Przywołana tym razem Ewangelia należy do tych, które wywołują w nas dyskomfort. Wypowiedziana do Kananejki fraza „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom” wydaje się przecież nie pasować do Jezusa.
Opowieść jest jednak zadziwiająco egzystencjalnie prawdziwa. Czy bowiem często właśnie w taki sposób nie przeżywamy naszych spotkań z Chrystusem i, co za tym idzie, z Bogiem? Bywa przecież, że odnosimy wrażenie, iż Bóg milczy, a nasze prośby trafiają w pustkę. Jeśli zaś słyszymy w sercu odpowiedzi, to one nie są dopasowane do tego, co chcielibyśmy usłyszeć. Gdy jednak trwamy w usilnym kołataniu, okazuje się z czasem, że nasze modlitewne zmagania nas przemieniają, że nie tylko mają sens, ale wręcz prowadzą nas znacznie dalej w relacji do Boga, niż się spodziewaliśmy.
To jednak z pewnością nie ta egzystencjalna prawda opowiedzianej nam sceny jest najważniejsza dla jej właściwego zrozumienia. Istotniejszy jest historyczny kontekst. Ewangelia mówi nam o spotkaniu między poganką i pobożnym Żydem. Spotkanie to zaś dokonuje się na pograniczu (Tyr i Sydon). Mateusz, który adresował swoją Ewangelię głównie do świata semickiego, chce swoim współziomkom opowiedzieć, jak Jezus, pobożny Żyd, spotykał się z poganami, i pomóc im przez to zrozumieć, że Jezus przyszedł najpierw do Żydów, a swoje przesłanie skierował do pogan dopiero w związku z odrzuceniem Go przez większość wspólnoty Izraela. Pierwsze czytanie przypomina nam zresztą, że taka strategia była przez Boga wcześniej zapowiedziana, drugie zaś, że co do swej istoty, Bożego wyboru, pozostaje ona w mocy.
Co jednak chyba najbardziej ciekawe, Jezus zachowuje się w tej opowieści dość, chciałoby się powiedzieć, przewrotnie: to znaczy najpierw robi to, co zrobiłby każdy Żyd na jego miejscu: unika spotkania z Kananejką, cytując stereotypową, dość obraźliwą zresztą, wypowiedź Żydów o poganach, po czym dokonuje zwrotu o 180 stopni – zachwyca się wiarą Kananejki i spełnia jej życzenie. Innymi słowy, utożsamiając się z Żydami, mówi im coś niesłychanego: należy innym okiem spojrzeć na innowierców, i, co więcej, można u nich znaleźć przykład wiary, jakiej nie ma w Izraelu.