Logo Przewdonik Katolicki

Nie taki zgniły Zachód

ks. Wojciech Nowicki
fot. Piotr Łysakowski

Polski procesy sekularyzacyjne nie ominą, a przez to, że zachodzą ze znaczącym opóźnieniem wobec tego, co dokonało się na Zachodzie, są bardziej gwałtowne

W samym centrum Monachium, niedaleko Marienplatz z okazałym ratuszem, znajduje się najstarszy w tym mieście kościół parafialny. Jest nim od  XIII wieku, choć historia kościoła, pierwotnie romańskiego, sięga XI wieku. Był tu klasztor, a w nim mnisi – Mönche. Stąd nazwę bierze miasto. Kościół stoi w najwyższym punkcie miasta i posiada 91-metrową wieżę, nazywaną przez Bawarczyków Alter Peter. Roztacza się stamtąd niezwykła panorama na miasto. Wyjątkowy jest ołtarz główny z figurą św. Piotra – obecnie w remoncie.
Wszedłem do tego kościoła w czasie krótkiego pobytu w Monachium, żeby wziąć udział we Mszy Świętej. Od początku mieszały się we mnie zachwyt i zadziwienie. Był środek tygodnia, godziny wieczorne. W kościele było kilkadziesiąt osób. Ksiądz wyszedł do Mszy w ornacie rzymskim (dawny krój, tak zwany skrzypcowy) w asyście ministrantów z akolitkami i kadzidłem. Msza była śpiewana, obrzędy wstępne od miejsca przewodniczenia, liturgia słowa od ambony, krótkie kazanie, a potem liturgia eucharystyczna przy ołtarzu sprawowana ad orientem. Sanctus i Agnus Dei po łacinie. Wszyscy przyjęli Komunię przy balaskach, na klęcząco, co pewnie szczególnie rozpali serca bardziej konserwatywnych katolików. Po Mszy wszyscy, także wierni, przeszli do ołtarza Najświętszej Maryi Panny i odśpiewali – po łacinie! – Salve Regina. Z Monachium mam też wspomnienie sprzed kilku lat, gdy zwiedzałem katedrę w okolicach południa. Kiedy zegar wybił godzinę dwunastą, rozległ się dzwonek, w kościele zrobiło się cicho, a ksiądz od miejsca przewodniczenia odmówił modlitwę Anioł Pański, a następnie tak zwaną mniejszą godzinę brewiarzową – w ciągu dnia. Prawdopodobnie był to kanonik, pełniący swój dyżur. Tak zwykle mówią statuty, że kanonicy kapituły katedralnej dbają o liturgię i jej piękno w katedrze.
W drodze powrotnej z wakacji byłem w Grazu w Austrii. Wszedłem na chwilę modlitwy do kościoła farnego o rzadko spotykanym wezwaniu: Najświętszej Krwi. W kościele panowała cisza, w prezbiterium krzątała się siostra zakonna w habicie, panował przedziwny spokój i atmosfera modlitwy. Odkryłem ją, obchodząc dokoła kościół, aż trafiłem do bocznej nawy, oddzielonej od całego kościoła, tworzącej jakby osobną kaplicę. Trwała tam adoracja Najświętszego Sakramentu. Otwarte drzwi od tabernakulum, a za szybą pięknie zdobiona, okazała monstrancja z Ciałem Chrystusa. Przed Jezusem eucharystycznym modliło się kilkanaście osób. Jedni klęczeli, inni siedzieli. Jedni odmawiali różaniec, inni czytali, jeszcze inni po prostu byli.
Dlaczego o tym opowiadam? Bo zbyt łatwo przychodzi nam zestawiać na zasadzie opozycji: zgniły Zachód – wierna i katolicka Polska. Oczywiście, ktoś powie, że dobrze trafiłem. Jakie miałbym jednak szanse trafić tak w Polsce na Mszę sprawowaną jak w Alter Peter, albo do kaplicy adoracji, w której ławki nie świecą pustkami lub  wypełnione są pojedynczymi osobami? To nie znaczy, że w Niemczech czy Austrii wszystko jest w najlepszym porządku. Nawet w tych kościołach, o których wspomniałem, zdarzały się elementy niepasujące: ołtarz w formie stołu ze współczesnego, surowego materiału, w żaden sposób niepasujący do wnętrza, paschał, który wyglądał, jakby go ktoś pochlapał kolorowymi farbami… Znów, odwiedźmy nasze parafialne kościoły i uważnie się przyjrzyjmy: w ilu z nich boczne ołtarze są zadbane, a w ilu zrobiono z nich kwietniki? W ilu na ołtarzu palą się woskowe świece, a w ilu kopcą sztuczne, plastikowe atrapy? W ilu ołtarz przykryty jest czystym, naturalnym zdobnym obrusem, a w ilu obrus ze sztucznego materiału nie widział pralki długie miesiące?
Jestem przekonany, że ci, którzy byli w Alter Peter na Mszy, żarliwie się modlili i śpiewali, korzystając z dostępnych w ławkach śpiewników, i ci, którzy w ciszy modlili się coram Sanctissimum w austriackim kościele, są tymi, którzy naprawdę wiedzą, w co i w kogo wierzą. Są tymi, którzy w swoim otoczeniu dają świadectwo wiary, są chodzącą ewangelizacją, solą, która nie zwietrzała, lecz nadaje smak.
W kontekście raportu na temat stanu Kościoła (dane prezentujemy w tym numerze, a w jakiejś mierze komentuje je również Tomasz Królak) musimy sobie uświadamiać zachodzące zmiany, odrywać się od myślenia w kategorii liczb i przestać oszukiwać, że u nas jest inaczej niż na Zachodzie. Polski procesy sekularyzacyjne nie ominą, a przez to, że zachodzą ze znaczącym opóźnieniem wobec tego, co dokonało się na Zachodzie, są bardziej gwałtowne. Wiara chrześcijańska nie zniknie ani Kościół nie upadnie – byłoby to wbrew logice Ewangelii i stało w sprzeczności z tym, co zapowiedział Jezus. Zmian nie trzeba się bać, także tych niekorzystnych. W historii Izraela Pan posługiwał się nieraz rękami wrogów, co było niełatwą misją proroków – mówi o tym ks. prof. Wojciech Węgrzyniak. Sęk w tym, by mimo zmieniających się okoliczności zachować wiarę w Chrystusa i Jego Kościół. Wierzymy bowiem nie w taką czy inną organizację, wielkość i siłę oddziaływania instytucji, ale wierzymy w Boga, który stał się człowiekiem, i z tym człowiekiem pozostaje cały czas w swoim Kościele. Zdaje się, że to właśnie widziałem w Alter Peter i Grazu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki