Muszę przyznać, że zabierałem się do tego filmu kilka razy i zawsze miałem wrażenie, że jeszcze nie mogę go obejrzeć. Dlatego dziś właśnie mówimy o filmie dokumentalnym Leur souffle z 2019 r., od niedawna dostępnym na dużej platformie streamingowej.
Do nowego życia
Bénédicte – młoda kobieta, wstępuje do zakonu benedyktynek we Francji. Nie jest on oznaczony geograficznie, rozpoznać go można jednak po dwóch rzeczach. Z jednej strony możemy raz po raz przyjrzeć się pięknym krajobrazom – położonemu w górach wśród winnic i pól opactwu. Z drugiej przez cały film słyszymy piękny śpiew wykonany w chorale gregoriańskim. Et voilà – kto trochę benedyktyńską duchowość zna, albo odnajduje się w bardziej tradycyjnym duszpasterstwie, wie, że mowa tu o opactwie św. Cecylii w Solesmes. Klasztor został założony w 1866 r., z inicjatywy Dom Prospera Guérangera i Mère Cécile Bruyère. Budowa trwała do 1871 r., kiedy to konsekrowano kościół opacki. Na skutek antykościelnego ustawodawstwa z 1901 r. wspólnota została zmuszona do opuszczenia Francji. Mniszki udały się do Ryde, na wyspie Wright, gdzie założyły klasztor również pod wezwaniem św. Cecylii. Mère Cécile zmarła tam 18 marca 1909 r. Gdy siostry w 1921 r. powróciły do Solesmes, zabrały z sobą jej ciało i pochowały w założonym przez nią klasztorze. Jest to część większej federacji klasztorów benedyktyńskich we Francji, zrzesza obecnie ponad 30 klasztorów męskich i żeńskich. Nie mamy jednak do czynienia z dokumentem historycznym o opactwie benedyktynek.
To dokument, który od jednostkowej, indywidualnej historii rozszerza się na historię opactwa i całego monastycyzmu. Mówić należałoby tutaj o herstorii, bo właściwie jedynymi mężczyznami, którzy pojawiają się w filmie, są obecni na początku księża i biskupi oraz członkowie rodziny. Bénédicte poznajemy bowiem w momencie, kiedy kończy się jej czas próby i wstępuje ona na wieczność do zakonu benedyktynek. Na głowie ma biały, przypominający ślubny, welon, wokół niej zgromadziły się wzruszone rodziny: zakonna i ta ze świata, kościół jest pięknie przystrojony kwiatami. Sama profeska wieczysta (bo tak nazywa się siostry składające wieczyste śluby, czyli profesje) pięknie wyśpiewuje lub wypowiada (naprzemiennie) słowa przysięgi małżeńskiej z Chrystusem, takiej, którą złożyły obecne licznie siostry. Do ich rodziny dołącza nowa członkini. Jeszcze tylko wyjdzie w słoneczny dzień na podwórko przed świątynią, przytuli swoich bliskich, gdy otworzą się wielkie wrota klasztoru i stojące w półokręgu benedyktynki zaproszą śpiewem nową–starą siostrę (wszak mieszkała z nimi wcześniej) Bénédicte do jej nowego życia, do społeczności, w której będzie miała określone miejsce.
Módl się i pracuj
Przyjrzyjmy się źródłom tego życia. Święta Scholastyka urodziła się jako siostra bliźniaczka św. Benedykta, od początku towarzyszyła bratu w podróżach i naśladowała jego tryb życia. Kiedy św. Benedykt założył pierwszy klasztor w Subiaco, święta założyła podobny dla niewiast – klasztor benedyktynek; do dziś istnieją dwa klasztory na pobliskich wzgórzach: w Subiaco męski klasztor św. Benedykta, a w Plombariola – żeński klasztor św. Scholastyki. Idea takiego życia szybko zyskała popularność i rozprzestrzeniła się w całej Europie. Jest to zakon klauzurowy, co oznacza, że siostry nie spotykają się z ludźmi z zewnątrz (poza tymi, które np. robią zakupy). Reguła benedyktynek wywodzi się z reguł św. Benedykta, której dewizą stały się słowa Ora et labora – „Módl się i pracuj” – oraz zakłada harmonijne łączenie wspólnej modlitwy z pracą fizyczną i umysłową. Do duchowości benedyktynek należy szukanie Boga poprzez kult liturgiczny i życie wspólne. Benedyktynki składają ślub stałości miejsca. To znaczy, że po złożeniu ślubów wieczystych aż do śmierci mieszkają w jednym miejscu. Doprawdy niesamowite jest śledzenie codziennego dnia sióstr, ich modlitwy, pracy i wypoczynku.
Ktoś może zapytać: cóż w tym wyjątkowego? Z jednej strony mieliśmy już filmy o męskich opactwach, jak Wielka cisza, czy o życiu zakonników na górze Athos, a nawet polski serial dokumentalny Zakonnice. Czasami możemy poznać też siostry prowadzące jakieś wyjątkowe dzieło, jak s. Anna Bałchan czy siostry z Broniszewic. Myślę jednak, że twórcom Leur souffle udało się w intymny wręcz sposób pokazać życie codzienne klasztoru i to, jak harmonijnym jest on miejscem. Harmonię zachowuje tam grupa sióstr z przyrodą, siostry we wspólnocie ze sobą, a na twarzach możemy zauważyć wymalowany obraz harmonii wewnętrznej. Jak już wspomniano, w opactwie św. Cecylii wyjątkowy jest również śpiew, wykonywany praktycznie bez instrumentów, niemal krystalicznymi głosami, wprowadzający w stan błogiego ukojenia. Dla mnie poruszająca jest także konstrukcja filmu, w którym poznajemy cały dzień z życia mniszek, wybijany rytmem codziennych modlitw, od świtu po późny wieczór. Alegorycznie z początku pokazywane są siostry młodsze, a bliżej końca te z długim stażem. Patrząc na nie, odnosi się wrażenie świeżości i młodości na ich twarzach. Sama modlitwa czy jedzony nabożnie posiłek nie wydają się niczym dziwnym, jednak kiedy już widzimy mniszkę w habicie na traktorze czy też wykonującą precyzyjną stolarską fuchę albo grupę sióstr organizującą mistrzostwa świata, zdaje się, że w grę w dwa ognie, to w kąciku ust może pojawić się uśmiech.
Bardziej być
Często spotykam się z argumentem, że życie zakonne jest niepotrzebne, że to strata czasu, marnowanie talentów ludzi, uciekanie przed światem. Osobom, które wyrażają taką opinię, poleciłbym obejrzenie Leur souffle. Pominę to, że siostry po prostu utrzymują się ze swojej ciężkiej pracy. Ich ciche życie, przetkane śpiewem chorału, staje z kolei w poprzek naszym krzykliwym sposobom życia, zabieganiu, które prowadzi czasem tylko do chorób, a nawet śmierci. Wszyscy dobrze wiemy, że klasztory były podstawą rozwoju średniowiecznego świata, ale do dziś formy ich organizacji budują bogactwo naszej kultury. O dziwo nie jest tak, że gdy się zatrzymamy, to świat przestanie istnieć – wcale tak nie jest, a właśnie cisza i zatrzymanie mogą nam pomóc w trudnościach życia. Odnoszę także wrażenie, że milczące siostry, skupione na Bogu, a nie na sobie, bardziej „są” niż ludzie, którzy swoje istnienie mają potrzebę ciągle manifestować. Dziwi zatem niezrozumienie ich postaw w świecie, który rości sobie jako – jedno z podstawowych – prawo do wyboru stylu życia, jaki się chce. Nie wspominając nawet o kwestii samostanowienia kobiet – to one podmiotowo prowadzą swoje życie, same się organizują i dbają o siebie. Bardzo wymowny jest przy tym tytuł dokumentu Leur souffle – ich oddech. Poznajemy bowiem to, czym oddycha życie monastyczne: Słowo Boże, modlitwa, po prostu Chrystus i Jego Kościół. To dzięki ich oddechowi także my żyjemy.