Logo Przewdonik Katolicki

Z żałobą każdy mierzy się na swój sposób

Tomasz P. Terlikowski
fot. archiwum prywatne

Rozmowa z o. Filipem Buczyńskim OFM o wzajemnym wspieraniu się rodziców po stracie dziecka, różnym przeżywaniu i zamykaniu żałoby

Jak wygląda opieka nad rodzicami po śmierci dzieci? Hospicjum perinatalne oferuje także taką pomoc.
– Po śmierci dziecka każda rodzina otrzymuje zaproszenie na Mszę Świętą dla rodzin w żałobie. Zapraszamy ich na nasze spotkania. Ze starszą młodzieżą spotyka się psycholog Bartłomiej Jasiocha, mój kolega z pracy. Dla młodszych dzieci też mamy psychologa, naszą wolontariuszkę. Każda z tych grup spotyka się raz w miesiącu. W grupie rodziców spotykają się ludzie, którzy są w żałobie i miesiąc, i rok.

Jedni ciągną drugich?
– Ci, co są krótko w żałobie, patrzą na tych z dłuższą żałobą i się zastanawiają: „Boże, to my kiedyś tak będziemy mieli, jak oni mają?”. A potem mi mówią: „Boże, to my tacy byliśmy jak ci?”. Potwierdzam. Najważniejsze jest wzajemne wsparcie. Wszystkie spotkania przygotowuję sam. Pojawiają się różne emocje. Niektórzy chcieliby szybko działać, posprzątać mieszkanie czy zrobić remont tam, gdzie dziecko zmarło. Jedni słyszą: „W żadnym wypadku”, a inni: „Oczywiście, tak zróbcie”. Najważniejsze jest to, by podążać za własnymi potrzebami. To jest dobre. Matka się zastanawia: „Siedzę sama w domu, mąż w robocie, dzieci w szkole, a mnie już nosi, poszłabym do pracy”. Jak ma taką potrzebę, proszę bardzo. Idzie do jednej pracy, po dwóch tygodniach ją rzuca. Idzie do kolejnej, wytrzymuje trzy dni. W ciągu miesiąca między jednym a drugim spotkaniem jest w trzech pracach i stwierdza, że jednak to nie jest dobry pomysł, bo to jest po prostu jakaś forma ucieczki. Ona musi swoje wypłakać, swoje przegadać, swoje przeżyć i swoje pobyć w samotności. A inna mówi: „Wiesz, a ja mam inaczej”. Jedna mama opowiada: „Wiecie, chyba zwariowałam, mam jakieś dziwne sny, jakieś halucynacje, urojenia”. A druga: „Wiesz, ja też to mam, ale to dlatego, że jest w tobie silne pragnienie, żeby się spotkać z dzieckiem. Jeżeli ono przychodzi do ciebie we śnie, to dobrze, to je przytul i pozdrów od nas wszystkich. Natomiast jeżeli masz poczucie obecności, to tak po prostu jest. A jak ci się światło gasi i zapala, to zobacz, czy ci chłop nie robi jaj w chałupie”.
Nie spotkałem przez te trzydzieści lat pary czy rodziny, w której oboje rodzice tak samo przeżywaliby żałobę. Każdy mierzy się z nią na swój sposób. Przychodzę do pewnej matki i pytam: „Proszę pani, jak pani sobie radzi po śmierci dziecka?”. A ona mi odpowiada: „Wchodzę do pokoju, tam jest ołtarzyk, są zdjęcia, pomodlę się, otworzę album, włączę płytę, zobaczę to moje dziecko, jak było w szpitalu czy jak byliśmy na wakacjach. Biorę woreczek, wyciągam podkoszulkę, którą miało na sobie, i ją wącham, i płaczę, i płaczę, i płaczę. A ten mój stary – mówi o swoim mężu – on chyba go nie kochał. On nawet tu ze mną nie chce wejść do środka”. Przychodzi mąż z roboty i pytam go o to, jak sobie radzi. A on mówi: „Jakbym wszedł z nią do tego pokoju, tobym zszedł z tego świata. Nie jestem w stanie. Ja bym zwariował w tym miejscu”. Pytam więc o to, jak on sobie radzi. Mówi mi więc, że idzie do drewutni, bierze siekierę i przez dwie godziny rąbie drzewo i wtedy płacze. Zbieram ich razem i mówię: „Proszę pani, pani ma kaplicę, mąż ma drewutnię. Oboje bardzo dobrze przepracowujecie żałobę, czyli dajecie sobie prawo do kontaktu z emocjami związanymi z utratą osoby, którą kochaliście, ale każde z was robi to inaczej. Czasami jedno z was będzie silne, żeby drugie mogło być słabe. A potem się zamienicie. Jedno będzie przenosić góry, a drugie będzie zupełnie bezradne”.
Istotne jest także to, jak tę żałobę przeżywa rodzeństwo. Co można zrobić, żeby dziecko zdrowe, które zostało, nie miało poczucia, że dalej jest tym drugim, mimo że tamto umarło. Czasami to zdrowe rodzeństwo płaci największą cenę. Pracuję nad tą kwestią z rodzicami. Oprócz spotkań stacjonarnych mamy też dwa spotkania wyjazdowe, weekendowe.

Co to znaczy zamknąć żałobę?
– Chodzi o to, żeby powiedzieć swojemu dziecku, które jest w niebie: „Kochanie, ty jesteś tam, my jesteśmy tu. Ty bądź tam szczęśliwe i zrób wszystko, żebyśmy my tutaj byli szczęśliwi”. Prawo do szczęścia to jest taki etap żałoby, w którym człowiek otwiera się na dalszy rozwój: dar nowego życia, rozwój zawodowy, rozwój towarzyski, samorozwój, chce dalej pomnażać talenty. W żałobie się żyje czasem psychologicznym i chronologicznym. W czasie chronologicznym jesteśmy tu i teraz. Bardzo często żałobnik wraca do czasu psychologicznego, czyli do czasu życia dziecka. Dziecko żyło i wtedy było życie. A teraz? Teraz jest czas chronologiczny i dziecka nie ma. Żałoba polega też na tym, że człowiek wraca do tego czasu psychologicznego, bo chce ocalić od zapomnienia wszystkie emocje i wspomnienia, nawet jeśli były one bolesne. Chce rozmawiać o dziecku, które odeszło, bez względu na to, czy odeszło pod sercem, czy miało dwadzieścia jeden lat. Chce rozmawiać o śmierci, o ceremoniach pogrzebowych i o tym wszystkim, co się działo za życia dziecka. Będzie płakał, ale cały czas chce o tym mówić, bo tu jest życie. Chce do tego wracać.
Żałobę kończy się w takim momencie, kiedy czasu chronologicznego jest dziewięćdziesiąt procent, a psychologicznego dziesięć. A te dziesięć procent to wspomnienia, przeżyte wydarzenia albo jakieś rocznice, urodziny dziecka, imieniny, jego narodziny dla nieba. Wtedy człowiek zwalnia bieg i wraca do czasu psychologicznego, przywołując tamte wspomnienia. To trwa dzień, dwa, trzy, po czym wraca do rzeczywistości. Czasem mówi: „Błogosław nam tutaj, kochanie ty moje, które jesteś w niebie. Niech ci tam będzie dobrze. Bądź szczęśliwe, czekaj tam na nas, bo kiedyś do ciebie przyjdziemy”. Powiedzenie komuś, kto jest w czasie psychologicznym, na początku żałoby, co jest tu i teraz czy też co ma być jutro, to jest kosmos. Tu i teraz to on tylko dba o to, żeby jego pozostałe  dzieci miały co jeść i żeby pójść do pracy. Taki człowiek jeszcze nie widzi żadnej przyszłości, bo jest w czasie psychologicznym. W tym czasie, kiedy dziecko żyło, kiedy walczyło, kiedy były wznowy, operacje, konsultacje. Jest tutaj i chce o tym rozmawiać, bo to są emocje, które są najbardziej ekstremalnie przeżywane i nieprzepracowane. Ale powoli ten punkt ciężkości się przesuwa, pojawia się więcej czasu chronologicznego. A ten czas psychologiczny, który jest, jest już przepracowany. Rodzina ma świadomość, że dziecko nie żyje, wierzy, że dziecko jest w niebie i że się kiedyś z nim spotka. Chce zachować w pamięci wszystko, co łączyło się z tym dzieckiem, ale żyje już tu i teraz, bierze odpowiedzialność za teraźniejszość i za przyszłość. Wcześniej to nie było możliwe.

---

Tekst pochodzi z książki Z Bogiem trzeba się kłócić wydanej przez Wydawnictwo Esprit, 2022


---

DR FILIP BUCZYŃSKI OFM
Franciszkanin, psychoterapeuta; certyfikowany psychoonkolog i superwizor Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego. Założyciel i prezes Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia w Lublinie

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki