Na różne sposoby odczytywane są Jezusowe błogosławieństwa. Jedni nazywają je nowym Dekalogiem, inni programem życia dla chrześcijan, jeszcze inni – kolejnymi krokami prowadzącymi do szczęśliwego życia czy autoportretem Zbawiciela. Wszystkie te interpretacje są ważne i rzucają światło na uniwersalne przesłanie Kazania na górze. Nie da się też ukryć, że Błogosławieństwa to postulaty wymagające, w dodatku idące pozornie w przeciwnym kierunku niż zwyczajne ludzkie pragnienia i powszechne wyobrażenia o spełnionym życiu.
Trzeba powiedzieć, że Błogosławieństwa są przede wszystkim programem naśladowania Jezusa. On jest ubogi, cichy, łaknący sprawiedliwości, wprowadzający pokój, miłosierny i czystego serca. On bierze na siebie ludzkie smutki i ciężary, to On znosi prześladowania. Jeśli więc czytamy w tych ośmiu punktach charakterystykę Zbawiciela, jeśli przyjmujemy, że drogą chrześcijanina jest naśladowanie Go, to w konsekwencji trzeba nam zapytać, czy wspólnota Kościoła – Jego uczniów – jest ich odzwierciedleniem. Czy ludzie, patrząc na nas, mogą powiedzieć, że Kościół jest ubogi, cichy, łaknący sprawiedliwości, miłosierny i czysty? Czy Kościół jest znakiem pokoju, czy podziałów?
Ubóstwo ducha, o którym mówi Jezus, jest streszczeniem wszystkich innych błogosławieństw, bo oznacza nie tylko ubóstwo dosłowne, ale świadomość, że wszystko w naszym życiu zależy od Boga. Człowiek, który odnajduje się w takim obrazie ubóstwa, jest szczęśliwy, bo wie, że nawet jego puste ręce czy pozbawienie go znaczenia w społeczeństwie, a nawet marginalizowanie, nie jest w stanie zachwiać ufności, którą złożył w Chrystusie. Jego siłą jest Pan, któremu oddał swoje wszystko. Czy taką ufność można łatwo odnaleźć w stylu życia i funkcjonowania współczesnego Kościoła?
Kwestie majątkowe są źródłem wielu zgorszeń. Niepohamowane dążenia niektórych ludzi Kościoła do zaszczytów i wpływów słusznie bulwersują. Zasadne są pytania o to, dlaczego w naszej życiowej postawie nie odbija się wizerunek Jezusa cichego i ubogiego. Radykalizm Ewangelii idzie jednak jeszcze dalej niż postulat wyrzeczenia się ziemskich dóbr. Chodzi o postawę, która mówi światu, że wierzymy Bogu, a nie sobie, że to w Nim upatrujemy sensu istnienia, a nie w naszych strategiach.
Kościół ubogi w duchu jest mężny wobec trudności wewnętrznych i zewnętrznych, bo jego sercem jest Jezus, a nie ludzkie ambicje, dążenia do „rządu dusz” czy lęki przed utratą znaczenia. Kościół ubogi w duchu jest ogołocony ze wszystkiego, co ludzkim społecznościom zapewnia pomyślność i sukcesy. Wyrzec się dóbr doczesnych jest o wiele łatwiej niż przyjąć, że miejscem Kościoła są raczej pogranicza niż centra, i zaakceptować, że Ewangelii nie wprowadza się siłą, nawet jeśli jest to tylko siła argumentów, a nie przymusu.
Z wpatrzenia się w Jezusa ubogiego, cichego i pokornego wynikają praktyczne konsekwencje. Kościół ubogi, cichy i pokorny jest gotowy znieść nawet prześladowania, a na słowa nienawiści nie odpowiada językiem, który jest daleki od Ewangelii. Jeśli ma stawać wobec świata w obronie wartości ewangelicznych, to tylko przez przejrzystą postawę i wiarygodne świadectwo. Jego wyrazem jest czuwanie nad sprawiedliwością. Sprawiedliwość po Bożemu nie oznacza przy tym skrupulatnego rozliczania i osądzania, ale stawanie po stronie pokrzywdzonych, bezbronnych, ludzi, którzy są pozbawieni praw i znaczenia. Jednoznaczne stawanie po stronie skrzywdzonych jest stawaniem po stronie Jezusa.
Osiem Jezusowych błogosławieństw to nie tylko program dążenia do osobistej świętości. To wskazówki dla wspólnoty Kościoła, opis cech charakterystycznych dla uczniów Pana, mających nas wyróżniać na tle świata. Ale czy rzeczywiście, ze spokojnym sumieniem, możemy powiedzieć o sobie, że żyjemy Błogosławieństwami?