Boże, zawsze miłosierny – rozpoczynamy modlitwę kolekty podczas Mszy św. w drugą niedzielę wielkanocną, czyli Miłosierdzia. Psalmista z kolei woła: „Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łagodny” (Ps 103, 8). A my zapewne mamy przed oczyma wizerunek Jezusa miłosiernego z napisem: „Jezu, ufam Tobie”. Wydaje się, że ta nienowa przecież prawda staje się dziś szczególnym przesłaniem dla świata, skoro tak wiele miejsca poświęcono jej w nauczaniu Kościoła, począwszy od encykliki Jana Pawła II Dives in misericordia, a skończywszy na ogłoszonym przez Franciszka przed laty Roku Miłosierdzia wraz z podsumowującym go listem Misericordia et misera.
Łatwo jednak miłosierdzie pomylić z pobłażliwością. Trudno nam również uciec od opozycji: miłosierdzie – sprawiedliwość. Zakorzeniło się w nas poczucie, jakby te dwa przymioty boskie były w jakiejś sprzeczności, ważymy je nieraz i pytamy, czy Bóg jest bardziej sprawiedliwy, czy bardziej miłosierny. Choć przecież jest i taki, i taki. Nam, ludziom, trudno wyjść z ciasnych nieraz kalkulacji, prawnego rozumienia sprawiedliwości, chęci rozliczenia, wyrównania, osądu. Czasem nawet miłosierdzie wydaje się przeszkadzać, zwłaszcza gdy domaga się od nas miłości trudnej – do nieprzyjaciół, do tych, którzy zadają rany, krzywdzą, depczą naszą godność.
Wezwanie Chrystusa: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36), pozostaje dla nas aktualne, ale zanim zaczniemy naśladować miłosierdzie Boga, musimy zrozumieć, czym w istocie ono jest. Co to znaczy, że Bóg jest miłosierny? W tym właśnie pomoże Czytelnikowi artykuł Tomasza Grabowskiego OP. „Miłosierdzie jest okazaniem miłości ze względu na brak, którego doświadcza dana osoba. Różnorakie braki dotykają ludzi. Niektórzy będą uwikłani w biedę, inni w chorobę lub w cierpienie spowodowane stratą albo doznaną krzywdą, w końcu są i tacy, których zżera ich własne zło” – pisze dominikanin. Dopiero zrozumienie i doświadczenie, że Bóg, dostrzegając nasze braki, w sposób bezinteresowny wychodzi nam naprzeciw, okazując miłość, która jest zawsze pierwsza, bezwarunkowa i przebaczająca, uzdalnia nas do tego samego. To właśnie przekazuje nam św. Jan w swym pierwszym liście, gdy pisze: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4, 16). I dalej przekłada ewangelista tę prawdę na praktykę dnia codziennego: „My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego” (1J 4, 20–21).
Wiemy, że w praktyce różnie to wygląda. Wznieść się na wyżyny miłowania na wzór samego Boga to wyzwanie, ale właśnie do tego jesteśmy powołani. Bóg daje nam ambitne zadanie, ale też nie zostawia z tym samych. Daje nam wspólnotę, jaką jest Kościół, i swoją w nim obecność. Wreszcie tak ambitne zadanie jest wyrazem Jego miłości do nas i przekonania, że jako stworzeni na Jego obraz i podobieństwo nosimy w sobie to naturalne pragnienie bycia kochanym i kochania, pragnienie miłosierdzia; przekonania, że z Nim damy radę być miłosiernymi.
Spoglądamy w tym numerze na dwa przykłady. Z jednej strony „lodówki społeczne”, czyli inicjatywa łódzkiego Stowarzyszenia „Chleba Naszego”. Praktyczny przykład tego, co znaczy być znakiem Bożego miłosierdzia pośród tych, którzy doświadczają braku. To spojrzenie okiem Łukasza Głowackiego. Z drugiej strony wciąż aktualny, nawet jeśli nieprzedzierający się już na pierwsze strony gazet, temat uchodźców, ginących wciąż w wodach Morza Śródziemnego. Monika Białkowska przybliża nam liczby, powody, dla których ludzie opuszczają swoje domy, i trudności, z jakimi się spotykają. Tu także jest brak, który woła o miłosierdzie.
Może warto dziś rozejrzeć się wokół i zobaczyć w ludziach nie tyle złą wolę, ile braki, które domagają się miłosierdzia. Skoro Bóg dostrzegł mój brak i mi je okazał, czyż nie jestem Mu winien tego samego w moich braciach i siostrach?