Na początku grudnia 2001 r. radio RMF informowało, że dużą rezerwę wobec Unii Europejskiej, którą polski episkopat prezentował na początku lat 90., zastąpiła przychylność. W dość obszernym materiale, który do dziś można znaleźć na stronach internetowych rozgłośni, zaznaczono jednak, że nie wszyscy ówcześni biskupi popierali wejście naszego kraju do UE. Prymas Józef Glemp zapewniał jednak, że w sprawie integracji nie ma rozłamu w episkopacie, a głosy sprzeciwu są rzeczą naturalną. „Nie bez znaczenia jest fakt, że orędownikiem wejścia Polski do Unii Europejskiej jest papież Jan Paweł II” – odnotowano.
Swego rodzaju wyjątek
Podobny wniosek zawarł Maciej Müller w opublikowanym w czerwcu tego roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” tekście. Nie tylko przywołał słowa papieża Polaka jasno wskazujące, że był on zwolennikiem wejścia naszej ojczyzny do Unii, ale też przypomniał, że polscy hierarchowie jeździli do Brukseli, gdzie przyglądali się funkcjonowaniu UE i spotykali się z wysokimi reprezentantami struktur europejskich. Wreszcie w „Słowie Biskupów Polskich w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej”, odczytanym w polskich kościołach na tydzień przed referendum akcesyjnym, to właśnie cytatem z Jana Pawła II sugerowali głosującym, jakie powinni prezentować stanowisko przy urnach.
Dwie dekady temu mało kogo w Polsce dziwiło tak intensywne zaangażowanie instytucjonalnego Kościoła w kwestie polityczne. Co prawda we wspomnianym materiale RMF-u pojawiła się uwaga, że w równie jak nasz kraj katolickiej Hiszpanii księża nie zabierali głosu w sprawie wejścia tego kraju do UE. „Rozdział Kościoła od państwa jest tam bardzo wyraźny i zajęcie stanowiska w tak ważnej sprawie byłoby prawdopodobnie niezrozumiane ani przez wiernych, ani przez polityków” – zauważono. Jednak spuentowano tę kwestię szybko stwierdzeniem: „Polska jest swego rodzaju wyjątkiem, jeśli chodzi o obecność Kościoła w życiu publicznym”.
Czy ta wyjątkowość trwa? Czy Kościół katolicki w naszym kraju wciąż ma dużo do powiedzenia w kwestiach politycznych, a jego głos w tej materii wciąż jest społecznie pożądany?
Ostatnie takie wybory
Publicysta Marcin Kędzierski w ostatnich tygodniach dwukrotnie, raz przed 15 października, a raz po tej dacie, napisał, że odbywające się tego dnia wybory parlamentarne, to ostatnie, w których instytucja Kościoła w naszym kraju odgrywała jeszcze jakąkolwiek rolę polityczną. Jego zdaniem wyniki głosowania wydają się to potwierdzać. Jednak, zestawiając je (a także przebieg tegorocznej kampanii wyborczej) z oficjalnymi głosami Kościoła katolickiego w Polsce, można odnieść wrażenie, że zostały one zignorowane przez znaczną część wyborców, a także przez polityków i pracowników mediów.
2 maja opublikowane zostało „Stanowisko Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski w kontekście nadchodzących wyborów”. Znalazło się w nim m.in. przypomnienie, że „celem wyborczej rywalizacji jest wybór cieszącej się możliwie szerokim poparciem władzy, która z energią służyć będzie mogła wszystkim Polakom, a nie pokonanie, czy tym bardziej zniszczenie, politycznych rywali”. Apelowano do mediów, by nie ulegały pokusie budowania uproszczonego, jednostronnego, zideologizowanego, a czasem zgoła upartyjnionego obrazu życia społecznego. Był też apel do uczestników kampanii wyborczej o powstrzymanie się od instrumentalizowania Kościoła. Ten głos Rady Stałej w praktyce nie wpłynął na działania komitetów wyborczych.
Drugim oficjalnym głosem Kościoła w Polsce przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi było „Vademecum wyborcze katolika”, upublicznione przez Radę ds. Społecznych KEP 21 września. Opowiadanie się po stronie życia, zabieganie o ochronę praw rodziny i zaangażowanie na rzecz pokoju to niektóre z zasad tam zawartych. Został on napisany w tonie kategorycznym, a autorzy nie zawahali się użyć sformułowania „wartości nienegocjowalne”. Rezultaty głosowania z 15 października pokazują, że znaczna część Polaków, w tym liczni katolicy, nie posłuchali tych kościelnych wskazań. Dlaczego?
Świecka przepowiednia
Wiele wskazuje na to, że na naszych oczach spełnia się pewna świecka przepowiednia. Kilka lat temu Anna Grzymała-Busse, profesorka politologii na Uniwersytecie Stanforda, opublikowała artykuł, którego tytuł brzmiał Polska jako anomalia w stosunkach pomiędzy Kościołem i państwem? Przeanalizowała w nim m.in. historyczne uwarunkowania uzasadniające postawioną w pierwszym zdaniu tezę, że Kościół katolicki w Polsce w dalszym ciągu jest Kościołem o największym wpływie politycznym w chrześcijańskim świecie. W ostatnim akapicie opracowania wskazała przypuszczalne przyczyny utraty przez Kościół w naszym kraju wpływów na sprawy polityczne.
Według niej wpływ Kościoła na sprawy publiczne i na społeczeństwo będzie się utrzymywał tak długo, jak długo Kościół będzie mógł zagwarantować rządowi wsparcie, i dopóki to wsparcie będzie dla rządu wartościowe. Wskazała też, że jego siła polityczna zniknie, jeśli duże grupy wyborców będą uważały, że Polska niekoniecznie musi być katolicka, i odwrócą się od Kościoła albo od niego odejdą. Podała jeszcze jeden możliwy powód, przewidując, że jeśli Kościół straci autorytet moralny, znikną jego wpływy polityczne. Jako potwierdzenie takiej możliwości podała przykład Kościoła w Irlandii, który nalegał „na najwyższe standardy moralne w społeczeństwie”, a równocześnie w swych działaniach na różnych polach im nie sprostał.
Pięć procent w trzy kwartały
Według przeprowadzonego niedawno przez IBRIS sondażu dla jednego z wielkich portali internetowych, aż połowa Polaków deklaruje, że ich zdanie na temat Kościoła katolickiego pogorszyło się w ostatnich latach. Ale proces utraty zaufania do Kościoła trwa w naszym kraju już od pewnego czasu. Jak zauważył szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski, trzy lata temu, w 2020 r. w ciągu trzech kwartałów odsetek pozytywnych ocen Kościoła spadł niemal o 5 punktów procentowych. Z badań IBRiS opublikowanych 15 listopada 2020 r. przez „Rzeczpospolitą” wynika, że pozytywny stosunek do Kościoła katolickiego w Polsce zadeklarowało zaledwie 35 proc. badanych, w tym tylko 16 proc. „zdecydowanie pozytywny”, natomiast 32 proc. deklarowało stosunek negatywny, a pozostałe 31 proc. neutralny.
Czy przy takim stopniu braku wiarygodności Kościół w naszej ojczyźnie nie powinien zrezygnować z prób oddziaływania na sferę polityczną, a Polacy, w tym polscy katolicy, mogą sobie dać spokój z uwzględnianiem w kwestiach politycznych głoszonych przez niego zasad?
Ani Kościół nie powinien zostawiać tego pola odłogiem, ani Polacy nie powinni rezygnować ze słuchania jego głosu także w tych sprawach. Wiara nie ma charakteru wybiórczego i nie pozostawia poza swoim oddziaływaniem którejkolwiek z dziedzin ludzkiego życia. A zasady Katolickiej Nauki Społecznej odnoszą się nie tylko do członków Kościoła.
Konieczność, nie utopia
Potrzebna jest jednak zdecydowana zmiana sposobów oddziaływania Kościoła na szeroko pojętą politykę. Dotychczasowe mniej lub bardziej formalne wpływanie na rządzących i ich decyzje, budowanie relacji na zasadzie wzajemnych korzyści, ogłaszane z poziomu Konferencji Episkopatu Polski przypomnienia elementarnych zasad i apele o ich przestrzeganie okazały się nieskuteczne.
Trzeba je zastąpić mozolną pracą u podstaw, formowaniem duchowym i intelektualnym poszczególnych wiernych świeckich, bo przecież polityka jest w Kościele ich domeną. Niezbędne jest też budowanie na nowo relacji zaufania opartej nie na przeszłości i zasługach Kościoła w obronie polskiej tożsamości, ale na wspólnej trosce o los ojczyzny i każdego z jej mieszkańców. To nie utopia, lecz konieczność, aby polityka w Polsce mogła być faktycznie roztropną troską o dobro wspólne, a nie bezwzględną grą interesów, w której konkretny człowiek jest traktowany instrumentalnie.