To byli nowi parafianie. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej wprowadzili się do jednej z kamienic w starszej części miejscowości. Notując ich dane podczas odwiedzin kolędowych ksiądz ze zdumieniem usłyszał, że żadne z dwójki kilkuletnich dzieci nie jest ochrzczone. Jeszcze bardziej zdziwił się, gdy usłyszał powód. „Nie umiemy znaleźć chrzestnych” – powiedziała bezradnie kobieta. „Bo Kościół stawia za duże wymagania” – dodał jej mąż. Choć nie było łatwo, w dalszej rozmowie okazało się, że na rzeczywiste problemy w tym konkretnym przypadku nałożyły się przesądy dotyczące chrzestnych, i jednak w kręgu rodziny i znajomych da się znaleźć kandydatów. Udało się niemal w momencie, gdy duchowny zamierzał powiedzieć, że jest też inne rozwiązanie kłopotów z kandydatami na chrzestnych. Opisane wydarzenie miało miejsce w pewnej polskiej parafii sześć albo siedem lat temu. Niedługo później okazało się, że to nie była sytuacja wyjątkowa. Nie tylko na internetowych forach, ale również w niektórych katolickich mediach w naszym kraju można było przeczytać o problemach ze znalezieniem kandydatów na chrzestnych. Z jednej strony coraz więcej osób, proponowanych przez rodziców, nie spełniało stawianych przez kościelne przepisy wymogów, z drugiej ci, którzy mogliby się podjąć tego zadania, odmawiali, twierdząc, że w dzisiejszych czasach to rola fikcyjna. Wskazywali, że w obecnej rzeczywistości nie będą mieli realnego wpływu na wychowanie dziecka.
Chrzestnym był mafioso
Problem z chrzestnymi dotknął nie tylko Kościół w Polsce. We Włoszech doprowadził nawet do istotnych decyzji. Już pięć lat temu pojawiła się informacja, że ówczesny biskup Melfi-Rapolla-Venosa, Gianfranco Todisco, postanowił, że chrzty w jego diecezji mają się odbywać bez chrzestnych. Zdecydował też o rezygnacji z obecności świadków podczas bierzmowania. Te, podjęte na trzyletni okres próbny, decyzje były sygnałem, że problem jest poważny. Niektórzy komentatorzy zwracali uwagę, że decyzja bp. Todisco zbiegła się w czasie z chrztem, który we Włoszech wywołał spore emocje. Miał on miejsce w grudniu 2016 r. na Sycylii. Chrzestnym dziecka był znany mafioso, który na tę uroczystość otrzymał… przepustkę z więzienia. Odsiadywał w nim ośmioletni wyrok. Proboszcz parafii, w której odprawiono budzący kontrowersje chrzest, zapewniał, że wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi w Kościele katolickim przepisami. Parafia w Padwie, na terenie której znajduje się więzienie, wystawiła kandydatowi na chrzestnego wymagane zaświadczenie. Biskup Gianfranco Todisco powiedział, że w coraz bardziej zlaicyzowanym społeczeństwie wybór chrzestnych zatraca religijny charakter. Dlatego chciał, aby ich obowiązki odtąd pełniła cała lokalna wspólnota Kościoła.
Liczy się jedynie otoczka
Na początku stycznia w serwisie Vatican News można było przeczytać, że o rezygnacji z obecności chrzestnych podczas sakramentu chrztu zdecydował biskup kolejnej włoskiej diecezji. Tym razem taką trzyletnią próbę postanowił przeprowadzić ordynariusz sycylijskiej diecezji Mazara del Vallo, bp Domenico Mogavero. Jego decyzja już obowiązuje. – Te postaci utraciły swoje duchowe znaczenie, a ich obecność na liturgii była czysto formalna – tłumaczył w Radiu Watykańskim bp Mogavero. Zwrócił uwagę, że przy wyborze chrzestnych ich wiara schodzi coraz częściej na drugi plan, a przecież to ich zadaniem, według kościelnego prawa, jest pomaganie chrześniakowi w życiu wiarą. Zdaniem biskupa sycylijskiej diecezji rodzi to coraz więcej hipokryzji i zakłamania, dlatego lepiej taką praktykę czasowo przerwać.
Na antenie watykańskiej rozgłośni bp Mogavero mówił, że kiedyś chrzestni odgrywali istotną rolę, ale obecnie stwarzają wiele problemów. – Liczy się jedynie otoczka, a nie głęboki duchowy sens – wskazywał. Dodał, że wiele osób mówiło mu, iż chrzestni zupełnie nie wywiązują się z obowiązków, które przyjmują na siebie w czasie sakramentu chrztu.
Prawo nie nakłada obowiązku
– Wzięliśmy pod uwagę faktyczny stan rzeczy w trosce o godność sakramentu i o to, by zupełnie nie zagubić wartości chrześcijańskiego świadectwa – uzasadnił decyzję biskup z Sycylii. Kiedy on i jego współpracownicy zdali sobie sprawę, że chrzestni stają się jedynie ozdobnikiem podczas liturgii i potencjalnym źródłem prezentów, postanowili przerwać tę tendencję. – Potrzeba starań, by chrzestnym przywrócić ich pełne duchowe znaczenie i wtedy będą mogli znowu powrócić – stwierdził.
Biskup Domenico Mogavero, uzasadniając swoją decyzję, zwrócił uwagę, że Kodeks prawa kanonicznego nie nakłada obowiązku obecności przy udzielaniu sakramentu matki i ojca chrzestnego. To prawda. W udostępnionym właśnie przez polski episkopat nowym przekładzie KPK napisano wyraźnie w kanonie 872, że przyjmującemu chrzest powinien być dany rodzic chrzestny – „jeżeli to możliwe”. Następny kanon precyzuje, że dopuszcza się różne rozwiązania. Może być tylko jeden ojciec chrzestny, jedna matka chrzestna, albo dwoje – ojciec i matka chrzestni. Choć obecność chrzestnych nie jest w świetle kościelnych przepisów obowiązkowa, to jednak KPK zastanawiająco szczegółowo opisuje warunki, które powinni spełniać, aby mogli podjąć się swego zadania.
Szczególny problem stanowi…
Zgodnie z cytowanym wyżej kanonem, tym zadaniem jest „towarzyszenie dorosłemu przyjmującemu chrzest w chrześcijańskim wtajemniczeniu”, albo razem z rodzicami przedstawienie dziecka do chrztu oraz „pomaganie, aby ochrzczony prowadził życie chrześcijańskie zgodne z chrztem i sumiennie wypełniał związane z nim obowiązki”. Spośród pięciu wymienionych w kanonie 874 warunków, jakie musi spełnić osoba dopuszczona do funkcji rodzica chrzestnego, szczególny problem może stanowić trzeci. Zgodnie z nim potencjalny chrzestny ma być katolikiem, który nie tylko przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej, ale również przyjął bierzmowanie. Powinien prowadzić życie zgodne z wiarą i „odpowiadające funkcji, jaką ma podjąć”. Między innymi dlatego od kandydatów na chrzestnych oczekuje się w parafiach zaświadczeń, że mogą podjąć się tego zadania. Problem w tym, że – jak dowodzi wspomniany wyżej przykład skazanego mafiosa wybranego na chrzestnego – taki dokument niekoniecznie przedstawia stan faktyczny. Nie tylko dlatego, że wystawiający go ksiądz często nie ma wystarczającej wiedzy o osobie mającej zostać chrzestną lub chrzestnym.
Mamy do czynienia z fikcją
Inaczej jest w przypadku świadków sakramentu małżeństwa. Prawo kościelne nie stawia im żadnych wymagań dotyczących wyznania, przyjętych sakramentów ani tego, jakie życie prowadzą. Ich zadaniem jest jedynie ewentualne potwierdzenie faktu zawarcia małżeństwa przez dwoje konkretnych ludzi. Natomiast świadek bierzmowania „ma troszczyć się, by bierzmowany postępował jak prawdziwy wyznawca Chrystusa i wiernie wypełniał obowiązki związane z tym sakramentem” (kan. 892).
Czy podejmowane przez włoskich biskupów eksperymenty, polegające na rezygnacji z chrzestnych i świadków bierzmowania, są zapowiedzią istotnych zmian pod tym względem w całym Kościele? Być może, ponieważ problem znalezienia odpowiednich kandydatów do tych funkcji pojawia się w wielu wspólnotach katolickich. Nie jest również rzadkością całkowity brak zaangażowania chrzestnych i świadków bierzmowania w wypełnianie zadań, które Kościół na nich nakłada, i wypełniania których oczekuje. W wielu przypadkach mamy do czynienia z fikcją, z zerowym wpływem chrzestnych na formację i kształt życia powierzonych im osób lub ograniczaniem ich roli do kosztownych okazjonalnych prezentów.