Logo Przewdonik Katolicki

Misja uczniów

Ks. Dariusz Piórkowski SJ
fot. Magdalena Kucova/Adobe Stock

Eucharystia nie kończy się z chwilą opuszczenia murów kościoła. Gdyby tak było, nadal tkwilibyśmy w religijności pierwotnej, gdzie człowiek przychodzi oddać bogom to, co im się należy, i wraca do swojego życia z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

Po przyjęciu Komunii Świętej znowu jesteśmy błogosławieni na drogę i posłani: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Całe zgromadzenie odpowiada: „Bogu niech będą dzięki”. To ostatnie słowa liturgii, w których dziękujemy nie tylko za otrzymane przed chwilą dary, lecz także za wyznaczoną nam misję. Eucharystia nie jest rytuałem religijnym, ale częścią drogi wiary. Wiele osób na tym świecie żyje, nie wiedząc, po co żyje. Życie uczniów polega na stopniowym urzeczywistnianiu tego, czego uczy nas Jezus, aby rozszerzać królestwo Boże na ziemi.

Bądźcie uczniami
Kiedy wsłuchamy się uważnie w słowa wieńczące Mszę św., przypomina się ostatnie spotkanie Jezusa Zmartwychwstałego i Pana z uczniami, przedstawione pod koniec Ewangelii według św. Mateusza. Chrystus wysyła uczniów w świat ze słowami: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19). Jest to niepoprawne tłumaczenie, ponieważ dokładnie czytamy tam: „Idźcie i czyńcie uczniami”. Istnieje spora różnica między nauczaniem a czynieniem z ludzi uczniów. Właściwie Jezus nawiązuje do tego, jak określił uczniów w Kazaniu na górze: „Wy jesteście światłem świata i solą ziemi”. Dopiero po Zmartwychwstaniu odsłania się pełne znaczenie tych metafor. Życie ucznia to misja. Jego tożsamość to misja.
Amerykański teolog Dallas Willard zauważa, że na skutek podziałów i konfliktów w Kościele odeszliśmy w codzienności od myślenia o sobie w kategorii uczniów. Dzisiaj bardziej określamy siebie jako chrześcijanie, chociaż w Nowym Testamencie nazwa ta występuje tylko trzy razy, jest drugorzędna. Pojawia się jedynie w Dziejach Apostolskich, ukuta w Antiochii, ale przyjęła się dość powszechnie, aby odróżnić uczniów Jezusa od innych religii. A przecież Ewangelie najczęściej nazywają nas uczniami, ewentualnie braćmi. W biegu historii nastąpił jednak rozwód, a może raczej separacja, między chrześcijaninem a uczniem. Człowiek wiary jest jednak całe życie uczniem. Co więcej, gdyby zapytać współczesnych ludzi wierzących, przynależących do różnych chrześcijańskich wyznań, przypuszczam, że najczęściej stwierdziliby, że są katolikami, luteranami, prawosławnymi, baptystami, zielonoświątkowcami. Bycie uczniem zeszło w cień. Na czoło wysunęły się różnice i podkreślanie odrębności. Tylko że Jezus nie mówi: „Idźcie i czyńcie z ludzi katolików, luteran, prawosławnych”. Gorzej, może dojść do takiego paradoksu, iż bycie ochrzczonym niekoniecznie oznacza bycie uczniem. Wierzący wówczas należy do określonej wspólnoty czy wyznania.

Eucharystia jak szkoła
Święty Jan Chryzostom, komentując wizytę Andrzeja u Jezusa na początku Ewangelii według św. Jana, pierwotnie ucznia Jana Chrzciciela, świetnie ujął, o co chodzi: „Apostoł pozostał u Jezusa i nauczył się wiele. Tego skarbu nie zachował jednak wyłącznie dla siebie, ale udał się śpiesznie do swojego brata [Piotra], aby podzielić się tym, co otrzymał”. Cała Eucharystia jest, jak pisałem na początku, szkołą, ale też źródłem. Autor Listu do Hebrajczyków ujmuje to zwięźle. Uczniowie „zostali oświeceni, zakosztowali daru niebiańskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali słodyczy słowa Bożego i mocy przyszłego wieku” (Hbr 6, 4–5). Jest to aluzja do wiary, chrztu świętego, bierzmowania, ale też Eucharystii.
Podstawową cechą ucznia jest to, że się stale uczy i nie przewyższa Mistrza, a więc ćwiczy, ponawia próby, popełnia błędy, podejmuje ryzyko. Tak właśnie dzieje się z osiąganiem moralnej świętości. Stajemy się podobni do Chrystusa Mistrza przez wypełnianie naszego powołania. Nic nie musi być tutaj doskonałe, ponieważ wtedy tak naprawdę trudno być uczniem. Nie występujemy w jakiejkolwiek olimpiadzie. Tam są wyczynowcy, atleci, bijący rekordy. Uczeń nie startuje w żadnych zawodach. Przecież na Eucharystię, jak pamiętamy, przychodzimy jako niedoskonali, aby to Bóg nas powoli udoskonalał. Jesteśmy wysłani w świat także jako niedoskonali, ale wyposażeni w Boże dary.

Mieć nadmiar
Nie tylko więc Eucharystia jest szkołą, także życie codzienne, które toczy się w świecie. Kiedy w Ewangelii według św. Mateusza Jezus przekazuje uczniom swój testament, czyni to, opowiadając trzy przypowieści o czuwaniu i opowieść o sądzie ostatecznym. Czuwanie według Jezusa obrazuje sługa, który robi to, co do niego należy. Wyznaczone zostało mu zadanie, aby wydzielać innym pokarm w odpowiednim czasie. Czuwają panny roztropne, które na podstawie życiowego doświadczenia, refleksji i kontaktu z rzeczywistością przewidziały, że należy wziąć więcej oliwy na wypadek, gdyby pan młody się spóźniał. W końcu czuwają słudzy, którzy otrzymawszy sporo pieniędzy, natychmiast puścili je w obieg i podwoili kapitał. Szczytem chrześcijańskiego czuwania są ci, którzy mając współczujące serce, okazywali czynne miłosierdzie potrzebującym. Można wręcz powiedzieć, że czuwanie jest synonimem bycia uczniem. Nie polega ono tylko na przyjmowaniu darów, na nerwowym oczekiwaniu czy samozadowoleniu, że uczestniczy się w zbawieniu, lecz na aktywnym działaniu.
Gdy Jezus mówi, kwitując przypowieść o talentach, że „każdemu, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie”, myśli o uczniach, którzy idą w świat z określoną misją i darami. „Mieć” w tym zdaniu oznacza również dzielenie się z innymi tym, co się otrzymało. Żaden sługa nie dostał pieniędzy, by je pomnażać dla siebie. Nikt z nas nie został ochrzczony tylko dla siebie. Gdy dobro się rozdaje, to się je powiększa. Stąd mowa w przypowieści o nadmiarze. Pierwszemu słudze dodano jeszcze jeden talent, który ostatni sługa zakopał. „Mieć” to chcieć się zaangażować razem z Duchem Świętym w dzieło odnowy świata, w jego nieustanne stwarzanie. Nie wystarczą do tego tylko naturalne dary, zmiana systemów społecznych czy wejście w politykę.

Wytrwałosć i prostota
Decydująca jest jednak motywacja i gorliwość, a nie to, co się robi i w jakim stanie życia. Co więcej, św. Jan Chryzostom uważa, że „świecenie” uczniów nie polega na nadzwyczajnościach i cudach, lecz na prostocie i wytrwałości w wypełnianiu codziennych obowiązków i dążeniu do cnoty: „Nie tyle bowiem przyciąga poganina wskrzeszenie umarłego, lecz przykład człowieka żyjącego według zasad chrześcijańskich. Tamto wprawi go tylko w zdumienie, z tego natomiast zysk odniesie. Tamto stało się i przeszło, to zaś trwa i na wskroś przeistacza jego duszę”.
W naszych czasach przeżywamy jeszcze innego rodzaju rozdarcie. Uczniowie są posłani do tych, którzy też zostali uczniami, ale o tym nie wiedzą lub zapomnieli, kim są. Nowa sytuacja w stosunku do starożytności polega na tym, że nie mamy do czynienia wyłącznie z „poganami”, lecz z braćmi i siostrami, którzy zagubili się wewnątrz Kościoła. Dallas Willard trafnie zauważa, że „wiele osób nie widzi, że Bóg jest dobry z powodu ludzi, których spotkali”. Światło, które sami uczniowie mieli wnosić w świat, zostało przez nich samych nierzadko przyćmione. Eucharystia nie tylko oczyszcza nas z fałszywych bożków i antyświadectwa, lecz ciągle zaprasza nas do odwagi zaczynania od nowa, do ewangelizacji Ewangelią, przez słowo i czyn.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki