Ograniczenia w kupowaniu mięsa, nowych ubrań czy samochodów, okraszone przymusem jedzenia mąki ze świerszczy – taki politycznie uproszczony przekaz, nakręcany przez niektóre media, polaryzował wielu Polaków w ostatnich tygodniach. Jego zarzewiem były dwie prawdziwe informacje: pierwsza o tym, że Unia Europejska dopuściła do użytku używanie na swoim terenie tzw. proszku ze świerszczy (coraz popularniejszego wśród wegetarian źródła ekologicznego białka), druga o tym, że prezydent Warszawy zgłosił to miasto do międzynarodowego programu C40, mającego zachęcać mieszkańców miast do wdrażania bardziej ekologicznego stylu życia.
O ile nie dziwi zrozumiała niechęć wielu do jedzenia sproszkowanych świerszczy – ekologicznych, ale obcych naszym zwyczajom kulinarnym, oraz niechęć do bycia zmuszanym do samoograniczania w kupowaniu nowych rzeczy, to zastanawia, jak bardzo postulaty prowadzenia życia oszczędnego i prostego wydają się nam oderwane od rzeczywistości. I to pomimo tak głębokiego przywiązania do tradycji chrześcijańskich takich jak post.
Post, który kształtuje kulturę
Gdy mowa o życiu pełnym umiarkowania w kupowaniu, przynajmniej chrześcijanie powinni już mieć skojarzenia z postem czy cnotami umiarkowania w jedzeniu i piciu. Praktyki postne towarzyszą przecież ludziom od początku istnienia wierzeń religijnych, szczególnie zaś zostały rozwinięte w wielkich religiach monoteistycznych: judaizmie, chrześcijaństwie i islamie. Choć narodziły się prawdopodobnie w odpowiedzi na ludzkie potrzeby emocjonalne, które każą samoistnie ograniczać jedzenie w momencie wielkich przeżyć, np. takich jak żałoba, to dopiero religie nadały tym praktykom wymiar metafizyczny, czyniąc z samoograniczania drogę do zjednoczenia z Bogiem.
Żydzi mają kilka świąt mocno związanych z postem: Purim, Pascha i Jom Kippur, ale to ostatnie jest najostrzejszym jego wymiarem. Nie można wówczas nic ani jeść, ani pić, ale również malować się, prowadzić samochodu czy współżyć seksualnie.
Podobnie radykalny okres postu, choć trwający znacznie dłużej, mają muzułmanie. Koran zresztą wymienia post jako jeden z filarów tej religii. Postowi poświęcony jest miesiąc ramadan, który w tym roku przypadnie między 23 marca a 20 kwietnia. W tym czasie codziennie od świtu do zmierzchu muzułmanie powstrzymują się od jakiegokolwiek jedzenia i picia, starając się utrzymywać dobre relacje z bliźnimi. Umartwienie kończy się codziennie o zachodzie słońca, kiedy to post jest „łamany”.
Chrześcijanie przejęli praktyki postne początkowo od Żydów, ograniczające je znacznie zgodnie z zaleceniami Chrystusa. Ponieważ On sam nauczał ich, że będą pościć dopiero po Jego śmierci – pierwsi chrześcijanie podejmowali post tylko przed dorocznymi obchodami Wielkanocy. Obowiązywał krótko, bo tylko w Wielki Piątek i Wielką Sobotę.
„Jeśli komuś starczy sił, niechaj pości przez cały piątek i sobotę, nic nie jedząc aż do nocnego piania koguta. Kto jednak nie ma siły pościć przez dwa dni, niech zachowa post przynajmniej w sobotę. Pan bowiem mówi odnośnie do siebie: «kiedy zabiorą im pana młodego, wtedy, w owe dni będą pościli»” – pisał św. Hipolit Rzymski w swojej Konstytucji apostolskiej, dokumentując w ten sposób zwyczaje wspólnoty rzymskiej III w.
Wraz z rozwojem ruchu pustelniczego i praktyk ascetycznych w kolejnych wiekach, chrześcijanie zaczęli zwiększać liczbę praktyk postnych, jako środka do ograniczania pożądań cielesnych i pełniejszego otwierania na Boga. Tak też zaczął rozwijać się w dłuższe formy Wielki Post – czas poprzedzający święta paschalne. Długość taką, jaką ma do dziś, czyli 6 tygodni (40 dni) z wyłączeniem niedziel i startem w środę przed pierwszą niedzielą Wielkiego Postu, Kościół przyjął w VI w. za panowania papieża Grzegorza Wielkiego.
Już w trakcie kształtowania tej praktyki poszczególne Kościoły zaczęły coraz mocniej się między sobą różnić, zarówno w długości trwania Wielkiego Postu (wschodni chrześcijanie widzieli potrzebę tzw. Przedpościa – czasu wprowadzającego w umartwienia), jak i w obrzędach towarzyszących tej praktyce. Zawsze jednak cele postów były jasne: opłakać męczeńską śmierć Pana Jezusa, pokutować przez te ograniczenia za swoje grzechy, zmniejszać swoje przywiązanie do dóbr ziemskich, wzmacniać wolę i samokontrolę, odwracać od egoizmu i zachłanności do hojności wobec bliźnich.
Umiarkowanie, które zbliża do Boga
„Wstrzemięźliwość uczy nas umiaru, pomaga nam panować nad ciałem i duchem, a także usposabia nas do życia w zgodzie z Bogiem” – pisał św. Augustyn z Hippony w O wstrzemięźliwości.
„Powinniśmy wyrzekać się pokarmu, który nam nie jest potrzebny, aby zyskać większą wolność w dążeniu do rzeczy pożytecznych dla duszy i uciec od rzeczy szkodliwych dla niej” – zauważał w Ćwiczeniach duchowych św. Ignacy Loyola około 1100 lat po św. Augustynie.
Z kolei św. Jan Paweł II kilkaset lat później pisał, że „Post ma nam przypominać o naszej całkowitej zależności od Boga, o potrzebie zwrócenia się ku Niemu ze wszystkimi naszymi potrzebami i pragnieniami. Ma nas również uczyć umiaru, wstrzemięźliwości i pokory” (list apostolski Mane Nobiscum Domine).
Post, który leczy z konsumpcjonizmu
Dopiero najbardziej współczesna nauka Kościoła zaczęła coraz częściej łączyć cnotę wstrzemięźliwości z odpowiedzialnością człowieka za stworzony przez Boga świat. Wymusiły to po prostu okoliczności, przede wszystkim stan środowiska naturalnego po latach intensywnego rozwoju współczesnej cywilizacji Zachodu. To, co pierwotnie było korzyścią dla człowieka, czyli ograniczanie powszechnego wcześniej głodu przez masową produkcję taniego jedzenia, zaczęło obracać się przeciw człowiekowi i jego otoczeniu. Rozwój przemysłu, służący dobrej idei łagodzenia społecznych nierówności (masowe, tanie ubrania odzieją nawet najbiedniejszych), zaczął powodować zatruwanie powietrza i gleby, ścinanie lasów, a także zmuszać najbiedniejszych do pracy za grosze na nie swój rachunek.
Wielkim orędownikiem przywracania zakłóconej równowagi człowieka ze światem, również za pomocą prastarej praktyki wstrzemięźliwości, jest od początku swojego pontyfikatu papież Franciszek. Kwestii tej poświęcił nawet encyklikę Laudato si’, w której pisał, że „wstrzemięźliwość przeżywana świadomie i w wolności wyzwala nas. Nie jest gorszym życiem, nie jest mniejszą intensywnością, ale całkiem odwrotnie”. To on również zaproponował zwalczanie chrześcijańskim umiarkowaniem charakterystycznej dla współczesnych społeczeństw rozwiniętych chciwości. „Duchowość chrześcijańska proponuje rozwój wstrzemięźliwości i zdolności radowania się, mając niewiele. To powrót do prostoty, która pozwala nam się zatrzymać i docenić to, co małe, i dziękować za możliwości, jakie daje życie, nie przywiązując się do nich ani nie smucąc z powodu tego, czego nie posiadamy. Wymaga to unikania dynamiki panowania i gromadzenia samych tylko przyjemności”.
Abstrakcyjne z pozoru cytaty z dokumentów dotykają jednak bardzo praktycznych przykładów naszej codzienności. Nie umiemy przejść obojętnie obok promocji w dyskoncie i kupujemy za dużo tego, co zepsuje się szybciej, niż je zjemy; lubimy poprawiać sobie nastrój, kupując tanie ubrania z wyprzedaży; tanie mięso w diecie jest dla nas tak oczywiste, że wypychamy ze świadomości skutki środowiskowe jego masowej produkcji. Za nimi wszystkimi stoi chyba głęboko ukryte przekonanie, że tylko ja jestem kowalem swojego losu i wyłącznie do mnie należy odpowiedzialność za to, czy mam co jeść, w co się ubrać, jak odpocząć. Tymczasem nadal jak wypomnienie brzmi Jezusowe „zabiegajcie najpierw o Królestwo Boże i jego sprawy, a wszystko inne będzie wam dodane”.
W końcu wiem – a przynajmniej powinienem wiedzieć – że Pan Bóg zatroszczy się o mnie w każdym aspekcie, także tym materialnym. Przecież jestem ważniejszy niż wiele wróbli. Albo świerszczy.