Nowy rok witamy w gigantycznym chaosie prawnym i medialnym. Rząd wprowadza zmiany w mediach publicznych w takim trybie, że opozycja je oprotestowuje. Pękniecie społeczeństwa jest coraz większe, konflikt nakręca się jak spirala. Jaka jest stawka walki? Co to są media publiczne?
– Publiczny to znaczy dotyczący całego społeczeństwa, zbiorowości. Dostępny, a więc przeznaczony dla wszystkich. Słowo bliskoznaczne to „powszechny”. Zatem media publiczne (Telewizja Polska, Polskie Radio, Polska Agencja Prasowa) mają charakter społeczny, powinny służyć nam wszystkim. Szczegółowe kwestie reguluje prawo danego państwa: dobrze stanowione, gwarantujące praworządność i ład, w obrębie którego media mogą normalnie funkcjonować.
Chaos rzeczywiście jest potężny i rośnie. Czas zasiąść do stołu i zacząć o tym rozmawiać. Dialog na temat publicznych mediów jest konieczny. Póki jest na to jeszcze czas.
Dziwi mnie przyzwolenie dla hasła „cel uświęca środki”. Różnica dotyczy celów, ale każda strona uznała, że jej jest tak wielki i ważny, że ona może omijać prawo. Widzę obraz Polski przed rozbiorami: kłótnie, prywata, brak troski o dobro wspólne. Kraj był tak wewnętrznie rozbity, że silni sąsiedzi nawet nie musieli go podbijać. Dziś też widać egoizm. Krzyczymy o wartościach, a w marcu są przecież wybory samorządowe.
– Ja mam w głowie obraz kraju z czasu, który poprzedził odzyskanie niepodległości w 1918 r. Było bardzo wiele ugrupowań politycznych, ale potrafiły się wznieść ponad swoje tylko dążenia, patrząc na Polskę. Różni – czasem skrajnie – politycy, zdołali doprowadzić do powrotu państwa na mapę Europy. I czegoś podobnego oczekuję teraz. Począwszy od kwestii mediów, bo to dopiero początek zmian. Trzeba chcieć wznieść się ponad stare podziały po to, żeby nie doprowadzić do totalnego chaosu, który może wymknąć się spod czyjejkolwiek kontroli. Na scenie politycznej są w zasadzie tylko dwie grupy, jest łatwiej.
Czy gdzieś na świecie członek rządu postawił media publiczne w stan likwidacji? A tuż obok, za wschodnią granicą, trwa wojna.
– Nie znam takiego przypadku. Nie twierdzę, że go nie ma, ale w historii świata po II wojnie światowej nie spotkałem się z tym, żeby państwo miało taki chaos w mediach. Nie mówiąc o chęci zlikwidowania wszystkich mediów publicznych lub formalnego postawienia ich w stan likwidacji. To wyjątkowy przypadek, chyba na skalę globalną. Dla mnie ten fakt jest kolejnym bodźcem do podjęcia rozmów.
Kto mógłby – skutecznie – je zacząć?
– Musi to być ktoś, kto ma władzę, a w ręku narzędzia prawne. Potrafi stworzyć grupę ekspertów. Dziś nie widzę innego człowieka, który mógłby się podjąć zainicjowania tego procesu, niż prezydent. Według mnie jest to jedyny człowiek, który może spróbować zapanować nad sytuacją. Ale wszystkie strony sporu muszą być też gotowe do pewnych ustępstw. Jeśli się okopią na swoich pozycjach, nie będzie szans na porozumienie.
Problem sam się nie rozwiąże. Może jakaś jedna grupa ekspercka powinna sformułować jasne zasady, których nikomu nie wolno złamać? Mamy obecnie sytuację klasycznego klinczu, a przy tym żadna ze stron nie ma tyle siły, żeby przeforsować w stu procentach „swoje”. Fatalną rzeczą są zwłaszcza sprzeczne ze sobą interpretacje prawne, jakie publikują strony. Jakbyśmy żyli w dwóch państwach i dwóch różnych systemach prawa.
Jestem sceptyczna, zarówno jeśli chodzi o gotowość do kompromisu, jak i pokojowy wkład w rozmowy prezydenta Andrzeja Dudy. Czy strony go posłuchają? Zgadzam się jednak, że urząd prezydenta ma pełnić rolę jednania. Tylko musi być – tak jak mediator – absolutnie zdystansowany, budzić zaufanie wszystkich.
– Jeśli nie on, to kto?
Nie mam pojęcia. Nie widzę etycznego autorytetu. Choć idąc Księdza tropem, drugą osobą w państwie jest marszałek Sejmu. Krytykował duopol, obiecał trzecią drogę. Obaj są katolikami.
– Nie przekreślałbym szans prezydenta. Jest głową państwa. Marszałek Szymon Hołownia nie ma co prawda zbyt wielkiego doświadczenia parlamentarnego, ale mam nadzieję, że włączy się w te prace. A także trzecia osoba: pani marszałek Senatu. Rozmowy mogą inicjować razem. Wszyscy troje mają władzę. Na pewno nie można konfliktu zostawić samemu sobie, ktoś musi się w to włączyć.
W nowym roku życzę nam, Polakom, rozsądku. I nadziei na pokój.