Jedna w obecnych na polskim rynku sieci dyskontów, poszukując pracowników, stara się przedstawić atrakcyjną ofertę. Np. uwzględniając fakt, że każdy z nas ma inne umiejętności i preferencje, wylicza stanowiska, które aplikujący o zatrudnienie może objąć. Zapewnia też o możliwości rozwoju, poprzez zajmowanie kolejnych stanowisk kierowniczych zarówno na poziomie poszczególnych placówek, jak i na wyższym szczeblu. Raz po raz pojawia się słowo „kariera”.
Premie i benefity
Firma nie zapomina o wymienieniu korzyści związanych z podjęciem u niej pracy. Przedstawia – oprócz wynagrodzenia, premii, nagród – liczne benefity obejmujące rodzinę, edukację i zdrowie. Obiecuje również szkolenia i profesjonalne wdrożenie. W materiałach mających zachęcić potencjalnych pracowników informuje, że kilkadziesiąt tysięcy zatrudnionych w niej osób otrzymało w tym roku podwyżkę płacy. Zapewnia, że podejmuje zdecydowane działania, by być „pracodawcą pierwszego wyboru w Polsce”. Wszystko to opatrzone nie tylko fotografiami zadowolonych, uśmiechniętych pracowników, ale również ich podpisanymi imieniem opiniami.
Takie lub podobne działania prowadzą działy rekrutacji w wielu przedsiębiorstwach i instytucjach, które potrzebują nowych ludzi dla sprawnego działania. Chodzi nie tylko o zachęcenie jak najliczniejszych kandydatów do aplikowania, ale również o przekonanie kandydatów, iż to właśnie do tej firmy prowadzi ich życiowa droga. Nie powinni więc dłużej zwlekać, tylko jak najszybciej dołączyć do już istniejącego zespołu. W ten sposób postępują dziś w Polsce firmy, które potrzebują rąk do pracy. Mają wypracowane metody naboru.
Właściwe i wystarczające?
Jeszcze nie tak dawno mało kto w naszym kraju traktował poważnie sugestie, że „rąk do pracy” może zacząć brakować w Kościele. Co roku biskupi udzielali święceń sporej grupie prezbiterów, w zgromadzeniach zakonnych, zarówno żeńskich, jak i męskich, kolejne śluby padały z ust sióstr i braci. A jednak również wtedy katolicy w Polsce podejmowali działania, mające zapewnić stały dopływ „kandydatów do służby w Kościele”. Troszczono się o nowe powołania duchowne i do życia konsekrowanego. Długo można było odnieść wrażenie, że te starania przynoszą pożądany efekt, a więc są właściwe i wystarczające.
Jednak jakiś czas temu zaczęły się pojawiać w mediach alarmistyczne doniesienia, że liczba chętnych Polek i Polaków do bycia księdzem, zakonnicą lub zakonnikiem znacząco spada. Dziś wygląda na to, że kwestia „budzenia powołań” nie jest już oczywista, jak przed laty. Czy pora sięgnąć po opisane wyżej metody naboru pracowników także na „niwie Pańskiej”?
To nie forma rekrutacji
12 kwietnia br. obradowała w Warszawie, w odnowionym składzie, Krajowa Rada Duszpasterstwa Powołań. Z opublikowanego po spotkaniu komunikatu wynika, że wśród podjętych tematów znalazły się: Tydzień Modlitw o Powołania, 24. Pielgrzymka Rodzin Osób Powołanych i Wspierających Powołania na Jasną Górę oraz sposób działania duszpasterstwa powołań podczas Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie. Podjęto też temat inauguracji specjalistycznego kierunku studiów z zakresu teologii i pedagogiki powołań.
Jak wyjaśniono w komunikacie, podstawowym celem Rady jest inspiracja działalności duszpasterskiej na rzecz powołań kapłańskich, zakonnych, misyjnych oraz powołań do świeckich instytutów życia konsekrowanego. Rada zajmuje się także koordynacją działań powołaniowych i promowaniem współpracy na polu powołaniowym między duchowieństwem diecezjalnym oraz osobami konsekrowanymi.
Biskup Andrzej Przybylski, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Powołań, w opublikowanej na stronie KEP wypowiedzi podkreślał: „Naszą rolą jest nadawanie kierunku, koordynacja i inspiracja duszpasterstwa powołań w Polsce”. Dodał też bardzo istotne spostrzeżenie: „Widzimy, że nie możemy tego duszpasterstwa ograniczyć jedynie do prezentacji określonych zgromadzeń. Nie możemy też traktować go jako formy rekrutacji do seminariów lub nowicjatów” – powiedział. Zaznaczył, że chodzi o cały, długi proces towarzyszenia w rozeznawaniu powołania.
Kleryk na weekend
W tle wypowiedzi bp. Przybylskiego kryją się fundamentalne pytania, dotyczące duszpasterstwa powołań i wszelkich podejmowanych w jego ramach działań. Cytowany wyżej komunikat wymienił cele Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań. A jakie są cele szeroko pojętych działań „powołaniowych”? Na przykład organizowania w seminariach „dni otwartych”, akcji typu „zostań klerykiem na weekend” albo „akcji powołaniowych”, polegających na wizytach w parafii ekip złożonych z alumnów seminariów lub członków zakonnych nowicjatów? Podobne pytania rodzą również pojawiające się raz po raz filmiki i filmy, uważane za „powołaniowe”.
Właśnie jako „powołaniowe” odbierane są przez część widzów dwa filmy dokumentalne, omówione przez Szymona Bojdo w poprzednim numerze „Przewodnika Katolickiego – Nowicjusz i Głos. Obydwa pokazują początkowy etap formacji zakonnej. Podobnie do tematu podchodzą niektóre filmiki mające zachęcić do wstępowania do seminariów duchownych – pokazują przede wszystkim życie alumnów i kleryków. Zwracał na to niejednokrotnie uwagę m.in. znany teolog i publicysta, ks. Andrzej Draguła.
Z rodzin i parafii
Sprawa może się wydawać błaha, jednak wcale taka nie jest. Jeśli prowadzi się akcję zachęcającą do zostania strażakiem, policjantem, lekarzem, handlowcem, piekarzem itp., pokazuje się w reklamach policjantów, lekarzy, handlowców, piekarzy, a nie uczniów czy studentów przygotowujących się do pracy w tych zawodach. Logiczne wydaje się (co realizują w praktyce autorzy materiałów „powołaniowych” w wielu krajach), że zachęcając do zostania księdzem, zakonnicą lub zakonnikiem, trzeba pokazać właśnie ich życie na wszystkich etapach, nie tylko na wstępnym.
Często można usłyszeć, że podstawowe miejsca „budzenia powołań” to rodzina i parafia. Czy w obecnych warunkach, gdy coraz więcej rodzin w Polsce przeżywa kryzysy, a liczne niegdyś parafialne grupy gromadzące dzieci i młodzież (z ministrantami na czele) są coraz mniejsze, stwierdzenie to straciło aktualność? Odpowiedź nie jest prosta.
Kandydaci do kapłaństwa i życia konsekrowanego wciąż wychodzą z rodzin, coraz częściej tych pokiereszowanych, „skomplikowanych”, doświadczających ogromnych trudności. Z takim bagażem zgłaszają się do seminariów lub stają u klasztornych furt.
Usłyszeć i odpowiedzieć
Również parafie nadal odgrywają znaczącą rolę wspomagającą w odkryciu powołania do służby w Kościele. W obecnych warunkach to wspomaganie odbywa się niejednokrotnie już nie w grupie ministranckiej, lecz w formie bardziej indywidualnej. Ważne jednak, aby nie stawały się czymś w rodzaju „nagabywania” czy stosowania wobec młodych, wrażliwych ludzi jakiegoś rodzaju presji. Nie można komuś „wmawiać” powołania do kapłaństwa czy życia konsekrowanego. Nawet jeżeli jest się głęboko przekonanym, że jakiś chłopak lub dziewczyna mają zadatki na dobrego księdza lub siostrę zakonną.
Popularne niegdyś sformułowanie „budzenie powołań” dziś, także w Polsce, wydaje się nieadekwatne, a nawet wypaczające istotę rzeczy. Chodzi przecież o to, aby pomóc tym, których Bóg powołuje do służby kapłańskiej albo do życia konsekrowanego, usłyszeć Jego głos. Jednak to nie wszystko. Nie wystarczy, że ktoś go słyszy. Trzeba również pomóc potencjalnemu kandydatowi choć częściowo go rozpoznać i poczuć się jego adresatem. Kolejny krok, to wsparcie, aby ci, którzy słyszą głos powołania i mają świadomość, że jest skierowany do nich, na niego odpowiedzieli.
Nie tylko modlitwa
Dziś w Polsce taka odpowiedź wymaga coraz częściej odwagi, ponieważ zarówno obraz Kościoła (nie tylko ten rysowany w mediach), jak i wizerunek duchownych, mogą zniechęcać, a nawet wywoływać lęk przed wejściem na tę drogę. Wszystkie te zadania jest w stanie wypełnić parafia. Nie chodzi tylko o aktywność pracujących w niej księży, ale w równym stopniu działania świeckich. Ich rola nie polega tylko na niezbędnych modlitwach w trakcie odprawianych (zwłaszcza w pierwsze czwartki miesiąca) nabożeństwach o powołania. To oni dziś, być może szybciej niż ksiądz, są w stanie zauważyć kogoś, kto rozważa wejście na drogę kapłaństwa lub zakonu. Ich postawa w aktualnych warunkach w Polsce ma ogromną wartość i może mieć wielkie znaczenie przy udzieleniu przez kogoś odpowiedzi na głos powołania.