Logo Przewdonik Katolicki

Mały szczęściarz

Szymon Bojdo
fot. Materiały prasowe

Przygody małego urwisa z francuskich przedmieść bawią od pokoleń. Mikołajek to nie tylko owoc wyobraźni jego twórców, ale też suma wyobrażeń o idealnym dzieciństwie.

Literatura dziecięca ma ten urok, że właściwie jej odbiór jest doświadczeniem nie tylko indywidualnym, ale i wspólnotowym. Trzeba by oczywiście zacząć od rozróżnienia, że czym innym jest literatura przeznaczona do czytania dla dzieci, a czym innym taka, której dziecko jest bohaterem, a może nawet i twórcą. Ale generalnie, opierając się nawet na intuicyjnym rozróżnieniu, wszelkie bajki, baśnie, opowieści o przygodach lubianych przez dziecko bohaterów w swojej pełni odbierane są w jakiejś wspólnocie. Weźmy choćby pierwsze dziecięce lektury. Zazwyczaj jest tak, że to któryś z rodziców lub starsze rodzeństwo czyta na głos kolejne książeczki, a jeśli przypadną do gustu, to czytać je trzeba i po kilka razy jednego wieczoru. Gdy nauczymy się już sami czytać, zaczynamy przy pomocy lektur poznawać świat i chcemy się nim koniecznie podzielić. Jest i taki etap, w którym zaczynamy się utożsamiać z bohaterami, chcemy ich naśladować i wciągamy w to innych (na przykład próbując między blokami rozwiesić sznurek, by jak w Dzieciach z Bullerbyn wysyłać sobie wiadomości). Dzieciństwo takie jest. Szukamy swojego miejsca w świecie i często książki pozwalają nam je odnaleźć. Pomagają spotkać się z innymi, samemu przeżyć niezwykłą przygodę.

Wyjątkowe drobiazgi
Patrząc w ten sposób na historie opowiadające o małym Mikołaju (wszak francuski tytuł Le Petit Nicolas podkreśla to, że nasz bohater jest niewielki), to twórczy duet René Goscinnego i Jean-Jacques’a Sempégo nakreślił obraz dzieciństwa toczącego się w bardzo specyficznej społeczności. Mikołajek mieszka z rodzicami na przedmieściach dużego miasta, chodzi do położonej nieopodal szkoły, a wyjście poza tę społeczność następuje w czasie wakacji (choć jest to wyjście tylko w sensie fizycznym, bo na przykład jadąc na obóz, przebywa on nadal wśród swoich szkolnych kolegów). Mimo tej mikroskali wśród kilku przecznic i w niewielkiej grupie dziać się mogą wyjątkowe sytuacje. Gdybyśmy przyjrzeli się im trzeźwym okiem, są to drobiazgi.
Weźmy choćby pierwsze opowiadanie, które ukazało się w gazecie „Sud Ouest Dimanche” w 1959 r. Mówi ono o tradycji wielkanocnej, poszukiwaniu w ogrodzie kolorowych jajek, o spotkaniu z kolegami i psikusie, który Mikołajek zrobił swojemu tacie (schował jego zegarek w trawie, podobnie jak wielkanocne jajka). Na marginesie tej historii dowiadujemy się jednak o napięciach pomiędzy rodzicami Mikołajka i sąsiadem, panem Blédurtem, o wielkim marzeniu mamy, żeby wyjechać do Włoch, i o roli kobiety, która czuje, że „nadaje się tylko do sprzątania jadalni”. Na różne sprawy rodziców patrzymy oczami małego Mikołajka, który zapewne nie rozumie wielu z postaw swoich rodziców, nie wie, dlaczego antypatią darzą się tatuś i babcia, kochana Bunia, ale dzięki ich spotkaniom powoli dowiaduje się, że relacje teściowych i zięciów są skomplikowane. To, co my uznajemy za oczywistość czy pewnik, Mikołajek przyjmuje z niesłabnącym zdziwieniem. Czasami aż trudno uwierzyć, że historie te napisał i zilustrował dorosły mężczyzna, tak bardzo spostrzeżenia Mikołajka wydają się bliskie dziecięcemu sposobowi postrzegania, a nawet wypowiadania się. Są one też bardzo uniwersalne, bo przecież świat od lat 60. XX wieku bardzo się zmienił. Goscinny i Sempé nie skupiali się jednak na bieżących wydarzeniach. Ich opowieści są nieco wyrwane z czasu (wszak Mikołajek od ponad 60 lat jest w wieku od 6 do 9 lat), dzieci wciąż chodzą przecież do szkoły, chłopcy budują pomimo różnic zgodne paczki, no może czasami poróżnione jakimś nieporozumieniem czy bójką.
Może to sprawiło, że dość szybko jego przygody przetłumaczono na język polski (już w 1964 r., cztery lata po pierwszym francuskim wydaniu książkowym), bo są to bardzo niewinne opowieści, mimo że z „burżuazyjnego Zachodu”. Utrwalają one wizję niemal beztroskiego dzieciństwa, a nawet jeśli nad różnymi planami Mikołajka i jego kolegów gromadzą się czarne chmury, to w zaskakujący sposób wszystkie sytuacje kończą się dobrze. Mam wrażenie, że to dzieciństwo, którego każdy pragnie, a nie każdy, czy nawet większość z nas, ma szczęście przeżyć. Mimo to z pokolenia na pokolenie przekazujemy kolejne tomy Mikołajka i wzbudzają one uśmiech. W świecie, który pędzi i jest coraz mniej zrozumiały, to miła odskocznia, dzięki której w wyobraźni możemy się odnaleźć wśród tych młodzieńczych perypetii, sami dorysowując w niej swoje miejsce. Bo przecież rysunki Sempégo są jakby schematyczne, niewypełnione, niedokończone, jego kontury rozmywają się na brzegach kartki. Tej estetyki nie podtrzymano w bajkach animowanych na podstawie tych opowiadań, a próbowano ją w jakiś sposób odtworzyć w filmach fabularnych (Mikołajek, Wakacje Mikołajka, Skarb Mikołajka).

