Każdy, kto interesuje się najnowszą historią polskiego chrześcijaństwa, wie o tym, że w II RP nasza Cerkiew prawosławna, dotychczas zależna od Moskwy, uzyskała autokefalię z Konstantynopola. Następnie zaś, już po wojnie, autokefalia ta została anulowana przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną (RCP), która nadała polskim prawosławnym autokefalię własną. Jeśli chodzi jednak o bliższą wiedzę na ten temat, był on do niedawna skrzętnie omijany – katoliccy specjaliści od historii prawosławiem przeważnie się nie interesują, prawosławni natomiast milczą. Piszący te słowa, jeszcze jako student warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej, zapamiętał bezskuteczne poszukiwania tomosu z 1948 r.,
jakie prowadził jego promotor, ks. prof. Franciszek Stopniak. Tomos jest aktem nadania autokefalii. Dopiero od stosunkowo niedawna wiadomo, że tego tomosu… nie ma, i nigdy nie było. Wygląda więc na to, że z punktu widzenia prawosławnego prawa kanonicznego niezależność PAKP (skrót oficjalnej nazwy Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego), rzekomo udzielona mu przez RCP, nie ma racji bytu.
Pełen tekst tomosu z 1924 r., jak również dokumentację postanowień z 1948 r., opublikował Roman Płoński, prawosławny ksiądz z Białegostoku. Teksty owe, wydane w 2009 r. w małonakładowych „Studiach Warmińskich”, są dzisiaj praktycznie niedostępne, warto zatem wiedzę o nich upowszechnić.
Za 200 czerwońców i 120 skór sobolich
Światowa wspólnota prawosławna jest związkiem siostrzanych Cerkwi narodowych, niezależnych w sprawach rządzenia, natomiast pod względem doktryny zdanych na autorytet Kościoła-Matki, patriarchatu ekumenicznego w Konstantynopolu. Tenże Konstantynopol, zgodnie z tradycją, udziela autokefalii wyłaniającym się w toku historycznego rozwoju poszczególnym Cerkwiom. Metropolia w Kijowie, od XIV w. wchodząca w skład państwa polsko-litewskiego, od początku ukierunkowana więc była na patriarchat konstantynopolitański. Od tego ostatniego też, choć dopiero w XV w., uzyskała autokefalię Cerkiew moskiewska, która w następnym stuleciu samowolnie ogłosiła się patriarchatem. Konstantynopol, choć niechętnie, przyjął to do wiadomości.
Jako że miasto to (dzisiejszy Stambuł) znajdowało się pod władzą tureckiego sułtana, walczący z Turkami król Jan Sobieski nieufnie odnosił się do kontaktów patriarchatu z polskimi prawosławnymi. Z jego inspiracji sejm w 1676 r. kontaktów tych zakazał. Prawosławni Rzeczypospolitej, nie mając wyjścia, w sprawach wymagających interwencji wyższej instancji cerkiewnej zaczęli zwracać się do Moskwy. Ta skwapliwie skorzystała z okazji i w 1685 r. wysłała delegację do państwa osmańskiego.
Rosjanie zatrzymali się w Adrianopolu (Edirne), gdzie rezydowały wówczas najwyższe władze. Turcja prowadziła wtedy wojnę z koalicją państw europejskich, powinno jej zatem zależeć, by Moskwa nie powiększyła grona jej przeciwników. Ta delikatna sugestia ze strony rosyjskich posłów, poparta podarkiem 200 czerwońców i 120 skór sobolich, sprawiła, że wielki wezyr (osmański odpowiednik premiera) nakazał patriarchatowi w Konstantynopolu uznanie zwierzchności Moskwy nad Kijowem. Jednak tron w Konstantynopolu stał pusty, bo jeszcze nie wybrano nowego patriarchy. Decyzję wezyra zaakceptował więc, niejako w zastępstwie, obecny nad Bosforem Dozyteusz, patriarcha Jerozolimy.
240 lat: historia zatoczyła koło
Na tej to podstawie Rosja sprawowała zwierzchność nad polskim prawosławiem (a przy okazji nad większością polskich ziem) aż do odzyskania przez nas niepodległości. Przejęliśmy wtedy na kresach wschodnich Cerkiew silnie zrusyfikowaną, z duchowieństwem w większości uważającym się za Rosjan lub przynajmniej silnie związanym ze starym sojuszem carskiego tronu i ołtarza. Jednak za naszą wschodnią granicą Cerkiew prawosławna przeżywała niesłychane dotychczas, a także później, prześladowanie ze strony bolszewików. Patriarchę Tichona, który usiłował bronić niezależności rosyjskiego prawosławia, komuniści wtrącili do więzienia; gdy go wypuścili, był już człowiekiem schorowanym i bez kontroli nad swoim stadem. W tej sytuacji hierarchowie Cerkwi prawosławnej w Polsce uznali, że dla ich wspólnoty lepiej będzie ogłosić autokefalię i przyjąć ją od Konstantynopola, niż nadal zależeć od patriarchy Moskwy, z którym kontakt uniemożliwiają władze sowieckie. Odwróciła się więc sytuacja z 1685 r.
Była to decyzja dramatyczna; o skali napięć, jakie wywołała, niech zaświadczy fakt, iż metropolitę Jerzego (Jaroszewski), który ruch ku autokefalii zainicjował, zastrzelił w jego własnej rezydencji mnich, twardy zwolennik „staroruskich” porządków w Cerkwi. Zrealizował ją dopiero następca Jerzego, metropolita Dionizy (Waledyński), który w imieniu duchowieństwa zwrócił się z prośbą do Konstantynopola o udzielenie autokefalii.
13 listopada 1924 r. patriarcha ekumeniczny Grzegorz VII, w obecności dwunastu metropolitów starożytnych stolic Kościołów wschodnich, wydał tomos, w którym czytamy, że „w nowych warunkach politycznych” potrzebom polskiej Cerkwi sprostać może jedynie jej niezależność. W uroczystym i sprokurowanym, według zasad honorowanych w chrześcijaństwie od stuleci, dokumencie stosowna formuła brzmi: „Uznajemy organizację i konstytucję autokefaliczną Świętego Kościoła Prawosławnego w Polsce i udzielamy mu Naszego błogosławieństwa, aby odtąd rządził się jako siostra duchowa, niezależny oraz autokefaliczny”. Patriarcha nie omieszkał przypomnieć, że „pierwsze oderwanie się od Naszej Stolicy Metropolii kijowskiej oraz Metropolii prawosławnych Litwy i Polski, zależnych od niej, jako też przyłączenie ich do Świętego Kościoła w Moskwie, nie miało miejsca według zwykłych przepisów kanonicznych”. Kancelaria nad Bosforem, która przechowuje dokumenty lub ich odpisy jeszcze z czasów starożytnych, dobrze zapamiętała wydarzenia sprzed 240 lat.
Zwykła wizyta pożegnalna
Po wojnie Moskwa, która po raz kolejny podporządkowała sobie Polskę, nie mogła ścierpieć niezależnego polskiego prawosławia. Metropolitę Dionizego internowano, opornych uciszono siłą, zaś całość spraw cerkiewnych bezceremonialnie podporządkowano sowieckiej i polskiej bezpiece. To właściwe określenie: bezpiece, nie zaś władzom RPC, której – po okresie krwawych prześladowań – w czasie trudnej wojennej próby Stalin pozwolił na odrodzenie struktur, jednak za cenę jej pełnego uzależnienia. Teraz celem Kremla stało się przejęcie kontroli przez tak uzależnioną Cerkiew rosyjską – nad podobnie uzależnioną Cerkwią polską.
W czerwcu 1948 r. w podmoskiewskim Zagorsku, rezydencji patriarchy RPC, pojawiła się delegacja z Polski: arcybiskup białostocki Tymoteusz (Szretter) oraz biskup łódzki Jerzy (Korenistow). Przyjął ją metropolita moskiewski Aleksy (Simanski), od 1945 r. noszący tytuł patriarchy Cerkwi rosyjskiej. W historiografii przyjmuje się, że podpisano wtedy wspólny dokument, który ks. Płoński kurtuazyjnie nazywa „tomosem”, ale który w ówczesnej korespondencji patriarchatu nazywany był jedynie „deklaracją”, choć, prawdę mówiąc, był to rodzaj notatki służbowej: „Polski Autonomiczny Kościół uznaje za niekanoniczną i żadnej mocy działania nie posiadającą autokefalię Kościoła polskiego, ogłoszoną tomosem przez Patriarchę Konstantynopolitańskiego. […] Przyjmując do wiadomości wyrzeczenie się przez Polski Kościół swej niekanonicznej autokefalii – Świątobliwy Patriarcha oraz Czcigodny Synod przywracają mu kanoniczne i liturgiczne obcowanie, nadając prawo do pełnego i samodzielnego rozporządzania własnymi sprawami”. Nie zapomniano o Dionizym, legalnym zwierzchniku polskiej Cerkwi, co do którego polscy biskupi zobowiązali się, że „nie będą odtąd wspominać jego imienia podczas nabożeństw”.
Wspomniany dokument głosi, że poza patriarchą podpisali go również członkowie Synodu RPC, ale to nieprawda. Synod (w rzeczywistości kilku biskupów) kontrasygnował go dopiero po pięciu miesiącach. 21 czerwca polska delegacja złożyła patriarsze zwykłą wizytę pożegnalną. Wiemy to z listu samego Aleksego, napisanego tuż po zakończeniu spotkania. Jego adresatem był Georgij Karpow, generał-major KGB odpowiedzialny za sprawy RPC. Zaś deklaracja, dzisiaj nazywana „tomosem”, powstała dopiero następnego dnia, 22 czerwca, taką nosi też datę. Polskich biskupów nie było już wtedy w Zagorsku, wyjechali tego samego dnia, którego przybyli. Kopię deklaracji Aleksy posłał 23 czerwca Karpowowi. Dokumentację tych czynności można prześledzić, póki co, na internetowej stronie Archiwum Państwowego Federacji Rosyjskiej (listy patriarchy nr 335-337 z 1948 r.).
Biskup Jerzy wspominał później, że razem z biskupem Tymoteuszem przekonani byli, że wezwano ich do Moskwy jedynie po to, aby stamtąd zesłać ich do łagru. Wiele to mówi o atmosferze, w jakiej toczyły się tamte wydarzenia.
Aleksy Korenistow, bo tak nazywał się w życiu świeckim, był rodowitym Rosjaninem, białym uchodźcą z bolszewickiej Rosji, który w Polsce znalazł schronienie, tam też wybrał drogę kapłaństwa. Pośród hierarchów PAKP był jednym z nielicznych sprawiedliwych, którzy do końca życia sprzeciwiali się uzależnianiu Cerkwi od esbeckiej kontroli. Gdyby dożył wolnej Polski, być może dałby świadectwo prawdzie. Niestety nie dożył, a całą kwestię „polskiej autokefalii” nadal okrywa gruba kurtyna milczenia.