Jak być eko i nie zwariować?
– Podejście ekologiczne do życia powinno wypływać przede wszystkim z tego, jak myślimy o całym człowieku i świecie, w odniesieniu do Pana Boga. Żyjemy w czasach, w których „mieć” przejęło przewagę nad „być”. Tymczasem ekologia jest bliska naszemu pierwotnemu stanowi „być”. Często różne osoby czują się atakowane, gdy na przykład mówię, że ekologicznie jest jeść mniej mięsa. Gdy wyszłam za mąż, moja mama martwiła się, że gotując, dostarczam mojemu mężowi zbyt mało mięsa. Według niej chłop powinien porządnie zjeść, a naje się tylko mięsem (śmiech). Gdy zapytałam ją, jak często jedli mięso jej tata i bracia, odpowiedziała, że w niedzielę, i to głównie w rosole. Dziś ekologia wiąże się z powrotem do korzeni i rozpoznawaniem tego, co nam służy, a także tego, co nie jest dla nas dobre. Nierzadko okazuje się, że to, co uważamy za osiągnięcia ostatnich lat, szkodzi nam. Dla pokolenia naszych rodziców, które żyło w czasach braków i ograniczeń, codzienne jedzenie mięsa stało się synonimem dobrobytu, z którego nie chcą rezygnować. Tymczasem nawet Instytut Żywności i Żywienia podaje, że jedzenie więcej niż 0,5 kg mięsa tygodniowo podwyższa ryzyko wielu chorób. Statystyczny Polak zjada ponad dwa razy tyle. Czasem konsumpcjonizm wiąże się z tym, że chcemy sobie samym udowodnić, że nas stać.
Kilka lat temu w mediach pojawiła się informacja, że najbardziej eko są samochody elektryczne. Dziś większość ekspertów uważa, że wcale takie nie są. Skąd laik ma czerpać informacje, które trendy ekologiczne są rzeczywiście właściwie, a które tylko udają?
– Podobnie jak wiele innych trendów, tak samo te ekologiczne lansowane są głównie przez media, zwłaszcza telewizję. Dla lepszego rozeznania się wśród tego, co w działaniach ekologicznych jest właściwe, a co szkodliwe, zalecałabym w pierwszym kroku wyłączyć odbiornik telewizyjny. Opierając się na przekazach medialnych, trudno jest selekcjonować treści, gdyż bardzo często oddziałują one na nasze emocje. Sama nierzadko zastanawiam się, co jest naprawdę ekologiczne, i przyznam, że w wielu przypadkach nie mam jasności. Ustalenie bilansu zysków i strat wielu rozwiązań, w tym samochodów elektrycznych w polskich warunkach, jest skomplikowane i nieoczywiste, nawet dla ekspertów. Stworzyłam jednak krótką listę zagadnień, co do których jestem przekonana, że są ekologiczne. Podstawą wszelkich działań w zakresie ekologii jest według mnie ograniczenie konsumpcji. Kiedy myślimy np. o jedzeniu, przede wszystkim przyglądajmy się, czy go nie marnujemy. Zamiast zastanawiać się, czy kupić samochód hybrydowy, elektryczny czy klasyczny, zadajmy sobie pytanie, czy w ogóle tego samochodu potrzebujemy. Może wystarczy komunikacja publiczna i korzystanie z wypożyczalni samochodów? A może dotychczasowy jeszcze dwa lata nam dobrze posłuży? Korzystając z jakiegoś przedmiotu, patrzmy na cały jego cykl życia, od produkcji przez użytkowanie, aż do utylizacji. I właśnie wydłużając życie przedmiotów, działamy ekologicznie. Pytajmy siebie, jakie potrzeby chcemy zaspokoić, kupując dany produkt. Kiedy na to pytanie sobie odpowiemy, możemy przejść do wtórnego pytania, jak choćby to, jaki napęd powinno mieć nasze auto.
Co jeszcze uważa Pani za ekologiczne must have?
– Kolejną kwestią, którą uważam za istotną, jest zmniejszenie spożycia produktów mięsnych i odzwierzęcych na rzecz produktów roślinnych, korzystając z produkcji lokalnej i sezonowej. Nie chodzi o to, żeby przestawić się na rośliny, kupując awokado, przyjeżdżające do nas z Meksyku, gdzie są niedobory wody, a handel warzywami sterowany jest przez kartele. Aby podczas zakupów nie analizować każdej rzeczy, warto zadać sobie pytanie, co jest dostępne w naszym klimacie w trakcie danej pory roku i co produkują polscy rolnicy. Jeśli na tej liście zimą nie ma pomidorów, to pakujmy je do słoiczków latem, ewentualnie kupujmy przecier pomidorowy lub pomidory w puszce. Jeśli zimą lub wczesną wiosną kupujemy pomidory, to prawdopodobnie przyjechały do nas z Hiszpanii, z rejonu Almeria. Miejsce to nazywane jest morzem plastiku, ponieważ liczba szklarni jest tam tak duża, że biała folia, która je pokrywa, widoczna jest na zdjęciach satelitarnych. Zazwyczaj pracują tam uchodźcy, jak w większości zagłębi produkcyjnych w Hiszpanii czy we Włoszech, gdyż znajdują się one na szlakach uchodźczych. Blisko ekologii jest według mnie też etyka, dlatego nie zamykam już uszu na informacje o cierpieniu ludzi, których kosztem pozyskuje się dobra dla nas, mieszkańców „bogatej Północy”. Za ekopewnik biorę również odpowiedzialny transport, czyli wybieranie roweru lub kolei, a korzystanie z samochodu, jeśli to jest rzeczywiście konieczne. Gdy wraz z trójką dzieci jedziemy na wakacje, nie rozważamy, czy wybierzemy pociąg, czy autobus, lecz korzystamy z samochodu, który jest wypełniony po brzegi (śmiech). Jeśli natomiast mamy ochotę wyskoczyć na weekend z mężem, to zazwyczaj wybieramy pociąg. Korzystanie z samolotu jest absolutną ostatecznością. To są sytuacje, gdy chcemy spełnić swoje marzenia i nie zdarzają się częściej, niż raz na 2–3 lata. Nie uważam za dobry pomysł lotu na weekend do Amsterdamu czy Rzymu, bo stosunek śladu węglowego do czasu wrażeń i odpoczynku jest dla mnie nieakceptowalny. Kolejnymi punktami na mojej liście są szeroko pojęta lokalność, a także less waste. Właśnie nie frustrujące i nieosiągalne „zero”, ale rozsądne i konsekwentne „less”, czyli staranie, aby produkować mniej odpadów.
Jak nie być ekoterrorystą zarówno dla innych, jak i w stosunku do siebie?
– Jest to bardzo trudne pytanie, sama przez wiele lat miałam z tym problem, aż doszłam do ściany, którą była półka w markecie. W jakimś trudniejszym momencie ciąży nie miałam siły gotować i stałam przed półką z jedzeniem, zastanawiając się, czy kupić gotowe danie w plastikowym opakowaniu, czy umrzeć z głodu? Gdy zdałam sobie sprawę z absurdu sytuacji, był to dla mnie punkt zwrotny, w którym stwierdziłam, że przecież to nie o to chodzi, żeby nieustannie rozmyślać, czy coś jest eko, czy nie jest. Mam kilka swoich założeń, których się trzymam, a o których rozmawiałyśmy. Całą resztę traktuję z dużą wyrozumiałością. Kiedy czuję się winna, że coś jem albo daję dziecku, albo że jadę gdzieś autem, wiem, że nie jest to dobry kierunek mojego bycia eko. Bardzo się pilnuję, żeby nie wpadać w poczucie winy, tylko badać swoje potrzeby i szukać najlepszego sposobu na ich realizację. Pomaga mi w tym wiara w Boga, gdyż to Jemu oddaję wszystkie napięcia. Nieustannie przypominam sobie, że nad wszystkim czuwa Bóg, który jeśli tylko zechce, wykorzysta mój mały wysiłek dla uratowania tego świata. Bardzo polecam encyklikę Laudato si’, w której papież Franciszek wyraźnie odmalował kryzys, w którym się znajdujemy, jednocześnie przedstawiając perspektywy głębokiej nadziei. Jeśli mamy nadzieję i trwamy w ufności Panu Bogu, to widzimy, że każdy nasz najmniejszy wysiłek w trosce o świat, który dał nam w darze, ma sens. W rozmowach z innymi staram się przede wszystkim dbać o relacje. Dopiero na tej bazie można zapraszać do wprowadzania ekologicznych zmian.
Od czego zacząć wprowadzanie drobnych ekologicznych zmian w codzienności?
– Zmiany rodzą się w procesie. Na moim blogu publikuję różne inspiracje, które w mojej rodzinie ukształtowały się na przestrzeni ostatnich siedmiu lat. Nie od zawsze żyłam ekologicznie, mimo że mam wykształcenie inżynieryjne w zakresie ochrony środowiska. Zawodowo audytowałam wielkie fabryki, czy przestrzegają norm środowiskowych, jednak w domu nie wdrażałam pogłębionych praktyk ekologicznych. Dopiero odkąd urodziłam dzieci i więcej czasu spędzam w domu, podjęłam głębszą refleksję. Na początku warto za cel obrać sobie jedną rzecz, nad którą chcemy pracować i przez miesiąc się na niej skupić. W tym czasie dobrze jest obserwować siebie bez presji i jeśli któregoś dnia coś nam się nie udało, następnego wróćmy do naszego postanowienia. Dobrym okresem na zaczynanie tego typu praktyk jest czas Wielkiego Postu. Kilka lat temu przeprowadziłam w internecie akcję #EkoWielkiPost. Opisałam różne pomysły ekologiczne, np. co można zrobić ze zbędnymi ubraniami lub gdzie je pozyskać bez wydawania pieniędzy, jak podróżować itp. Warto, podejmując postanowienia ekologiczne, nie robić tego zero-jedynkowo, np. jeśli codziennie jadłam mięso, nie zacznę zmian od totalnej rezygnacji z niego, ale dwa, może trzy posiłki w tygodniu przygotuję tylko ze składników roślinnych. Możemy zastanowić się też nad pewnymi rozwiązaniami w naszym domu, czy na przykład pralkę i zmywarkę zawsze ładujemy do pełna, czy dobrze tym sprzętami zarządzamy i nie marnujemy wody? Na początku warto stawiać sobie wyzwania osiągalne, niezbyt trudne, dzięki temu nasz mózg będzie miał poczucie zadowolenia i spełnienia. Jeśli coś nam wyjdzie, to będziemy gotowi na trudniejsze. Celem naszego życia nie jest nieszkodzenie planecie, ale rozwój i droga ku niemu, na której możemy czynić dobro.
Zaczęła się wiosna. Wielu z nas w tym czasie zabiera się za gruntowne porządki. Jak sprzątać zgodnie z ekologią?
– Zaskakująco wiele rzeczy jesteśmy w stanie wysprzątać za pomocą sody oczyszczonej i octu, które są tanie i łatwo dostępne. Gdy w moim domu pojawiły się dzieci, zdałam sobie sprawię, że dotykając rączkami podłogi, mają kontakt z detergentami. Wówczas pojawiła się we mnie silna motywacja w pozbyciu się chemii z domu. W pierwszej kolejności pozbyłam się wszystkich substancji chlorowych do czyszczenia toalety, gdyż okazało się, że kamień w toalecie również można wyczyścić za pomocą octu. Jeśli komuś przeszkadza jego silny zapach, może zaopatrzyć się w olejki eteryczne. Wówczas do wody, którą będziemy myli podłogę, meble czy armaturę w łazience, dodajemy kilka łyżek octu i kilka kropelek olejku eterycznego powszechnie dostępnego w drogeriach lub w sklepie zielarskim. Poprzednie pokolenia musiały bardzo starać się o higienę, a piękny zapach detergentów kojarzył się z czystością. Od wielu lat piorę w domowych i ekologicznych proszkach, które są zupełnie bezzapachowe. Znam jednak osoby, które odczuwają niepokój, gdy nie wyczuwają zapachu detergentu. Zawsze z przymrużeniem oka odpowiadam, że to coś nie ma zapachu, bo jest czyste.
Czy istnieją działania ekologiczne, które są totalnie bez sensu?
– Oczywiście. Śmieszy mnie chwalenie się restauracji, że podają, w duchu ekologii, napoje bez słomki. Tymczasem na zapleczu marnowane są tony jedzenia. To jest klasyczny przykład greenwashingu, czyli tzw. ekościemy. Zjawisko to ma miejsce, gdy skupiamy się na czymś drobnym, podczas gdy resztą działań nadal szkodzimy. Kolejną kwestią bezsensownych działań są prace plastyczne, wykonywane podczas różnych tzw. ekowarsztatów. Jestem na to wyczulona, gdyż sama prowadzę tego typu wydarzenia. Bardzo często obowiązuje wówczas narracja, że stworzymy ekologiczne przedmioty czy dzieła, bo zrobimy je sami. W trakcie ich wykonywania leje się strumieniami klej na gorąco, który w gruncie rzeczy jest rozpuszczonym plastikiem. Powoduje on, że łączymy trwale materiały z bardzo różnych tworzyw i przedmioty te nie nadają się do recyklingu. To jest również problem wielu przedszkoli. Moje dziecko przyniosło niedawno z przedszkola „ekologicznego” jeżyka, który był wykonany w ten sposób, że klejem na gorąco przyklejono do kawałka kartonu kasztany i żołędzie. Prace takie wykonywane są w przedszkolach na dużą skalę.
Według mnie nie jest ekologiczne skupianie się na drobiazgach, na przykład obsesyjne sprawdzanie, z czego wykonane są patyczki. Oczywiście cieszę się, że patyczki do uszu zaczęły być produkowane również z papieru. Jednak jeśli idę do sklepu i są tylko patyczki wykonane z plastiku, to nie będę chodzić po wszystkich osiedlowych sklepach, aby kupić te z papieru. Nadmierne skupianie się na takich drobiazgach nie jest dobre dla naszego ogólnego dobrostanu.
Skomplikowana jest również sprawa z recyklingiem. Uważam, że jest on pewnego rodzaju listkiem figowym. Z wieloma rzeczami nie potrafimy sobie poradzić inaczej, więc recyklingiem zagłuszamy wyrzuty sumienia. Kiedy popatrzymy na statystyki, to okaże się, że są one naprawdę żałosne. Tylko niecałe 10 proc. przetworzonego plastiku jest ponownie wykorzystywane, gdyż nie mamy wystarczającego rynku zbytu na produkty z recyklingu. Łatwiej uzyskać nowe zasoby, niż poddawać recyklingowi stare. Dlatego warto kupować papier toaletowy z makulatury, żeby chociaż tutaj stworzyć popyt na recykling i zaoszczędzić wycinanych drzew. Uważam, że warto stawiać sobie wysokie standardy i uczyć się zagadnień ekologicznych, jednak gdy zderzamy się z naprawdę drobnymi rzeczami, nie warto dzielić włosa na czworo.
Dlaczego ekologia budzi tyle kontrowersji, a także bywa wyśmiewana przede wszystkim w środowiskach konserwatywnych i kościelnych?
– Przez wiele lat czułam się wyobcowana zarówno jako ekolożka wśród katolików, jak i jako katoliczka wśród ekologów. Wśród ludzi Kościoła odczuwałam kierowaną w moją stronę podejrzliwość. Aktywizm ekologiczny budzi niepokój i kojarzy się z ludźmi, którzy są poza Kościołem. Być może na ten obraz mają wpływ lata lobby różnych organizacji „zielonych”, w których można się doszukiwać zbyt wielu afer. Ale to nie znaczy, że ekologia jest zła. Chciałabym ją odzyskać dla Kościoła. Dziś jesteśmy z naszą planetą w takim momencie, że na pokładzie potrzebne są wszystkie ręce. Ojciec Stanisław Jaromi napisał książkę Boska Ziemia, w której na podstawie Biblii ukazuje, że człowiek nie został przez Boga powołany do dewastacji daru, jaki dostał w postaci Ziemi, ale do troski o nią. Jan Paweł II w pierwszym roku swojego pontyfikatu uczynił św. Franciszka z Asyżu patronem ekologów. Jeśli ktoś ma swojego patrona w Kościele, oznacza to, że się w nim znajduje. Jan Paweł II tą decyzją chciał nam powiedzieć, że ekologia jest ważnym wyzwaniem naszych czasów, niestety Kościół to wezwanie zignorował. Ekologię integralną, która kojarzy się obecnie z papieżem Franciszkiem, zapoczątkował już papież Paweł VI. Jak na razie rozwija się ona w Ameryce Południowej, ponieważ kontynent ten walczy o przetrwanie, Europa natomiast próbuje utrzymać wygodne status quo. Watykańska Dykasteria do spraw integralnego rozwoju człowieka powołała ruch Laudato Si, którego jestem animatorką. Różnorodnymi działaniami staramy się przywrócić i pokazać to, co mocno wybrzmiewa w encyklice papieża Franciszka: wszystko jest ze sobą powiązane i jesteśmy wezwani, aby usłyszeć wołanie Ziemi i krzyk ubogich. Jako katolicy musimy zrozumieć, że w trwającym kryzysie klimatycznym najbardziej ciepią ubodzy tego świata. To oni tracą domy zalewane przez podnoszący się ocean światowy. To oni głodują, bo nie są w stanie zapłacić za drożejące w wyniku np. suszy pożywienie. Jeśli wysyłamy do nich misjonarzy w trosce o ich dusze, to warto, abyśmy podjęli zmiany naszego stylu życia, aby nie szkodzić ich ciałom.