Ewangelia jest tym razem zaproszeniem do zadania sobie pytania o rolę, jaką w naszym życiu mają pełnić ewangeliczne, trudne do wprowadzenia w życie – „nie z tego świata” – ideały. Zacznijmy w związku z tym od cytatu – prowokacji: „Czyż każda chwila praktyki waszego życia nie zadaje kłamu waszej teorii? Czy macie to za niesprawiedliwość, że korzystacie z usług sądów, gdy jesteście krzywdzeni? Czy nastawiacie prawy policzek, gdy ktoś was uderzy w lewy, i nie wszczynacie procesu z powodu obrazy? Czyż nie szemracie przeciw najdrobniejszej zwyżce opłat, nie irytujecie się z powodu najmniejszego naruszenia wolności osobistej? Ale mówi się wam, że cierpienia doczesne nie dorównują przyszłym radościom, że bierne ich znoszenie i niezłomność nadziei są cnotami kardynalnymi”.
Dla Karola Marksa, który jest autorem tego tekstu, istniała oczywista sprzeczność między nauką Ewangelii i normami świeckiego – w domyśle: „prawdziwego” czy rozsądnego – życia. Religia miałaby jego zdaniem człowieka alienować – wprowadzać w nierzeczywisty świat i generować rozdwojenie świadomości na ideały niemożliwe do zrealizowania z jednej strony, i świat, w którym trzeba poradzić sobie bez adekwatnego opisu „jak żyć”, z drugiej.
Czy ideał miłości nieprzyjaciół albo zachęta: „bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” – czyli ni mniej, ni więcej, zaproszenie do stawania się „jak Bóg” –
nie prowadzą nas do takiego właśnie wyobcowania?
Cóż, pewnie należałoby odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie niemieckim „jein” – i tak, i nie. Tak, chrześcijaństwo chce wyobcowywać nas ze świata, który proponuje człowiekowi stawanie się doskonałym „jak Bóg” bez Boga, na własną rękę, przez panowanie i przemoc. Nie, chrześcijaństwo nie wybocowuje nas ze świata, jeśli szukamy drogi do świata, który odpowiada Bożemu zamysłowi.
Świat Bożego zamysłu możliwy jest jednak wyłącznie dzięki Chrystusowi, a więc także dzięki wielkoduszności tych, którzy decydują się iść za swoim Mistrzem. I nawet jeśli, niestety, trzeba się zgodzić z Marksem, że taki świat jest wciąż jeszcze niegotowy i że wciąż przekonujemy się, iż nie dorastamy do wezwań Ewangelii, każdy z nas może sprawić, że takiego świata będzie wokół nas i w nas coraz więcej. I to od dzisiaj.