Nagle z godziny na godzinę zaczęliśmy przeżywać historię Mariki Matuszak. Nikt o niej jeszcze przed chwilą nie słyszał. Teraz stała się dla jednych niemal bohaterką, dla innych – symbolem zła.
Dziewczyna z Poznania, dziś 24-letnia aktywistka Młodzieży Wszechpolskiej, skazana na trzy lata za rozbój – co najbardziej zdumiewające bez żadnego rozgłosu. Ten rozgłos przyszedł nagle. Najpierw masowe głosy oburzenia prawicowych internautów. Potem komentarze prawicowych polityków, którzy ogłosili, że wyrok był zbyt surowy. Wreszcie interwencja ministra sprawiedliwości, który uznał, że to sąd dopuścił się „rozboju” na młodej kobiecie. Zbigniew Ziobro był w stanie ją zwolnić (w ramach tzw. przerwy w wykonywaniu kary). Marika ma czekać na ułaskawienie prezydenta.
Mój pierwszy odruch był odruchem współczucia. Przecież wyrywanie innej młodej dziewczynie tęczowej torebki, emblematu LGBT, nie jest typowym „rozbojem”. Nie chodziło tu o rabunek, a o ideologiczne starcie. Kara wydała mi się przesadnie surowa.
Potem jednak przyszła refleksja. Czy my na pewno znamy okoliczności tego zdarzenia? Gdyby dziewczyny zaczęły się tarmosić podczas jakiejś politycznej przepychanki, spotkania dwóch demonstracji… Takie rzeczy się zdarzają. Chodzi jednak, zdaje się, o zaatakowanie samotnej młodej kobiety na ulicy – za to, że miała przy sobie taką, a nie inną torbę. Atakowała nie sama Marika, ale także kilku mężczyzn. Prawicowcy opowiadają teraz, że byli oburzeni widokiem „symbolu lewactwa”. Czy to wystarczy, żeby uzasadnić przemoc? No chyba nie.
Nie umiem ocenić, czy trzy lata więzienia jest tu karą wystarczającą czy zbyt surową. Zwłaszcza, że wciąż nie znam wszystkich szczegółów zdarzenia. Rzecz w tym, że nakłada się na tę historię wrażenie znacznej wyrozumiałości sędziów wobec łamania prawa z motywacji politycznych, o ile jest ono dokonywane przez wrogów obecnej władzy.
Nie twierdzę, że każdy przypadek jest symetryczny wobec tej akurat historii. Możliwe, że sędzia, która ogłaszała uniewinnienie proaborcyjnych aktywistek zakłócających w tymże Poznaniu Mszę Świętą, mogłaby tłumaczyć, że przemocy słownej nie da się zestawić z przemocą fizyczną. Choć moim zdaniem faktyczne uchylenie ochrony obywateli przed taką przemocą to kuriozum.
Z kolei skazanie sławnej Margot zaledwie na 30 godzin prac społecznych za demolowanie furgonetki wożącej antyaborcyjne zdjęcia, połączone z napaścią na jej kierowcę, jest już kontrapunktem szokującym. Sędziowie są zainteresowani, aby jedne środowiska czuły się mniej bezpieczne, a inne bardziej. Wszyscy widzą ten brak symetrii, ale lewicy i liberałów to nie razi. Dzieje się to w kraju buzującym od emocji. Gdzie każdy kibicuje swoim i tylko dla nich oczekuje sprawiedliwości.
Nie mam na taki brak symetrii skutecznej recepty. Sądy są niezawisłe, choć podobno zastraszane systemowym wpływem sejmowej większości na sędziowskie awanse i kariery. Tego strachu jakoś z większości wyroków wyczytać się nie da. Za to niezawisłość daje sądom możliwość rozmaitych radosnych twórczości.
Rozumiem, że prawica, w kraju rządzonym przez prawie osiem lat przez polityków tego obozu, odczuwa wciąż rozmaite rodzaje alienacji. Bo nie tylko sądy na ogół jej nie sprzyjają, można tu mówić także o rozmaitych korporacjach: prawnikach czy naukowcach. Czy jednak to, co zrobił Ziobro, mam wrażenie, że po śladowym rozpoznaniu aktu przemocy, jakiego dopuściła się Marika, nie jest lekarstwem równie dwuznacznym i wątpliwym jak sama choroba? Sędziowie przymkną oczy na jeden typ przemocy, a ja przymknę oczy na inny, ten „nasz”. Czy to droga do czytelnych i sprawiedliwych reguł?