Czasy niezwykłe stawiają przed nami niezwykłe dylematy moralne. Na przykład takie: czy wypada pozować na tle gruzów do ekskluzywnego pisma modowego? Zrujnowane przez rakiety domy to scenografia zatrważająca, symbol brutalnej agresji i śmierci bezpiecznego świata. Ale także śmierci ludzkiej – tyle że jak się mówi „ludzkiej”, to nie wiadomo, kogo ma się na myśli. Ludzkość to abstrakcja, byt niejasny, bez twarzy. Dlatego lepiej powiedzieć: śmierci człowieka. Więc od początku wojny pojawiały się w internecie fotografie i filmy: wiolonczelisty, który gra w ruinach swojego zbombardowanego miasta, maturzystów przed swoją doszczętnie zniszczoną przez ostrzał rakietowy szkołą. Te sesje miały przekaz jasny: zobaczcie, oto nasz zniszczony świat, nasze życie obrócone w perzynę, nasza codzienność, która nie jest taka jak wczoraj. Wstrząsały, bo przypominały nam, że niczego nie powinniśmy być pewni, a już na pewno nie dostatniego, spokojnego życia. Że za bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, co mamy, i przestaliśmy to doceniać, uznając, że to nam się przecież należy. A tymczasem trzęsienie ziemi może nadejść w każdej chwili. Więc owszem, tamte fotografie robione z porywu serca, z natychmiastowego natchnienia, krzyczą całemu światu.
Ale co pomyśleć o ustawionych sesjach fotograficznych, z wysoko opłacanymi fryzjerkami, makijażystkami, fotografami i aranżerami, którzy piszą scenariusze zapewniające jak najlepszą sprzedaż produktu? Co pomyśleć, gdy oni wchodzą z tym całym swoim sprzętem i szminkami od Diora w gruz, jaki pozostał po czyimś domu? No tak, myślę tu konkretnie o sesji fotograficznej Ołeny Zełenskiej dla amerykańskiej edycji magazynu „Vogue”. Aparat trzymała legendarna fotografka Annie Leibovitz. Zełenska pozuje m.in. na tle zniszczonego samolotu na kijowskim lotnisku i w schronie. Autorka tekstu, dziennikarka Rachel Donadio, pisze w pewnym momencie tak: „Nie mogłam powstrzymać myśli, że koszula Zełenskiej ma ten sam rdzawy odcień, co spalone rosyjskie czołgi, które widziałam przy drogach w Irpieniu i Buczy, na przedmieściach Kijowa, gdzie Ukraińcy odparli ataki Rosjan”. No tak, „Vogue” to przecież pismo modowe, więc i o odcieniu bluzki można napisać w ten sposób. Pierwsza Dama Ukrainy mówi mądrze i na pewno miała dobre intencje, a w jej oczach nie widać beztroskiego luzu celebrytek cieszących się, że są na okładce. A jednak: czy to na pewno był dobry pomysł?
A jeszcze bardziej smutne jest to, że fotografia ta wywołała kontrowersje nie tyle ze względu na wojenną scenografię, ile na sposób, w jaki Zełenska siedzi. Że po męsku. Że nie jak dama. I w tym przypadku reakcja była natychmiastowa, bo co my, dziewczyny, nie możemy już siedzieć jak chcemy? Ukraińskie kobiety fotografują się w tej samej pozycji z podpisem #SitLikeAGirl.