Animowany dokument
Tym bardziej cieszy, że Mikołajek wraca do kin, tym razem właśnie w animacji przypominającej rysunki Sempégo z książek. W animowanym filmie dokumentalnym zyskuje on świadomość, że jest narysowany. Tak o nich mówi: „Strasznie fajnych mam kumpli. Nigdy się nie nudzimy i dużo się wygłupiamy. Tylko pani w szkole zawsze wtedy załamuje ręce, a mama Alcesta nie daje mu deseru. To nie wszystko! Mam jeszcze autorów. Też kiedyś nie wiedziałem, co to znaczy. Ale chodzi o to, że ktoś mnie kiedyś wymyślił. To byli René Goscinny i Jean-Jacques Sempé. Kumple tacy jak ja i Alcest. Gdy opowiem o tym chłopakom, to będą mi zazdrościć na całego!”.
Rene i Jean-Jacques mogą stać się kumplami, bo sami zaczynają opowiadać swoje historie: niełatwe dzieciństwo, pierwsze próby w swoich zawodach, wreszcie spotkanie, które doprowadziło do powstania Mikołajka. Rozczulająca jest obecna na biurku Goscinnego figurka Asterixa i Obeliksa, która przypomina, że wytworem jego wyobraźni są także inni bohaterowie komiksowi (poza nimi także Lucky Luke). Tło tej opowieści jest jednak dramatyczne. Wszak życie Goscinnego o znajomo brzmiącym nazwisku to historia żydowskiej rodziny, która przed wojną musiała emigrować, najpierw do Argentyny, a potem do Francji. Sempé z kolei wyrwał się z francuskiej prowincji, by uczyć się komiksowego rysunku w najlepszych światowych gazetach.
Historie te opowiedziała w formie scenariusza córka Rene, Anne Goscinny. Ona też namówiła do współpracy żyjącego jeszcze do 2022 r. Jeana-Jacques’a Sempégo, z którym reżyserska para Amandine Fredon i Benjamin Massoubre konsultowali szczegóły graficzne. Historie autorów przeplecione są kolejnymi przygodami Mikołajka, z jedną różnicą. Otóż tym razem beztroski świat Mikołajka musi skonfrontować się ze śmiercią – bo to także część opowiadania o zmarłym w 1977 r. Rene Goscinnym. Dzięki jego zapiskom i odnajdywanym przez córkę niepublikowanym dotąd opowiadaniom mogliśmy jeszcze przez dekady poznawać nowe przygody Mikołajka. Autorzy zapewnili sobie więc pewną nieśmiertelność w literaturze, która uspokaja i pełna jest niestarzejącego się dowcipu. „No bo co w końcu, kurczę blade!” – jakby to powiedział Mikołajek – takie opowieści są nam wciąż potrzebne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki