Głośna ostatnio była historia Łukasza Sakowskiego, popularnego blogera prowadzącego serwis „To tylko teoria”. Znany internauta dokonał w nim czegoś w rodzaju coming outu. W środowiskach LGBT coming out to poinformowanie otoczenia o swojej tożsamości płciowej. Sakowski w bardzo długim wpisie, który opatrzył mnóstwem dokumentów, opisał jak w wieku kilkunastu lat odkrył, że jest gejem, ale nie potrafił tego zaakceptować. Zaczął szukać wsparcia w internecie, gdzie spotkał transseksualistę, który zachęcał go do korzystania z żeńskich zaimków, robienia makijażu i noszenia damskich ubrań. Opiekuńczy duch zaczął w pewnym momencie wysyłać lekarstwa będące hormonami blokującymi męskie dojrzewanie i namawiać do tranzycji, czyli zmiany płci. Po licznych perturbacjach Sakowski to zrobił, ale wtedy czuł się jeszcze bardziej nieszczęśliwy i po pewnym czasie zdecydował się na detranzycję, czyli powrót do swej płci biologicznej. Jak twierdzi, tekst napisał, by ostrzec innych przed pochopnymi decyzjami.
Równocześnie politycy często nawiązują do osób trans w sposób niezwykle niedelikatny, wyśmiewając ich problemy, powtarzając nie do końca przyzwoite dowcipy, wykazując się minimalną empatią, ale wiedzą, że w części społeczeństwa panuje niepokój przed trendem, który przyszedł z Zachodu, gdzie w urzędach publicznych tworzy się neutralne płciowo toalety, by osoby trans nie czuły się dyskryminowane. Prawica lubi mówić o jakiejś zdegenerowanej modzie, która przychodzi z Zachodu i miesza w głowach polskim dzieciom. Prawda jest tymczasem taka, że problemy z tożsamością płciową nie są ostatnim wymysłem, statystycznie zdarzały się od wieków, zmienia się jedynie ich społeczna percepcja i otwartość, z jaką się o nich mówi.
Ale też nie sposób zignorować tego, że w niektórych środowiskach rzeczywiście istnieje silna presja dotycząca tożsamości seksualnej. Niedawno zrobił na mnie wrażenie wywiad, którego udzieliła pracująca w szołbiznesie córka jednego z najpopularniejszych satyryków lat 90. Wyznała w nim, że w pewnym momencie była przerażona, że ktoś w jej branży uzna, że ona jest jakąś „nudną hetero” i zaczęła pilnie studiować rozmaite poradniki, by stwierdzić, że jest panseksualna, cokolwiek by to miało znaczyć.
Sprawa jest niezwykle delikatna. Z jednej strony mamy bowiem realne dramaty osób, przede wszystkim młodych, które nie mogą odnaleźć się w swoim ciele, nie potrafią się identyfikować ze swoją płcią i cierpią z tego powodu katusze, z drugiej mamy dorosłych, którzy uważają, że być hetero jest nudne, i zachęcają młodzież do eksperymentowania, które niekiedy – jak okazało się w przypadku Sakowskiego – może mieć fatalne skutki. A do tego mamy politykę, która przemieli wszystko, która z ruchu LGBT+ robi politycznego wroga.
Wydaje się, że potrzebujemy tu gdzieś zdrowego rozsądku, ludzkiej wrażliwości i takiego trzeźwego osądu, gdzie zaczyna się zwykła moda i środowiskowa presja, a gdzie mamy do czynienia z dramatem nastolatka, który – jak to często nastolatki – szuka sensu własnego istnienia, doświadcza egzystencjalnych lęków, poszukuje tożsamości i akceptacji. Innymi słowy, sprawa jest zbyt złożona, by mieściła się w naszej spolaryzowanej rzeczywistości, która chciałaby wszystko widzieć w czarno-białych barwach.