Logo Przewdonik Katolicki

Tutaj brzmieje lato

Szymon Bojdo
Fot. Unsplash

Chorwacja to kraj i ludzie o bogatej historii, tożsamości i naprawdę otwartych sercach. Dobrze, że mamy ich za przyjaciół, nie tylko od czerwca do września.

Tytuł tekstu może się wydawać dziwny, ale sformułowanie „brzmieje lato” wyjąłem z wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Piosenka. Dokładny cytat wygląda tak: „Jak miękkie gruszki brzmieje lato / wiatrem sparzone jak pokrzywą”.
Dziwne, prawda? Porównywać lato do gruszek, które wprawdzie owocują w lipcu i sierpniu, ale są jakoś przenośnią mało poetycką i do tego jeszcze owo lato sparzone jest jak pokrzywą wiatrem… To właśnie charakterystyczna cecha poezji Baczyńskiego, te subtelności, które trzeba sobie wyobrazić pod przymkniętymi powiekami, żeby dostrzec nie tylko ich sens, ale i geniusz poety. Zacznijmy od czasowników. „Brzmieje” to zarchaizowana forma od czasownika „nabrzmieć”, chodzi więc o to, że lato nabrzmiewa, jak nabrzmiewają – brzmieją – gruszki, kiedy owocują, stają się coraz większe, bardziej miękkie i soczyste. Z kolei lato jest „sparzone”, bo gorący śródziemnomorski wiatr, szczególnie w godzinach południowych, dosłownie parzy. Jest to rzeczywiście takie uczucie, jakby każdy jego podmuch dotykał nas lekko młodą gałązką pokrzywy, a wiemy doskonale, z czym to się wiąże. Ale co do tego ma Chorwacja?

Łatwiej spotkać Polaka
Ano ma sporo. Przede wszystkim Baczyński napisał ten wiersz właśnie tutaj, a dokładnie na wyspie Šolta, gdzie udawał się na wakacje z rodzicami. Dziś śpiewamy piosenkę w popularnym wykonaniu Grzegorza Turnaua Znów wędrujemy i nie zdajemy sobie sprawy, że jej autor, poeta pokolenia Kolumbów „malachitową łąką morza” zachwycał się właśnie w Dalmacji, a gdy przeżywał fakt, że mu „pejzaż w powieki miękko wsiąka”, to tak jak teraz my korzystał z przyrody i krajobrazu ówczesnego Królestwa SHS (Serbów, Chorwatów i Słoweńców), które my poznawaliśmy następnie też jako wielką Jugosławię, a dziś sporo Polaków nawiedza to miejsce latem. Wiemy o tym dobrze: w okresie letnim w Dalmacji dużo łatwiej jest spotkać Polaka niż rodzonego Chorwata. Ale tym absolutnie nie należy się przejmować.
W sumie, proszę wybaczyć, ale muszę w tym miejscu wspomnieć o alkoholu, który jest ważną częścią tutejszej kultury wypoczynku, więc po paru kieliszkach wyśmienitego wina Postup czy Graševiny, albo paru puszkach kultowego Ožujska, o travaricy czy rakii nie wspominając (to wszystko nie są marki, tylko rodzaje trunków) Polak z Chorwatem dogadają się jak swój ze swoim, bo język chorwacko-serbski (w Serbii pewnie napisałbym na odwrót) jest według badaczy najbardziej zbliżonym do polskiego spośród wszystkich języków świata.

Popularna od lat
Wracamy do Dalmacji. Otóż w ręce wpadł mi artykuł dr. Slavena Kale z Uniwersytetu w Zagrzebiu, który wspomina ciekawy fragment historii Chorwacji. W drugiej połowie lat 20. XX w. inteligencja polska (głównie z Warszawy) założyła „Spółdzielnię Dom Polski nad Adriatykiem – Spółdzielnię Budowlano-Mieszkaniową w Warszawie”. Jej działalność związana była z uzdrowiskami Polaków na adriatyckiej wyspie Šolta. Dom Polski miał na tej wyspie dwa budynki. Przybywali tam turyści z Polski, a wśród nich Krzysztof Kamil Baczyński. Powstanie tej polskiej organizacji należy postrzegać w kontekście przyjazdów turystycznych Polaków nad Adriatyk.
Zgodnie z zaleceniem tak to więc postrzegamy, zachwycając się pomysłem, by po prostu wybudować sobie dom w tej części świata, która naprawdę między czerwcem a wrześniem jest rajska. Co zatem dostrzeżemy? Nie tylko Baczyńskiego, ale cały poczet zacnych pisarzy polskich ciągnęło nad Adriatyk, niczym gorący wiatr Jugo. Przebywali tu Stefan Żeromski, Henryk Sienkiewicz i Zofia Nałkowska. Dodajmy do tego jeszcze inne wybitne postacie naszej historii: Józefa Piłsudskiego czy Ignacego Mościckiego. Niektórzy zostali tu na zawsze, a Chorwaci wdzięczni są za ich wkład w rozwój kraju. Bronisława Prašek-Całczyńska, jedna z najważniejszych, jak podkreśla Salven Kale, przedstawicielek świata medycznego w Chorwacji, udostępniła swój dom w czasie II wojny światowej jako schronienie dla polskich żołnierzy. Ponadto ratowała ona zagrożonych zagładą Żydów. Za pomoc im została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Chorwat-katolik
Jako się rzekło, dostępność Chorwacji, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i transportowym, sprawiła, że jest tu nas mnóstwo. A równocześnie to przecież nasi bracia Słowianie, choć w tej bałkańskiej odmianie. Jakże bliskie sercu są szeleszczące dźwięki chorwackiej mowy, jak za gardło chwytają lokalne pieśni, wyśpiewywane w czasie wielogodzinnych biesiad, jak wreszcie i w tym kraju katolicyzm ma swoje miejsce w historii i teraźniejszości, o czym świadczą liczne Obale Ivana Pavla II (Aleje Jana Pawła II).
A propos, Chorwaci także, jak Polacy, twierdzą, że są najbardziej katolickim narodem ze wszystkich katolickich narodów świata. Na dowód tego pięknie obecnego w życiu chrześcijaństwa przesyłam do redakcji zdjęcie z winnicy pana Ante z Postupu. Zrobiłem fotografię, bo wzruszenie odebrało mi mowę. Podczas gdy nasz sąsiad Ante nalewał z ogromnej beczki litr wytrawnego, niezwykle aromatycznego i rozwiązującego wszystkie języki Postupu, uniosłem lekko głowę i zobaczyłem niezwykłą instalację z napisem „Boże, błogosław nas” i wielkim krzyżem nad drzwiami. Papież oczywiście też tam był.
I jeszcze jedna opowieść: w tym roku do Dalmacji przyjechałem dokładnie w święto Wniebowzięcia NMP. Czyż to nie wspaniała okazja do festy? Ależ oczywiście! W wielu gminach odbywają się wtedy odpusty i zabawy ku czci Matki Bożej. Lokalni muzycy grają do samego rana. Oczywiście serwuje się lokalne wina i dania z grilla, ale nie tam jakieś kiełbasy ze sklepu, tylko mięsne kotlety z karkówki podane w pysznym pieczywie, posmarowanym ajvarem, czyli pastą paprykową. Ksiądz oczywiście też był, a następnego dnia rano w małej kapliczce dziękował za kulturalną i pełną radości zabawę.

---

Kto do Chorwacji w tym roku wybrać się nie może, niech przeczyta książkę Fjaka. Sezon na Chorwację Aleksandry Wojtaszek. Autorka jest slawistką, doktorem nauk humanistycznych, badaczką literatury serbskiej i chorwackiej. Fjaka to z kolei stan ducha Dalmatyńczyków, w momencie gdy kraj opuszczają turyści. Swego rodzaju zawieszenie? Na pewno odpoczynek po bardzo intensywnych miesiącach pracy. Bo tak niestety jest, że my jako turyści zajmujemy tylko wycinek życia ludzi, którzy nas goszczą, podczas gdy ich życie to przecież nie tylko czarowanie i zabawianie turystów (w celu nabicia portfela, oczywiście, ale trzeba przyznać, że Chorwaci robią to z ogromną klasą). To kraj i ludzie o bogatej historii, tożsamości i naprawdę otwartych sercach. Dobrze, że mamy ich za przyjaciół, nie tylko od czerwca do września.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki