Logo Przewdonik Katolicki

Głębiej czytany za granicą niż w Polsce

Małgorzata Bilska
Papież Jan Paweł II podczas oficjalnej wizyty w Lecce we Włoszech, 18.09.1994 r. Fot. Franco Origlia/Getty Images

Na Zachodzie też mamy dziś wielki spór kulturowy, ale to nie znaczy, że katolicka inteligencja przeczy znaczeniu pontyfikatu Jana Pawła II – rozmowa z Dariuszem Karłowiczem

Spotykamy się na wystawie „Dawni mistrzowie” w Archiwum Galerii Zderzak w Krakowie, gdzie znajdują się sakralne dzieła sztuki z minionych epok. W tym kontekście w mojej głowie rodzi się pytanie – czy nazwa projektu „Namalować katolicyzm od nowa” kładzie nacisk na „od nowa”, czy też miał to być swoisty powrót do przeszłości? Upominacie się o poziom dzieł. Ożywiacie przy tym tradycję mecenatu, który przez wieki gwarantował wysoki poziom sztuki.
– Odrodzenie to podstawowa forma życia naszej kultury. W jakimś stopniu jej dzieje to seria renesansów. Dotyczy to zarówno historii przez duże „H”, jak twórczych losów pojedynczych jednostek czy grup. Życie duchowe Zachodu – i w makro-, i w mikroskali – to nieustanny wysiłek powrotu do punktu wyjścia. Idziemy do przodu tak długo, jak długo rozumiemy i afirmujemy przeszłość. To doskonale widać na poziomie języka. Skoro arche to zarazem podstawowa zasada i początek – to powrót do źródeł stanowi zasadniczą figurę drogi w głąb. Widać to w naszych tekstach założycielskich: w Odysei i Eneidzie. Największym zagrożeniem jest utrata pamięci. O tym właśnie mówi przygoda w krainie Lotofagów, która ma miejsce na samym początku drogi do Itaki. Kto zapomni o przeszłości, zapomina o tym, dokąd zmierza. Ta scena kontrastuje z wyprawą do krainy umarłych. Odyseusz udaje się tam, bo tylko od umarłych można dowiedzieć się, która droga prowadzi do celu. Mickiewicz rozumiał to doskonale. Nasza kultura to rozmowa z umarłymi, dziady.

Czujesz się jak Odyseusz?
– Chyba każdy Europejczyk tak się czuje…

Ja nie (śmiech).
– To jesteś wyjątkiem. Jestem przekonany, że bardzo wielu ludzi w naszej kulturze myśli w ten sposób. Z naszymi umarłymi rozmawiamy o tym: skąd przychodzimy?, kim jesteśmy?, dokąd zmierzamy? Oczywiście rady to nie wszystko. Po drodze jest Scylla, Charybda, syreny, pokusa boskości. Z tym musimy poradzić sobie sami. Ale bez tych rad jesteśmy bezradni. Błąkamy się. Tracimy poczucie sensu. W Europie przyszłość wyrasta z przeszłości.

Nie należy ich przeciwstawiać?
– Starożytni powiedzieliby, że trzeba zachować proporcje. Kto stale patrzy wstecz, może stracić Eurydykę albo skamienieć jak żona Lota. Patrzymy w przeszłość po to, by szukać odpowiedzi na nurtujące współczesnych ludzi pytania.

Czy dobrze rozumiem, że „Namalować katolicyzm od nowa” opiera się na refleksji filozoficznej? W czasach chaosu, kryzysu, potrzebny jest powrót do źródeł?
– Refleksja filozoficzna? Nie wiem, czy nazwałbym to tak szumnie. Podstawową formą odpowiedzialności chrześcijanina, a zwłaszcza chrześcijańskiego inteligenta, jest odpowiedzialność za Słowo zarówno w potocznym znaczeniu, jak i w tym najgłębszym. A więc odpowiedzialności za inkarnację Logosu w czyn, język i kulturę kolejnego pokolenia. Dlatego uwiąd kultury chrześcijańskiej uważam za problem najwyższej wagi. Od lat w środowisku Fundacji Świętego Mikołaja i „Teologii Politycznej” traktujemy tę sprawę bardzo poważnie. Projekt „Namalować katolicyzm od nowa” stawia pytanie o sztukę sakralną dziś i jutro. A ponieważ narzekanie nie jest naszym ulubionym zajęciem, więc na naszą skromną skalę robimy, co się da, żeby sztuka sakralna mogła się odrodzić.

Projekt rozpętał ciekawą dyskusję, co jest wartością samą w sobie, bo od lat katolickie środowiska intelektualne zajmują się tylko krytyką błędów Kościoła, walką z dyskryminacją pewnych grup i uprawianiem polityki. Wy tymczasem angażujecie energię w projekty, które zmieniają nas i otoczenie. 25 lat temu powstała Fundacja Świętego Mikołaja, potem „Teologia Polityczna”, a z nimi – kreatywne środowisko intelektualne. Masz spory wkład w to, że przez ulice polskich miast co roku 6 stycznia idą masowe orszaki Trzech Króli. Od ponad dwóch lat działa w Rzymie wyjątkowy ośrodek: Instytut Kultury św. Jana Pawła II. Mam nieodparte wrażenie, że poza darem wkomponowywania tradycji w „tu i teraz”, głównym zwornikiem Twoich pomysłów jest osoba Jana Pawła II.
– Rzeczywiście robimy sporo. Mamy bardzo rozbudowane programy charytatywne w Polsce, na Ukrainie i w Syrii. Mamy kwitnące wydawnictwo filozoficzne, internetowy tygodnik, rocznik, stronę internetową. Organizujemy dziesiątki spotkań i seminariów. No i jest Instytut Kultury św. Jana Pawła II na wydziale filozofii rzymskiego Angelicum (Papieskiego Uniwersytetu Świętego Tomasza z Akwinu). Sporo tego. No, ale mam szczęście, że jestem otoczony nadzwyczajnymi ludźmi, na czele z Joanną Paciorek, Markiem Cichockim i Dariuszem Gawinem, z którymi od lat przyjaźnię się i pracuję. Ale oczywiście dziś to nie tylko nasza czwórka, ale bardzo duże środowisko. Intelektualiści, artyści, menagerowie: wybitne głowy, wizjonerzy, świetni organizatorzy, znakomite pióra. I do tego nieznośnie pracowici. Czy można się dziwić, że takie środowisko aż kipi od twórczych pomysłów? Niektóre nawet udaje się wprowadzić w życie. Na szczęście nie wszystkie, bobym już dawno wylądował na Powązkach (śmiech). A co do tego, że wiele naszych pomysłów mądrzej lub głupiej czerpie z Jana Pawła II, nie mam żadnych wątpliwości.

Od jego śmierci minęło prawie 18 lat. Żyjemy jakby w innym świecie – i Kościele.
– Po epoce wielkich geniuszy przychodzi czas, kiedy ich brakuje. Po Sokratesie nastała epoka Sokratyków Mniejszych. Jeśli chodzi o moje pokolenie, to najwybitniejsi spośród nas mogą może liczyć na to, że kiedyś zasłużą na miano wojtylanistów mniejszych…

Intryguje mnie geneza Instytutu Kultury św. Jana Pawła II. Czemu znajduje się w Rzymie?
– To nie była moja inicjatywa. Pewnego dnia przyszedł do mnie Mateusz Bednarkiewicz, filozof i reżyser, syn mecenasa Macieja Bednarkiewicza, który razem z żoną Ewą długo był bardzo zaangażowany w „dzieła janowopawłowe”. Mateusz namówił mnie, żeby w Rzymie założyć ośrodek refleksji nad dziedzictwem św. Jana Pawła II, bo powinno tam działać coś o wyraźnie polskim rodowodzie. Miałem pewne doświadczenia, bo wraz z Piotrem Dardzińskim przed laty zakładałem warszawskie Centrum Myśli Jana Pawła II. W trakcie rozmów z Joanną i Mateuszem przyszło nam do głowy, żeby przyszły ośrodek koncentrował się na kwestiach kultury. Kiedy opowiedziałem o tym prof. Stanisławowi Gryglowi, ten powiedział mi, że Jan Paweł II myślał o podobnej instytucji. Niestety, po dwóch latach starań uznaliśmy, że nie uda się nam znaleźć środków na ten projekt. Jako Zarząd Fundacji Świętego Mikołaja oficjalnie podjęliśmy definitywną decyzję, że projekt zamykamy.
Trzy dni później do Fundacji wpadli z wizytą nieznani mi wcześniej osobiście, choć od dłuższego czasu obecni w kręgu „Teologii Politycznej”, Jolanta i Mirosław Gruszkowie. Trochę przypadkiem dowiedzieli się o zarzuconych planach założenia Instytutu i ku naszemu zdumieniu w ciągu sekundy podjęli decyzję, że go sfinansują. Potem dołączyli do nich Danuta i Krzysztof Domareccy, Dorota i Tomasz Zdziebkowscy i Wojciech Piasecki. Na szczęście w sprawie Instytutu byliśmy już po słowie z o. prof. Michałem Paluchem OP, filozofem i teologiem, ówczesnym rektorem Angelicum, z którym Mateusza Bednarkiewicza skontaktował św. pamięci o. Maciej Zięba OP. Dzięki tym wszystkim niezwykłym ludziom mogliśmy zacząć prace przygotowawcze.
Szczęśliwie zdążyliśmy na jubileusz stulecia urodzin Karola Wojtyły. 18 maja 2020 r., mimo trwającej pandemii koronawirusa, zorganizowaliśmy galę otwarcia via internet. Rémi Brague, znakomity francuski filozof, wygłosił mowę inauguracyjną z Paryża. Dokumenty ustanawiające Instytut podpisaliśmy równolegle w Rzymie i w Warszawie. Zaraz po Mszy św., którą koncelebrował przy grobie Jana Pawła II papież Franciszek, wręczył on rektorowi Angelicum specjalny list gratulacyjny z racji otwarcia Instytutu.

Dzięki tamtej przypadkowej wizycie założyliście Instytut, wbrew wielu przeciwnościom, z pandemią włącznie?
– Fakt, że to się stało po świadomej decyzji o zakończeniu projektu, pokazuje, że przypisywanie sobie podobnych zasług jest czymś wyjątkowo komicznym. Ale choć wtedy świadomie, po dwóch latach starań, decydowałem, że go robić nie będę, to dziś jestem oczywiście bardzo szczęśliwy z powodu istnienia Instytutu. Szczęśliwy, że mogę spłacać dług, który u Jana Pawła II zaciągnąłem. Jako filozofa cieszy mnie specyfika naszego Instytutu, który różni się od wielu innych ośrodków.

Na czym ona polega? I jaki jest związek Instytutu z Angelicum, bo nie do końca rozumiem?
– Instytut jest częścią Wydziału Filozofii Uniwersytetu i nie jest to przypadek. „Teologia Polityczna” to środowisko o filozoficznym DNA. Nie jesteśmy historykami, którzy zajmują się badaniami źródłowymi. Myśl Jana Pawła II interesuje nas przede wszystkim jako punkt wyjścia: jako niezwykle cenna inspiracja do refleksji o świecie współczesnym. Przez ostatnie kilka lat przekonałem się, że podobne podejście nie dotyczy wyłącznie środowiska „Teologii Politycznej”. Z doświadczeń Angelicum wiem, że myśl Jana Pawła II inspiruje bardzo wielu ludzi na całym świecie. Zresztą nie tylko katolików. Przykładem może być choćby anglikanin abp Rowan Williams, były prymas Anglii i emerytowany profesor Cambridge, który – sądząc po jego wykładach w naszym Instytucie – myśl Jana Pawła II ceni i rozumie. Dobrze uświadomić sobie, że kiedy mówimy o ludziach, dla których Jan Paweł II jest ważnym punktem odniesienia, to nie mówimy o jakiejś garstce. Wspólnota Kościoła katolickiego liczy dziś około 1,5 mld wiernych na całym świecie. Dla znakomitej większości jej członków – nazwijmy ich umownie „50 plus” – Jan Paweł II jest jedną z najważniejszych postaci w życiu.

W Polsce tracimy to przekonanie.
– Dla Polaków to ogromne zobowiązanie, ale też szansa. Na świecie nikt się nie interesuje tym, co mamy do powiedzenia na temat Liotarda czy Derridy. Mamy natomiast pewien szczególny wgląd w dzieło Jana Pawła II czy – żeby sięgnąć po innego giganta – w dzieło siostry Faustyny. To trochę jak z Chopinem. Grać go mogą wszyscy, ale pewne rzeczy tylko my możemy usłyszeć i zrozumieć. Powinniśmy się tym wglądem dzielić, powinniśmy go pogłębiać. Okazuje się jednak, że papież jest bez porównania głębiej czytany za granicą niż na polskich uniwersytetach.

Mamy do niego stosunek nabożny, a przez to odtwórczy.
– Przede wszystkim – mówię tu o inteligencji – szalenie powierzchowny i egzaltowany. Kiedy przyjrzeć się odbiorowi Jana Pawła II w środowiskach polskiej inteligencji katolickiej, trudno nie myśleć o filipikach Brzozowskiego pod adresem Polski zdziecinniałej. Najpierw stosunek do Jana Pawła II był efektowanie nabożny i entuzjastyczny, a teraz jest odwrotnie. Teraz wszyscy są bardzo krytyczni. Tę powierzchowność widać również na poziomie instytucjonalnym. Ani w Polskiej Akademii Nauk, ani na żadnej dużej uczelni państwowej nie ma interdyscyplinarnego Instytutu Jana Pawła II. Zostawmy z boku wszystkie religijne sentymenty. Czy w dziejach globu był jakiś Polak, który w większym stopniu niż on oddziaływał na losy Kościoła i świata? Czy w związku z tym w PAN nie powinna istnieć duża instytucja badająca jego dorobek, wpływ i dzieło?

To już raczej niemożliwe. Po przywróceniu demokracji w 1989 r. zaczęły u nas działać nowe ruchy społeczne, które pojawiły się na Zachodzie w latach 60. XX w. na fali kontrkultury. Dotarła do Polski „miękka rewolucja” w obszarze wiedzy, aksjologii i norm. Jak wynika z badań, aktywiści od początku uznali Kościół za głównego przeciwnika postulowanych zmian kulturowych. Wojna polityczna doprowadziła do ostrej polaryzacji. Papież stał się symbolem tradycji. Neutralny nie jest też dlatego, że duża liczba polskich katolików zaangażowała jego świętość do budowania autorytetu politycznego. Trudno się dziwić, że spotyka go dziś napastliwa, jednostronna nagonka. Nie jest u nas filozofem, ale filarem autorytetu Kościoła.
– Wojna kulturowa i towarzyszące jej zacietrzewienia to fakt. Ale brak zainteresowania Janem Pawłem II na uniwersytetach łączyłbym raczej z naszą powierzchownością, stadnością i brakiem kontaktu z rzeczywistością, nie zaś z ideową polaryzacją. Na Zachodzie też mamy dziś wielki spór kulturowy, ale to nie znaczy, że katolicka inteligencja przeczy znaczeniu pontyfikatu Jana Pawła II.

Wróćmy do projektu „Namalować katolicyzm od nowa”. Jak byś określił jego podstawowy cel?
– Ten co zawsze: odrodzenie. Dla każdego, kto rozumie naturę życia chrześcijańskiego i naturę kultury europejskiej, idea malowania katolicyzmu od nowa nie może być zaskoczeniem. Nie chodzi o jakieś nowe chrześcijaństwo, ale o to, że jak każde pokolenie musimy zacząć od tego, co najważniejsze: od fundamentu. Tym fundamentem jest Chrystus – Droga, Prawda i Życie. Planując podróż, trzeba zaczynać od Niego. Oczywiście trzeba też dobrze przemyśleć, czym jest i powinna być sztuka sakralna? Dlaczego obumiera? Zwłaszcza ta, która mnie interesuje szczególnie, a więc sakralna sztuka Zachodu.
Sztuka sakralna to wyjątkowy obszar kultury. Pod pewnymi względami wydaje mi się bardziej pokrewna filozofii i teologii niż innym dziedzinom malarstwa. Chodzi w niej raczej o prawdę niż piękno. Klemens Aleksandryjski mówił, że gdyby chrześcijański gnostyk miał wybierać między prawdą a dobrem, wybrałby prawdę. To oczywiście tylko pewna konstrukcja myślowa, bo, jak dodaje, one są nie do rozdzielenia. Parafrazując to stwierdzenie, powiedziałbym, że gdyby malarz obrazów sakralnych miał wybierać między Prawdą i Pięknem, wybrałby Prawdę. Za nią z konieczności idzie Piękno, ale to Prawda stanowi cel zasadniczy. Już tylko to czyni sztukę sakralną dziedziną osobną, trudniejszą od pozostałych. A do tego trzeba jeszcze pokory wobec Prawdy objawionej w Piśmie i tradycji oraz wyjątkowej pokory wobec wiernych. W kulturze, która na piedestale postawiła „ja” artysty, to coś niespotykanego. Może dlatego, choć sztuki sakralnej prawie już w Polsce nie ma, to tzw. sztuka religijna – gdzie artystyczne „ja” jest ciągle bardzo istotne – istnieje i ma się nie najgorzej.

Chwileczkę. W obrazie szukacie prawdy?
– Chodzi o zapisywanie doświadczenia Epifanii. Tak rozumiem źródłową rolę kultury. Grecki mit o etymologii Muz mówi, że są dziećmi najwyższego Boga i pamięci. Sens kultury, jej rdzeń, stanowi zapis doświadczeń spotkania z Bogiem.
Brat Jacek Hajnos OP, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w wykładzie wygłoszonym na konferencji na temat zwiastowania w Tyńcu, przejmująco interpretował fragment Księgi Rodzaju mówiący o Besalelu. To jeden z dwóch artystów, którzy zgodnie z przekazaną przez Mojżesza Bożą instrukcją budowali Arkę Przymierza. To uderzające, że Eugeniusz Kazimirowski, autor obrazu Jezu ufam Tobie, namalowanego w Wilnie w 1934 r. pod kierunkiem siostry Faustyny, robił w istocie to samo co Besalel. Artysta nie musi być mistykiem ani prorokiem. Z pomocą świadków, Pisma, tradycji, rozumu i talentu próbuje zajrzeć za zasłonę. Pomaga przedstawić Prawdę. Pomaga do niej kierować.
Wracam jednak do kwestii, którą uważam za absolutnie fundamentalną: odpowiedzialności za Słowo. My, chrześcijańscy inteligenci, musimy wykonać pewną robotę. Chodzi o próbę rozumienia Słowa i tłumaczenia go na język nam współczesny. Tego nie da się zrobić samemu. Potrzebna jest współpraca duchownych i świeckich: muzyków, teologów, dziennikarzy, poetów, filozofów i malarzy. To oczywiście nie zawsze się udaje, częściej się nie udaje. Ale przecież nikt nam nie obiecywał, że będzie lekko.

Od kilku dekad żyjemy, jak twierdzą naukowcy, w kulturze obrazu. Ona powoli przestaje być kulturą słowa. Chcecie znaleźć jak najlepsze, najpiękniejsze środki wyrazu, aby przez obraz iść do ludzi z prawdziwym Słowem?
– Pragniemy, aby współczesne obrazy sakralne dobrze służyły współczesnemu Kościołowi. Tylko tyle i aż tyle. Mam nadzieję, że nie zabraknie nam ani sił, ani pokory.

---

DR DARIUSZ KARŁOWICZ
Filozof i publicysta; współzałożyciel i redaktor naczelny „Teologii Politycznej”; prezes Fundacji Świętego Mikołaja; współzałożyciel Instytutu Kultury św. Jana Pawła II w Angelicum w Rzymie; inicjator akcji „Namalować katolicyzm od nowa”

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki