Czym jest dla Pani 8 marca? Wspomnieniem po PRL-u, świętowaniem praw kobiet, celebrowaniem kobiecej tożsamości? Niepotrzebnym świętem?
– Nie mam negatywnych konotacji z Dniem Kobiet, nie jestem już „z czasów goździka i rajstop”. Mam za to osobiste doświadczenie związane z tatą. Miał w domu dwie córki i jedną żonę (śmiech). Zawsze dbał, żeby tego dnia uhonorować nas wszystkie. To było bardzo miłe. Kiedy ma się 15 lat, a tata przychodzi z kwiatami, to jest coś! Tę tradycję kontynuuje mój mąż. Lubię to święto. Mogę się poczuć szczególnie doceniona. Cieszę się z bycia kobietą.
Święto jest inaczej odbierane w kraju, a inaczej – w Kościele. Dla jednych to m.in. okazja, aby mówić o problemach kobiet, dyskryminacji i o tym, co się zmieniło na lepsze. We wspólnocie katolickiej celebruje się je tak, jakby nie było Soboru Watykańskiego II i zmian w nauczaniu, potępienia dyskryminacji ze względu na płeć. Dzień Kobiet zlewa się z Dniem Matki. Czy my nie jesteśmy doceniane warunkowo? W jednej roli?
– Może tak być. Mam to szczęście, że czuję się doceniana, ale faktycznie najbardziej szanowane i cenione kobiety to żony i matki. Jest to wykluczające, gdyż wiele z nas nie zakłada rodziny z powodu ślubów zakonnych, stanu konsekracji, czy z własnego wyboru. Te kobiety robią piękne rzeczy, ale o nich się nie mówi, albo mówi dużo mniej. Nie stawia się ich za przykład. To nie fair w stosunku do singielek czy kobiet zamężnych i bezdzietnych. Brak tu równowagi.
Uderzyło mnie stwierdzenie „robią piękne rzeczy”, bo wpisuje się w stereotyp niewiasty, która musi być piękna! W zestawie jest też: cicha, skromna, posłuszna, słaba. Zależna. Chodząca czułość, altruizm, opiekuńczość, wyrzeczenie, poświęcenie. „Cnoty niewieście” są przydatne w domu, ale dyskwalifikują nas w sferze publicznej. Posiadaczka takich „cnót” nie da sobie rady w pracy zawodowej, co najwyżej jako pomoc typu sekretarka. Nie budzi zaufania na tyle, aby jej powierzyć stanowisko decyzyjne. Kobiety są profesorami fizyki, kosmonautami, architektami; teologami, walczą na froncie, w sporcie, polityce i biznesie. Dlaczego dajemy się wtłaczać w jednostronny, stereotypowy obraz?
– To, jak ułożymy sobie życie, zależy tylko od nas. Funkcjonuję w Kościele w bardzo różnych rolach: jestem żoną i matką, teologiem, dziennikarką, piszę książki. Czasem bywa tak, że księża nauczają mnie, a czasem to ja nauczam księży. Dzielimy różne obszary, w którym możemy sobie nawzajem coś podarować. To wymiana. Mam jednak świadomość, że moja sytuacja jest w Kościele nietypowa. Jednak obraz niewiasty, która spełnia się w ustawianiu kwiatków, gotowaniu, pieczeniu ciast, zmywaniu i sprzątaniu, odchodzi do lamusa. Co nie znaczy, że stereotyp znika… Zamiast jednego mamy teraz nawet dwa!
Pierwszy wiąże się z obawą, że kobiety sięgną po role męskie. Podsyca to upominanie się w mediach o święcenia dla kobiet. Dla znanych mi katoliczek to nieistniejący problem, a mimo to temat wraca. Nie mam zamiaru pełnić męskich ról! Niech faceci zajmują się tym, co robią dobrze. Na drugim biegunie pozostaje obraz kobiety jako istoty zbyt emocjonalnej, żeby dało się z nią „normalnie” współpracować w pracy, przy zadaniach. Większość z nas lubi rozmawiać, słuchać, otwarcie wyrażać emocje. Wiemy, jak ważna jest komunikacja. Dla mężczyzn bywa to natomiast uciążliwe, zwłaszcza jeśli brak nam umiaru. Aktualnie dryfujemy między jednym biegunem a drugim.
Każda z nas jest człowiekiem. Doświadczamy tych samych emocji. Tyle że kobiety uczy się od dziecka tzw. kompetencji miękkich, a mężczyzn nie.
– Kiedy patrzę na Kościół „20 plus”, to widzę, że nastąpiła już zmiana. Chłopcy nie wstydzą się tego, że są wrażliwi, dziewczyny nie wahają się być liderkami. Oni ukształtują przyszłość. I to jest fajne, bo nie mają wgranych tych stereotypów, co my. Pozwalają sobie na to, aby żyć w zgodzie ze swoim unikalnym charakterem. Są sobą. Wiedzą, że wcale nie musimy się ujednolicać. Możemy się wtedy lepiej rozwijać i więcej dawać z siebie, niż wciskając się w foremkę.
Jeśli same nie będziemy się wtłaczały w sztywne formy, poradzimy sobie ze stereotypami. Jesteśmy o wiele bardziej różnorodne, niż nam się wydaje. I to jest piękne!