Zaskakujące, jak po oddaniu przez Prawo i Sprawiedliwość władzy próby wciągania Kościoła w politykę zamiast osłabnąć, zaczęły się nasilać. Ze zdumieniem patrzyłem, jak jeden z posłów wybranych z list PiS-u zaatakował jeden z tygodników katolickich, dlatego że ukazała się w nim umiarkowanie pozytywna recenzja nowego serwisu informacyjnego TVP, który zastąpił „Wiadomości”. Poseł stwierdził, że trzeba będzie z tego powodu ten tytuł chować w kościołach pod ławkami. Przyznam, że trudno mi to zrozumieć. Rolą pism katolickich jest pisanie o życiu Kościoła, o toczonych w nim ważnych debatach, ale też dostarczanie najważniejszych informacji dotyczących życia społecznego czy politycznego, a nie wspieranie tej czy innej partii, a już – w żadnym razie – stawanie w obronie „Wiadomości”. Wiem, że ten program miał swoich wiernych fanów. Wielu osobom dawał poczucie przynależności do obozu prawicy. Ale był czysto polityczny w tym sensie, że kierował się nie kryterium prawdy, a wyłącznie zasadami skuteczności politycznej: budowania dobrego obrazu jednego obozu politycznego i odmalowywania drugiego w najczarniejszych barwach. Jak ktoś chciał to oglądać, proszę bardzo. Szkoda jednak, że pieniądze wszystkich podatników szły na coś, co z misją czy pluralizmem niewiele miało wspólnego. Ale nie wplątujmy w to Kościoła. Rolą Kościoła nie jest bronienie tego czy innego programu, szczególnie takiego, który – to moja osobista ocena – wbrew ewangelicznym zasadom posługiwał się nienawiścią i obmową.
Niestety myślenie owego posła nie jest odosobnione. Kilka dni temu jeden z sympatyków PiS-u w mediach społecznościowych oburzał się, że porównałem zachowanie posłów okupujących budynki TVP i PAP do sejmikowego warcholstwa polskiej szlachty, a równocześnie pisuję do „Przewodnika Katolickiego”. Gdyby zapytał, czy moja metafora była trafiona, chętnie bym o tym porozmawiał – może inne porównanie byłoby bardziej na miejscu. Ale co ma wspólnego pisanie do katolickiej prasy z krytyką postępowania posłów PiS-u? Czy to się rzeczywiście wyklucza?
To niebezpieczny sygnał szczególnie dlatego, że pokazuje, iż obóz PiS-u, który ostatecznie przegrał wybory, teraz chce Kościół pociągnąć za sobą. A przecież to zupełnie inne porządki. Obowiązkiem Kościoła nie jest wspieranie czy bronienie tej czy innej partii politycznej, ale głoszenie Dobrej Nowiny. Tymczasem obserwujemy, że spór polityczny coraz mocniej przenosi się na inne sfery życia, w tym również do Kościoła.
Zupełnie zrozumiała jest na przykład tocząca się debata między katolikami o znaczeniu deklaracji Fiducia supplicans, ponieważ spierają się różne wizje tożsamości Kościoła. Pojawiają się tu stanowiska bardziej konserwatywne i bardziej postępowe. Ale to coś innego niż przenoszenie na grunt Kościoła sporów stricte politycznych i używanie autorytetu Kościoła do tego, by wychwalać jedną partię albo odmawiać prawa do istnienia innej.