Logo Przewdonik Katolicki

Ile jest warta przyszłość narodu

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Wypłacając dużej części nauczycieli płacę mniejszą od minimalnej, dziś krótkofalowo oszczędzamy, ale kosztem naszych dzieci i wnuków

Czy ma przyszłość naród, który nie szanuje swoich nauczycieli? – ta myśl krążyła mi po głowie od kilku dni po tym, jak przeczytałem w „Rzeczpospolitej”, że w przyszłym roku aż trzy z sześciu grup nauczycieli będą zarabiać mniej niż pensja minimalna. A to dlatego, że przewidziane dla pedagogów podwyżki są niższe niż podwyżka płacy minimalnej (ta ostatnia ma wzrosnąć dwukrotnie). Pensja minimalna to dla rządu ważny wskaźnik, ponieważ podwyższanie go władzy nic nie kosztuje, a wręcz przeciwnie: wiąże się z większymi przychodami do budżetu, bo więcej różnego rodzaju składek trafia do fiskusa albo ZUS-u.
A nauczyciele? Nauczyciele to dość liczna grupa, która jednak zapewne nie zdecyduje o wyniku wyborów, więc rząd nie traktuje jej priorytetowo. W dodatku cztery lata temu nauczyciele zaczęli strajkować, domagając się poprawy swojego losu, ale strajk przegrali. Rządzący ogłosili, że protest nauczycieli ma charakter politycznego sprzeciwu wobec władzy, postanowili więc go przeczekać. Strajk skapitulował, nauczyciele zostali pokonani, zniechęceni, z poczuciem goryczy, że teraz nikt już nie będzie chciał ich wysłuchać. Nie, nie chcę pisać tu znów o polityce, by nikt nie podejrzewał, że chcę się zaangażować po którejś ze stron sporu politycznego tuż przed wyborami. Raczej chcę dać upust swojemu wielkiemu zdziwieniu, że akceptujemy sytuację, w której duża część nauczycieli zarabia mniej niż minimum.
Płacę minimalną wprowadzono, by uniemożliwić pracodawcom wykorzystywanie sił i energii ludzkiej poniżej rynkowej wartości czasu pracownika. A więc bez względu na to, czy ktoś kopie rowy, pilnuje w nocy parkingu, dba o czystość toalet, czy też uczy nasze dzieci – państwo uznało, że nie może zarabiać mniej niż suma, która określa pewne społeczne minimum.
Tyle tylko, że nauczyciel, by mógł pracować w zawodzie, nie tylko musi skończyć wyższe studia, nie tylko musi mieć wykształcenie kierunkowe, to jeszcze powinien posiadać uprawnienia pedagogiczne. Ustawy też wymagają od nauczycieli, by nieustannie podnosili swoje kwalifikacje, robili kursy, studia podyplomowe, podlegali ocenie przez bardziej doświadczonych pedagogów. To akurat rozwiązania bardzo dobre, bo nauka, szczególnie psychologia, nauki o ludzkim mózgu itp., w ostatnich latach pędzą tak szybko, że coraz to więcej nowych rzeczy dowiadujemy się o procesie uczenia się i o funkcjonowaniu umysłów młodych ludzi, którzy trafiają do szkół.
Jednak wypłacając dużej części nauczycieli płacę mniejszą od minimalnej, wysyłamy sygnał, że nie interesuje nas los przyszłych pokoleń. Dziś krótkofalowo oszczędzamy kosztem naszych dzieci i wnuków.
Oczywiście pieniądze to niejedyna motywacja, jaką kierują się nauczyciele. Ale wielu inteligentnych i dobrze wykształconych ludzi po prostu zmieni zawód, zrobi np. kurs programowania i jako pracownik IT będzie zarabiać kilkakrotnie więcej niż w szkole. A przy nauczaniu naszych dzieci pozostaną albo ci, którzy naprawdę mają poczucie misji (pewnie co czwarty), albo nie mają wystarczająco kompetencji lub życiowego rozpędu, by ze szkoły uciec. I naprawdę trudno mi to zaakceptować.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki