Stowarzyszenie Siemacha, którego jesteś szefem, obchodzi 30-lecie istnienia. Jubileusz zbiega się z VII Światowym Dniem Ubogich, choć kiedy zaczynaliście działać, nie wiedzieliście, że listopad będzie znakiem troski o ubogich w Kościele. Wasza bardzo profesjonalna pomoc obejmuje ubogie dzieci.
Co robicie?
– Cokolwiek powiem, nie trafię w sedno. A przechwałki celebrytów o pomaganiu, pozbawione wartości poznawczej, powodują, że mam czasami chęć zamilknąć… Bo jak wyjaśnić, co robimy? Widzimy dzieci takie, jakimi mogą się stać. To nie tylko kwestia subtelnych różnic językowych – to istota podejścia!
Człowiek jest tajemnicą. Młodych nie można ulepić wedle własnego „widzimisię”. To wyraża ciągłe napięcie pomiędzy naszą wizją świata a ich zainteresowaniami. Mówiąc delikatnie, nie są one w pełni zbieżne. Wykluczamy podejście autorytarne, a tym bardziej – rezygnację z działania. Wybieramy cierpliwe towarzyszenie. Chcemy być jak akuszerka, która towarzyszy przy narodzinach – i odchodzi. Nie zatrzymuje się ani chwili dłużej. To fundament naszej pracy.
W sensie formalnym oferujemy różne formy pomocy dla dzieci: placówki dzienne, domy dziecka, psychoterapię; organizujemy aktywności sportowe. Działamy obecnie w ponad
30 lokalizacjach w Polsce. Liczba naszych wychowanków przekracza 2,5 tys. osób, z czego ponad 500 pochodzi z Ukrainy. Wielką wagę przywiązujemy do jakości działań. Jest ona naszym wyróżnikiem. Dla nas jakość pomocy jest sposobem okazywania szacunku.
Franciszek napisał w Orędziu na Światowy Dzień Ubogich: „Dzielenie się musi odpowiadać konkretnym potrzebom drugiego, a nie uwolnieniu się od tego, co zbędne. [Jest] potrzeba rozeznania, pod przewodnictwem Ducha Świętego, aby rozpoznać prawdziwe potrzeby naszych braci, a nie nasze własne aspiracje”. Co jest główną potrzebą ubogich dzieci?
– Mój przyjaciel, Zbigniew Jagiełło, dostrzegł ważną cechę ubóstwa, jaką jest brak perspektyw. Ona wykracza poza bieżące problemy. Jeśli myślisz wyłącznie o tym, żeby przetrwać z dnia na dzień, to znaczy co dziś zjesz i gdzie się prześpisz, to nie masz szans na zaplanowanie przyszłego życia. Z moich obserwacji wynika, że ubodzy najgorzej z nas gospodarują pieniędzmi. Wydają je szybko, zwykle na rzeczy złej jakości i zbędne. Wynika to z nawyku koncentrowania się na codzienności. To nie podważa sensu pomocy finansowej, ale ukazuje głębszy wymiar problemu.
Ubogie dzieci najbardziej potrzebują poczucia bezpieczeństwa. Z drugiej strony muszą mieć przestrzeń rozwoju. Nadmiar bezpieczeństwa często rodzi skutki godne pożałowania, gdyż nie stymuluje do pracy. Wiedzą o tym ludzie zamożni, którzy bezrefleksyjnie realizowali zachcianki swoich dzieci, budząc się w momencie, gdy aspiracje życiowe ich pociech spadły do zera.
Papież pisze też o nowych formach ubóstwa. Zalicza do nich problemy dzieci pozornie bezpiecznych, żyjących w pokoju, a jednak „oszukanych przez kulturę, która prowadzi je do poczucia «braku realizacji» i «porażki»”, w efekcie czego coraz częściej popełniają samobójstwa. Liczby te są przerażające. Skąd ta utrata sensu?
– Jestem przekonany o oszustwie kultury masowej. Mam do niej stosunek jednoznacznie krytyczny. Ona daje pozory wolności, demokracji. Masz kasę, uwolnisz się od reklam na Facebooku (trzeba za to zapłacić). Nie masz? Jesteś nimi karmiony jak gęś na foie gras. Wielcy gracze medialni gardzą masowym konsumentem, chociaż czerpią z niego zyski.
Nie lubię też słowa „samorealizacja”. Cała ta kultura jest ukierunkowana na siebie. Cechuje ją wsobność, homogeniczność, a w konsekwencji bezpłodność. Jest od-twórcza. Co młody człowiek ma zobaczyć, wciąż patrząc w głąb siebie? Świat w kawałkach? Splątane emocje? Buzujące hormony? Nie odnajdzie nic poza kilkoma powodami, żeby zacząć wątpić w sens swojego życia.
Wierzę w rolę wychowawczą wielkich mistrzów, przewodników, wzorców osobowych… Młodzież ich szuka. Kultura masowa produkuje płytkie wzorce idoli, którzy nie wskazują na poważne wartości, a wpędzają w poczucie bycia gorszym. Wypacza też sens miłości. Non stop o niej opowiada, tylko ona nie polega robieniu sobie selfie…