Stan psychiczny Polaków drastycznie się pogarsza – jednoznacznie wykazują badania różnych ośrodków. Można by powiedzieć: cóż, nic dziwnego, bo pandemia, inflacja i wojna za wschodnią granicą zrobiły swoje. To prawda, ale sprawa jest śmiertelnie poważna i to z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze, wspomniane czynniki w znaczącym stopniu odpowiedzialne za pogorszenie się stanu psychicznego (co deklaruje już ponad 70 proc. Polaków) rychło raczej nie miną. Zdrowotne skutki pandemii (także jej dalekosiężne, odkrywane stopniowo konsekwencje), niepokój o to, jak potoczy się wojna w Ukrainie czy rosnące raty kredytów – wszystko to nie minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, lecz będzie nam towarzyszyło latami.
Po drugie, co jest może jeszcze bardziej porażające, psychiczny regres dotyka nie tylko dorosłych. Rok 2022 był rekordowy jeśli chodzi o liczbę prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży, śmiercią zakończyło się 150 z nich. Ponad dwa tysiące odnotowanych w ubiegłym roku targnięć się na życie przez dzieci (także siedmiolatków!), to tyleż samo rozpaczliwych krzyków o pomoc. Powinniśmy usłyszeć ten krzyk. I zrozumieć, co jest jego powodem. Gołym okiem widać, że chodzi o różnego rodzaju dysfunkcje rodzinne, przemoc – fizyczną czy psychiczną – ze strony rówieśników i toksyczne treści mediów społecznościowych. Krzyk dzieci, które nie chcą żyć – cóż bardziej smutnego można sobie wyobrazić?
Poważny kryzys psychiczny, jakiego doświadcza tak wielu Polaków, jest oczywistym wyzwaniem Kościoła: katechetów, duszpasterzy, spowiedników, pracowników poradni rodzinnych. Myślę, że należy odważnie przepracować temat harmonijnej współpracy między funkcją towarzyszenia człowiekowi podczas spowiedzi i, szerzej, w poradnictwie duchowym, a pomocą psychoterapeutyczną. W Kościele nie powinno się tych wymiarów przeciwstawiać, lecz – w trosce o człowieka pogrążonego w kryzysie – harmonijnie wykorzystywać obydwa. Krótko mówiąc: duchowny powinien być otwarty na możliwość pokierowania penitenta czy też osoby, która zasięga jego porady duchowej, także do psychologa, psychiatry czy psychoterapeuty. Na szczęście, jak zapewniał swego czasu znany kierownik duchowy o. Józef Augustyn, uprzedzenia do psychologii w Kościele mamy już za sobą, zaś w seminariach i zakonach odwoływanie się do psychoterapii jest niemal oczywiste. Organizowane tu i ówdzie kościelne szkolenia dotyczące psychologicznych i duchowych aspektów spowiednictwa i towarzyszenia duchowego są tego dowodem. Ich celem jest pomoc w rozpoznawaniu różnych objawów sugerujących przekierowanie do specjalisty. Oby takich inicjatyw było jeszcze więcej.
Ale ważna jest tu otwartość drugiej strony. Zdarza się bowiem, że psychoterapeuci lekceważą wymiar duchowy i moralny, przeceniają zaś możliwości psychoterapii. Terapeuta, powiada o. Augustyn, „rozbierze” problem, ale nie udzieli siły wewnętrznej, światła, nie uwolni od poczucia winy, nie pokaże celu i sensu życia, nie natchnie do nawrócenia, służby innym i miłowania Boga.