Logo Przewdonik Katolicki

Jak kruchy jest pokój

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Jak nietrwałym i wielkim darem jest chwila, w której możemy żyć, pracować, rozwijać się, wychowywać dzieci w świecie bez wojny

Ostatnia sobota czerwca zapewne na długo pozostanie w pamięci wszystkich, którzy interesują się sytuacją na Wschodzie. Rajd Jewgienija Prigożyna na Moskwę, zajęcie Rostowa i Woroneża, bombardowania, wybuchy, kolumny wojska na terytorium Rosji były szokiem nie tylko dla mieszkańców tego kraju, ale też dla tych wszystkich, którzy śledzili te wydarzenia z innych krajów.
W tym wszystkim uderzyła mnie paradoksalna sytuacja, gdy mało który obserwator nie ukrywał, że trzyma kciuki za postać, która zapisała się na najczarniejszych kartach wojen ostatniej dekady, czyli lidera Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna. Myśl, że ktoś byłby w stanie dość szybko dotrzeć do Moskwy i obalić reżim Władimira Putina, wydawała się na tyle nęcąca, że nawet sam się na moment złapałem na tym, że nie jestem tu całkiem bezstronny. I pewnie dlatego dało się odczuć coś w rodzaju zawodu, gdy w sobotę późnym wieczorem przyszły informacje o porozumieniu wynegocjowanym przez Aleksandra Łukaszenkę, w wyniku którego Prigożyn nakazał swoim wojskom powrót do baz. Równie nieoczekiwanie jak się zaczął, pucz się zakończył.
Może ta sytuacja przypomina trochę filmy sensacyjne, w których występują same czarne charaktery, ale reżyser tak kieruje naszą uwagą, byśmy szczególnie śledzili losy jednego z bohaterów, z nim się utożsamiali, za niego trzymali kciuki, choć przecież to na przykład jakiś straszny bandyta, który ucieka przed pościgiem ze strony wymiaru sprawiedliwości.
Porównanie do filmów gangsterskich nie jest wcale mylące. Faktem jest, że dziś w Rosji nie mamy pozytywnych bohaterów. Władimir Putin nie jest żadną jasną postacią, którą warto by bronić. Jedyną jego zaletą mogłoby być to, że był przewidywalny, ale po tym, jak wysłał regularną armię przeciw Ukrainie, rozpoczynając pierwszą od ośmiu dekad lądową wojnę w Europie, trudno go nazwać przewidywalnym. Tyle że jego następca czy następcy mogą być jeszcze mniej przewidywalni. Dlatego właściwie pozostaje nam tylko zawód, że zamiast tego zła, które znamy, nie pojawiło się takie, którego jeszcze nie znamy.
A równocześnie to pokazuje, w jak tragicznej sytuacji się znaleźliśmy. Nie ma dla Rosji dziś żadnego pozytywnego, a zarazem realistycznego scenariusza, którego byśmy sobie mogli życzyć. Skazani jesteśmy na niepewność, na świadomość tego, że wciąż mamy do czynienia z jakimś żywiołem, który w każdej chwili może wymknąć się spod kontroli.
I to chyba najważniejsza lekcja z puczu Prigożyna. Bo właściwie już się do tej wojny trochę przyzwyczailiśmy. Już okrzepła trochę sytuacja wojskowa, codziennością stały się konwoje sprzętu wojskowego przez nasz kraj, widok ukraińskich uchodźców itp. Przywykliśmy też do tego, że nasza polityka toczy się w cieniu wojny. Ale zapomnieliśmy o tym, co uświadomiliśmy sobie, gdy ona wybuchła. Otóż jak delikatną konstrukcją jest pokój. Jak nietrwałym i wielkim darem jest chwila, w której możemy żyć, pracować, rozwijać się, wychowywać dzieci w świecie bez wojny.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki