekonomiści z coraz większym niepokojem przyjmują dane pochodzące z Federalnego Urzędu Statystycznego. Wynika z nich m.in., że już od końca lat 80. obserwuje się wyraźne spowolnienie wielkości produkcji przemysłowej. Najważniejszą branżą pozostaje od lat przemysł samochodowy. W ostatnich latach jednak coraz większą konkurencję stanowią dlań Chiny. Dzieje się tak dlatego, że fabryki azjatyckie stosunkowo szybko potrafiły się przestawić na produkcję elektrycznych samochodów. Elastyczność produkcji nie jest na pewno najmocniejszą stroną niemieckiego przemysłu. Krajem europejskim, w którym udział tej branży gospodarczej jest niemalże tak znaczny jak w Niemczech, są Włochy. Turysta przejeżdżający przez Niemcy na swej trasie napotyka najczęściej duże fabryki. Jadąc zaś przez północne Włochy, niemalże w każdym średniej wielkości mieście dostrzec można zakłady przemysłowe. Są one jednak na ogół znacznie mniejsze od tych niemieckich. Nic więc dziwnego, że – jak wskazują liczne opracowania – przemysł włoski jest znacznie bardziej elastyczny od tego, z jakim mamy do czynienia w kraju naszych zachodnich sąsiadów. Firmy włoskie bardzo często wygrywają konkurencję z bardzo uporządkowanymi, ale dość ociężałymi Niemcami.

Spóźnialski pociąg
Nie może w tym kontekście dziwić opinia, jaką na temat stanu gospodarki Niemiec przedstawił renomowany brytyjski „The Economist”. Autorzy nawiązują w nim do słynnej publikacji, jaka na łamach tego tygodnika ukazała się w 1999 r., robiąc wówczas furorę wśród ekonomistów Starego Kontynentu. Sformułowano w nim tezę o Niemczech jako chorym człowieku Europy. Przyczyn tego stanu rzeczy upatrywano wówczas w olbrzymich kosztach zjednoczenia, mało elastycznym rynku pracy, nadmiernie rozbudowanych świadczeniach socjalnych oraz ograniczonej elastyczności niemieckiego przemysłu. Jak sprawa wygląda dzisiaj? W jednym z sierpniowych numerów z ubiegłego roku „The Economist” pisze, że Niemcy nie są już lokomotywą; przypominają raczej spóźnialski pociąg. Wśród przyczyn, które do tego doprowadziły, autorzy wymieniają zbyt niski poziom inwestycji w połączeniu z niezadowalającą innowacyjnością oraz zbyt rozbudowaną biurokracją. Zwracają też uwagę na fakt, iż przywiązanie Niemców do jakiejś ideologii sprawia, że często stają się jej ofiarami. To wszak odejście od elektrowni atomowych stało się jedną z głównych przyczyn kryzysu energetycznego. Błędem, według brytyjskiego tygodnika, była także daleko idąca wstrzemięźliwość inwestycyjna w fazie relatywnie niskooprocentowanych kredytów.
Publikując tę opinię w sierpniu ubiegłego roku, jej autorzy nie znali jeszcze bardzo istotnego orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Ten bowiem trzy miesiące później, w reakcji na skargę opozycyjnej CDU, uznał za niezgodny z prawem zamiar rządu federalnego przesunięcia przeznaczonych na walkę z pandemią, a niewydanych środków. Miały one zostać przeznaczone na utworzenie funduszu, pozwalającego na sfinansowanie przedsięwzięć zmierzających do naprawy szkód spowodowanych zmianami klimatycznymi z jednej strony oraz działań mających na celu poprawę infrastruktury z drugiej. Po raz pierwszy w historii Republiki Federalnej Trybunał wypowiedział się w tej sprawie, argumentując swoje orzeczenie niedopuszczalnym konstytucyjnie przekroczeniem poziomu deficytu. Utrata możliwości skorzystania przez rząd federalny z tej znaczącej, bo wynoszącej 60 mld euro, kwoty postawiła zarówno kanclerza, jak i jego ministra finansów w bardzo trudnej sytuacji.
Na lepsze czasy będzie musiała więc poczekać niemiecka kolej czy oczekujący dofinansowania przemysł metalowy. Zabraknie też pieniędzy na niektóre programy socjalne czy ekologiczne projekty, które na swych sztandarach manifestowali współtworzący rząd Zieloni. Niemałym problemem stanie się planowane przez rząd federalny współfinansowanie budowy wielkiej inwestycji firmy Intel powstającej w Magdeburgu. Szacuje się, że nakłady związane z powstającymi tam dwoma fabrykami produkującym półprzewodniki wyniosą docelowo około 30 mld euro. Ponadto w połowie marca szef amerykańskiego Microsoftu zadeklarował rozbudowę w Niemczech centrum danych i zintensyfikowanie prac nad sztuczną inteligencją. W ciągu najbliższych trzech lat Amerykanie zamierzają zainwestować 3,3 mld euro. Będzie to największa inwestycja od 40 lat obecności tej firmy w Niemczech. Jak podkreślił szef koncernu, decyzja o budowie tych obiektów to najdobitniejszy dowód zaufania do tego kraju. Trudno byłoby uznać, że stwierdzenie takie to tylko grzecznościowy gest w stronę gospodarzy. Z naszej perspektywy może wydawać się dziwne, że Microsoft zdecydował się na zainwestowanie w Niemczech, a nie np. w Polsce, gdzie poziom wynagrodzeń jest zdecydowanie niższy. Może to powszechnie widoczna na Zachodzie obawa o stabilność i rzetelność polskiego sądownictwa?

Obawy o przyszłość
Decyzja o inwestowaniu w Niemczech zastanawia również, jeśli się zważy na to, że tamtejsza gospodarka cierpi na chroniczny brak siły roboczej. Według najnowszych prognoz, żeby normalnie funkcjonować w najbliższej przyszłości, będzie ona potrzebować rocznie 400 tys. imigrantów w wieku produkcyjnym. Szczególnie poszukiwane są i będą osoby o odpowiednim przygotowaniu zawodowym. Napływający szeroką falą cudzoziemcy są dwojako postrzegani – po pierwsze jako osoby wymagające wsparcia ze strony niemieckiego państwa, z drugiej jednak jako potencjalni konkurenci na tamtejszym rynku pracy. Jeszcze w niedalekiej przeszłości niemal regułą było, że cudzoziemcy decydowali się podejmować relatywnie niskopłatne zajęcia, podczas gdy Niemcy zadowalali się jakąś formą świadczenia socjalnego. Wysoka, acz wykazująca w ostatnich miesiącach tendencje spadkowe inflacja, tudzież cięcia w świadczeniach socjalnych sprawiają, że aktywność zawodowa rdzennych Niemców wyraźnie wzrasta.
Spoglądając dziś na standard życia przeciętnego Niemca, nie sposób nie przyznać racji tym, którzy mówią, że dobrze już było. Najlepszym tego przykładem jest starzenie się „ukochanego dziecka” Niemców, czyli określanego tym mianem samochodu. Przeciętny wiek przemieszczających się po tamtejszych drogach pojazdów osobowych wzrósł z niespełna 7 lat w 2000 r. do 10 lat w roku ubiegłym. Inflacja spada, ale ceny podstawowych artykułów spożywczych utrzymują się nadal na wysokim poziomie. Co drugi Niemiec obawia się, że w ciągu najbliższego roku nie będzie w stanie udźwignąć kosztów codziennego życia, a 40 proc. przyznaje, że odczuwa swego rodzaju finansowy stres.
Nie może dziwić, że podobne sygnały dochodzą z tamtejszych firm. Dominują pesymistyczne nastroje. Badania przeprowadzone w zrzeszeniach branżowych w niemieckim przemyśle, a dotyczące perspektyw bieżącego roku, pokazały, że 49 proc. z nich liczy się z pogorszeniem efektów gospodarowania, 13 proc. zaś oczekuje wyraźnego spadku produkcji i obrotów.
Nie inaczej najbliższą przyszłość kraju naszych zachodnich sąsiadów oceniają specjaliści Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Według nich w najbliższych pięciu latach gospodarka niemiecka będzie rozwijać się wolniej niż w USA, Wielkiej Brytanii, Francji czy Hiszpanii.

---

Nawet jeśli przeciętny Müller nie interesuje się nazbyt takimi prognozami, to na pewno musiała mu dać do myślenia informacja, która niedawno pojawiła się w niemieckich gazetach. Ku ogólnemu zaskoczeniu upadłość ogłosiło berlińskie KaDeWe. Ten, zatrudniający ponad dwa tysiące pracowników, największy dom towarowy kontynentalnej Europy od ponad stu był symbolem niemieckiego dobrobytu. Nawet jeśli, co zresztą bardzo możliwe, nie dojdzie do jego likwidacji, to jednak tenże Müller – który jest zresztą bardzo rzadkim klientem tego bardzo drogiego domu towarowego – może do końca stracić przekonanie o mocnej pozycji niemieckiej gospodarki.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki