Są dwa symboliczne obrazy ze Mszy św. celebrowanej przez biskupa opolskiego Alfonsa Nossola 12 listopada 1989 r. w Krzyżowej. Pierwszy to liturgiczny znak pokoju, który przekazali sobie premier Tadeusz Mazowiecki i kanclerz Helmut Kohl. To jeden z najbardziej ikonicznych obrazów XX wieku, porównywalny do słynnego klęknięcia kanclerza Willy’ego Brandta w 1970 r. przed pomnikiem powstania w getcie warszawskim. Wysoki i potężnie zbudowany Kohl ogarnia ramionami szczupłego i niższego premiera pierwszego niekomunistycznego polskiego rządu. I drugi obraz z tej samej Mszy – transparent ponad głowami wiernych: „Helmut, du bist auch unser Kanzler” (Helmut jesteś też naszym kanclerzem). Kamień milowy pojednania i znak wyzwań przyszłości.
Miejsce paradoksów
Krzyżowa. Niewielu Polaków słyszało wówczas o tym miejscu. To mała wioska, leżąca na Dolnym Śląsku w gminie Świdnica, oddalona o około 60 km na południowy zachód od Wrocławia. Niegdyś nosiła nazwę Kreisau i była od połowy XIX w. siedzibą rodziny von Moltke. Wielu jej członków zasłużyło sobie na trwałe miejsce w niemieckiej historii. Przede wszystkim dotyczy to feldmarszałka Helmutha von Moltke (1800–1891), pogromcy Francji w wojnie 1870–1871 r., który obok Bismarcka uważany był za współtwórcę zjednoczonego Cesarstwa Niemieckiego. Wybitną postacią był także bratanek feldmarszałka – generał Helmuth-Ludwig von Moltke (1848–1916), który od 1906 r. pełnił funkcję szefa Sztabu Generalnego i kierował działaniami armii niemieckich w początkowej fazie I wojny światowej.
Ich potomek, Helmuth James von Moltke, odrzucił tradycję pruskiego militaryzmu i stał się jednym z ważniejszych przedstawicieli opozycji antynazistowskiej. Jego dziełem było stworzenie Kreisauer Kreis (Kręgu z Krzyżowej), przestrzeni dialogu niemieckich elit konserwatywnych i chrześcijańskich, które nie dały się uwieść nazistowskiej propagandzie. Krąg z Krzyżowej był wyjątkiem na tle innych organizacji opozycji antynazistowskiej (choćby środowisk, które zorganizowały zamach Stauffenberga w lipcu 1944 r.). Stosunek Helmutha Jamesa von Moltke wobec Polski nie był naznaczony poczuciem wyższości, które cechowało wiele innych niemieckich środowisk konserwatywnych. Kierując się zasadami ewangelicznymi, wyrażał sprzeciw wobec okrutnej polityki okupacyjnej prowadzonej w Polsce przez władze Trzeciej Rzeszy i uznawał, że słusznym i sprawiedliwym będzie zadośćuczynienie dla Polski po wojnie, choćby poprzez przekazanie jej ziem na wschód od Odry. Po zamachu na Hitlera Moltke został aresztowany, mimo iż nie miał z nim żadnych powiazań. W styczniu 1945 r., po parodii procesu, zamordowano go w berlińskim więzieniu Ploetzensee, jak sam z dumą powiedział, „nie za czyny, ale za idee”.
Krzyżowa była zatem miejscem paradoksów: arcypruskej tradycji militarystycznej i inspirowanego wrażliwością chrześcijańską poczucia niemieckiej winy. Zapewne dlatego Kreisauer Kreis nie stał się w powojennych Niemczech przedmiotem szczególnej czci. Bardziej się do tego nadawał Stauffenberg i jego idea „Świętych Niemiec”, naznaczona poczuciem wyższości i pogardy wobec Polski, zaiste niewiele się różniące od tego, co głosili naziści. Uczestnicy nieudanego zamachu na Führera gardzili Polakami i Polską w sposób typowy dla niemieckich elit tamtego okresu. Nawet jeśli byli skłonni zaakceptować prawo Polaków do niezależnego państwa, to chcieli jednak, aby granica przyszłej Rzeszy odpowiadała tej z 1914 r., czy nawet z października 1939 r., gdy Łódź, Poznań, Bydgoszcz, Katowice i Gdańsk znajdowały się w posiadaniu Niemiec. Krąg z Krzyżowej reprezentował inny pogląd, mniej nacjonalistyczny, określony raczej uniwersalną, ponadnarodową wrażliwością chrześcijaństwa.
Właśnie ta tradycja spowodowała, że w przełomowym roku 1989 to właśnie Krzyżowa stała się miejscem, gdzie dokonał się szczególny akt pojednania, wieńczący kilka dekad pracy polskich i niemieckich elit chrześcijańskich.
Wiatr historii
9 listopada 1989 r. przybył do Polski kanclerz Helmut Kohl. Chwila była przepełniona napięciem, ale i nadzieją. Trwała „jesień narodów” w Europie Środkowo-Wschodniej, chwiał się reżim komunistyczny w NRD, wiał „wiatr historii”. Dość powiedzieć, że kanclerz musiał przerwać swą wizytę w Polsce i wrócić do Niemiec, gdyż właśnie upadał mur berliński. Wrócił do Polski, gdzie od dwóch miesięcy funkcjonował pierwszy nie w pełni komunistyczny rząd, w którym stanowisko ministra spraw zagranicznych piastował prof. Krzysztof Skubiszewski, jeden z najwybitniejszych znawców relacji polsko-niemieckich. Ponadto premier Tadeusz Mazowiecki dysponował szerokim kręgiem osób od dawna zaangażowanych w proces pojednania polsko-niemieckiego.
Właśnie spośród nich – ludzi „Znaku” i „Tygodnika Powszechnego” – wywodził się Mieczysław Pszon, przedwojenny endek, który potem zasłużył się w działaniach na rzecz pojednania z Niemcami i Żydami. Skazany na śmierć za stalinizmu, a w wolnej Polsce oskarżony o współpracę z PRL-owską bezpieką, mistrz politycznego myślenia i dowcipnego dystansu. Właśnie jego powołał Mazowiecki na stanowisko pełnomocnika rządu do rozmów, na temat traktatu polsko-niemieckiego. To on i jego niemiecki odpowiednik, Horst Teltschik, położyli kamień węgielny pod ostateczną relację wolnej Polski i zjednoczonych Niemiec.
„Duch Święty chyba zadziałał”
Spotkanie w Krzyżowej, Msza Pojednania, znak pokoju Kohla i Mazowieckiego były końcem dawnego i początkiem nowego etapu w stosunkach polsko-niemieckich. Przyjrzyjmy się jego okolicznościom. Wizyta Kohla w Polsce, organizowana jeszcze przez rząd Mieczysława Rakowskiego, nabrała nowego znaczenia, gdy w Polsce pojawił się pierwszy w bloku sowieckim rząd niekomunistyczny. Jeszcze w lipcu 1989 r. biskup opolski Alfons Nossol zaproponował Kohlowi uczestnictwo w niemieckojęzycznej Mszy, odprawianej od pewnego czasu dla mniejszości niemieckiej na Górze św. Anny. Kohl chętnie przyjął zaproszenie i już w jednej z pierwszych wersji programu wizyty polecił umieścić ten punkt. Jednak dla strony polskiej wybór Góry św. Anny był nadzwyczaj kontrowersyjny. Trudno bowiem uznać starcie zbrojne z 1921 r. za wydarzenie symboliczne dla polsko-niemieckiego pojednania. Nikt nie podważał szlachetnych intencji bp. Nossola, oddanego porozumieniu obu zwaśnionych narodów. W programie wizyty Helmuta Kohla nie znalazło się jednak spotkanie z mniejszością niemiecką na Górze św. Anny. Premier Mazowiecki obawiał się, że uczestnictwo kanclerza Niemiec we Mszy w miejscu, gdzie po I wojnie światowej walczyli ze sobą Polacy i Niemcy, wywoła w Polsce poczucie zagrożenia niemiecką dominacją, co byłoby dla reform i dialogu polsko-niemieckiego bardzo niekorzystne.
Po polskiej stronie zaczęło się gorączkowe poszukiwanie wyjścia z kłopotliwej sytuacji. Biskup Nossol wspominał, że został wówczas zaproszony do kancelarii premiera: „Podczas spotkania z Mieczysławem Pszonem przyszła nam wspólnie do głowy myśl, że skoro miejscem spotkania szefów polskiego i niemieckiego rządu nie powinna być Góra św. Anny, to warto spróbować zorganizować Mszę św. z udziałem obu premierów w Krzyżowej”.
Dalszy przebieg wydarzeń relacjonuje Mieczysław Pszon. „Pamiętam rozmowę z Tadeuszem Mazowieckim: jakie znaleźć wyjście? Następnego dnia on chyba wpadł na pomysł Krzyżowej na Dolnym Śląsku, dawniej Kreisau. Że owszem, spotkanie ze śląskimi Niemcami może być, ale na innej płaszczyźnie. Teraz chodziło o to, aby Bonn to zaakceptowało. Tadeusz obiecał zastanowić się, jakie podjąć starania, ale zakazał mówić cokolwiek na ten temat. Poszedłem do siebie do hotelu, był piątek albo sobota. I postanowiłem zadzwonić do Horsta Teltschika, do domu. Powiedziałem mu, że cała nasza robota pójdzie w diabły. Że osiągnęliśmy cel i to z dobrym skutkiem dla obu stron, a tu wszystko zostanie zmarnowane przez upór w sprawie Góry św. Anny. Poprosiłem, by na razie nic nikomu nie mówił, ale my proponujemy Kreisau. On w życiu nie słyszał o Krzyżowej… Przyjął moją argumentację, ale powiedział, że decyzja nie leży w jego mocy. Ustaliliśmy, że rozmówią się sami premierzy. Następnego dnia jestem u Mazowieckiego. On dzwoni do Kohla, czy Kohl do niego, już nie pamiętam. Tadeusz mówi nagle: «Dobrze, skoro jest taka propozycja, to muszę się zastanowić, ale w zasadzie się zgadzam». Skończyli rozmowę, a on woła do mnie: «Słuchaj, ten Kohl zwariował. Sugeruje mi, żebyśmy zrobili to nasze spotkanie polsko-niemieckie w Krzyżowej i proponuje, żeby w swoje ręce wziął to biskup Nossol. No, Duch Święty chyba zadziałał»”. Zaiste, trudno było znaleźć miejsce uosabiające pojednawczy wymiar polsko niemieckich relacji lepsze niż Krzyżowa.
Chłodne przyjęcie
Uczestnicy Mszy wspominają, że atmosfera była lodowata. Z jednej strony pogoda nie była sprzyjająca, a z drugiej – wyczuwalne było napięcie wśród 8 tys. uczestników, głównie przedstawicieli mniejszości niemieckiej w Polsce z transparentami witającymi kanclerza po niemiecku.
Biskup Nossol wspominał: „Na godzinę przed Mszą św. podeszli do mnie jacyś funkcjonariusze, myślę, że dawni ubecy ze służb podległych wówczas jeszcze generałowi Kiszczakowi […] i zapytali mnie, czy w Mszy świętej na pewno musi być przekazany znak pokoju. A może dałoby się go opuścić? Zasugerowali bez ogródek”. Premier Mazowiecki i bp Nossol nie dostrzegali początkowo potężnego, symbolicznego wymiaru znaku pokoju, był dla nich po prostu fragmentem liturgii. Dopiero później zrozumieli, jak potężna wymowa symboliczna była z nim związana i jakie kontrowersje budziła.
Biskup Nossol wspominał: „Wielkiej akceptacji wtedy specjalnie nie odczuwałem. Kiedy na drugi dzień poszedłem na plac Sebastiana i plac Wolności w Opolu na spacer, stała tam grupka młodzieży – prawda, że podpitej – pluli mi pod nogi. Ktoś syknął mi za plecami: zdrajca, hitlerowiec”. Mazowiecki, bp Nossol, pewnie i Kohl, pragnęli, aby Krzyżowa stała się symbolem nowego etapu relacji polsko-niemieckich. Okazało się to nie być tak prostym.
Nowe otwarcie
Pomimo kontrowersji Msza w Krzyżowej stała się symbolem polsko-niemieckiego pojednania u progu nowej epoki. Tam rozpoczął się polityczny dialog wolnej Polski i jednoczących się Niemiec. Trudny i mozolny, ale integrujący różne perspektywy i światopoglądy. Msza z 12 listopada 1989 r. miała przełomowe znaczenie dla oczyszczenia emocji polsko-niemieckich, w dodatku była odprawiona tam, gdzie dialog wyzbyty poczucia wyższości jednej ze stron, miał już długą tradycję. Msza uświadomiła też wielu Polakom realne istnienie mniejszości niemieckiej, a nie tylko nazywanych pogardliwie „Volkswagendeutschów”, których tożsamość miała być jakoby określana wyłącznie względami ekonomicznymi.
Msza Pojednania w Krzyżowej, mimo późniejszych niejednoznacznych działań Kohla w sprawie granicy na Odrze i Nysie, otworzyła drogę do traktatu granicznego, podpisanego 14 listopada rok później oraz Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991 r. Wpisuje się ona zatem w nurt zapoczątkowany 30 lat wcześniej przez protestanckie i katolickie elity obu krajów. Dla ludzi takich jak Mazowiecki i Pszon, i nieżyjący już abp. Bolesław Kominek, było to pełne, zdawałoby się, zwycięstwo. Któż bowiem mógł wtedy przypuszczać, że za kolejne 30 lat ktoś uzna, że warto dla doraźnego politycznego interesu, na nowo budzić śpiące demony polsko-niemieckiego resentymentu i niszczyć tradycję Krzyżowej?