Logo Przewdonik Katolicki

Apel do sumień, nie kara

Monika Białkowska
fot. Tomasz Jastrzebowski/Reporter/East News

Zniesienie pojęcia „obrazy uczuć religijnych” na rzecz „obrazy dogmatu” ma uwolnić prawo od subiektywnych kryteriów. Prowadzi nas to w kierunku ochrony samego Boga, a nie człowieka i jego wolności. Chrześcijaństwo nigdy takiego prawa nie potrzebowało.

Projekt zaostrzenia przepisów w sprawie obrazy uczuć religijnych powraca. Tym razem ma być projektem obywatelskim i trwa zbieranie pod nim podpisów. Czy rzeczywiście jako chrześcijanie jesteśmy zagrożeni i czy w samoobronie musimy się uciekać do aż tak potężnej obrony prawnej?

Propozycje
Proponowane zmiany dotyczą trzech kwestii. Pierwsza z nich to zmiana artykułu 195 KK. Z zapisu o złośliwym przeszkadzaniu w publicznym wykonywaniu aktu religijnego zagrożonym karą zniknąć miałoby słowo „złośliwie”.
Artykuł 196 KK, dotyczący obrażenia uczuć religijnych przez znieważenie publiczne przedmiotu czci religijnej, zastąpiony miałby zostać nowym: dotyczącym publicznego lżenia lub wyszydzenia Kościoła, dogmatów lub obrzędów.
Dodany również miałby być artykuł 27a, mówiący o tym, że „Nie popełnia przestępstwa, kto wyraża przekonanie, ocenę lub opinię, związane z wyznawaną religią (…), jeżeli nie stanowi to czynu zabronionego przeciwko wolności sumienia i wyznania lub publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa lub pochwały jego popełnienia”. Co w praktyce oznaczałyby te zmiany?

Intencje
Według inicjatorów zmian usunięcie określenia „złośliwe” zachowanie sprawcy sprawiłoby, że mogłyby być karane również osoby przeszkadzające w kulcie z innych powodów niż złośliwość: gdyż często robią to kierowani wrogością do Kościoła lub ideologią. Dotąd postępowania ich dotyczące były umarzane.
Odejście od pojęcia „obrażenia uczuć religijnych” w stronę „lżenia lub wyszydzenia Kościoła, dogmatów lub obrzędów” ma uczynić to przestępstwo bardziej obiektywnym i niezależnym od czyichkolwiek uczuć, z natury rzeczy trudnych w interpretacji.

Za i przeciw
Uzasadnieniem całej tej ustawy mają być ataki na chrześcijan ze względu na ich przynależność religijną. Zdaniem autorów projektu w Polsce „ośmieszanie, parodiowanie i dyskryminacja chrześcijan w przestrzeni publicznej stało się powszechne. (…) Akty nienawiści w stosunku do chrześcijan rodzą napięcia społeczne, a także u osób wierzących poczucie zagrożenia, strachu, zawstydzenia, nieakceptowania ze względu na swoją przynależność religijną i chęć jej manifestowania”.
Na temat tego projektu wypowiadają się prawnicy oraz organizacje, zajmujące się prawami człowieka. Głos zabrał między innymi Instytut Spraw Społecznych. W jego stanowisku napisano: „Jedynym skutecznym rozwiązaniem wszystkich kontrowersji dotyczących interpretacji tego niejasnego przepisu jest całkowita dekryminalizacja obrażania uczuć religijnych (…) Usunięcie tego przepisu z polskiego prawa rozwiąże wszystkie wątpliwości dotyczące jego wykładni, zapewniając osobom, których uczucia religijne zostały naruszone, dochodzenie ochrony prawnej na gruncie przepisów prawa cywilnego. Uczucia religijne są bowiem – o czym zdawać by się mogło zapomniano – dobrem osobistym”.

Apelować, nie karać
W sprawie zabrała głos również lubelska kuria. Jej kanclerz, ks. Adam Jaszcz, na polecenie abpa Józefa Budzika – będącego również przewodniczącym Komisji Nauki Wiary KEP – wydał oświadczenie. Napisał w nim: „Potępiamy wszelkie akty profanacji miejsc kultu i zakłócania nabożeństw. Misją kapłanów powinno być jednak apelowanie do ludzkich sumień, a nie domaganie się zaostrzenia kar dla ludzi, którzy dali się uwieść atmosferze nienawiści wobec Kościoła. Wypracowywanie właściwych rozwiązań na gruncie prawa jest zadaniem dla parlamentarzystów, którzy powinni wsłuchiwać się w głos sumienia i rozważyć, czy dane rozwiązanie prawne przyniesie oczekiwane skutki. Jeśli w jakiejś parafii grupa osób świeckich będzie chciała włączyć się w tę akcję, nie będziemy im tego zakazywać. Podobnie jak nie jesteśmy od proponowania rozwiązań legislacyjnych, tak samo nie zamierzamy zakazywać wiernym świeckim aktywności na polu społeczno-politycznym. Prosimy tylko, aby odbywało się to poza terenem kościelnym i aby uszanować poglądy osób, które nie identyfikują się z tą akcją”.

Perspektywa wiary
W tym sporze można pozostać wyłącznie na poziomie prawnym, dla nas jednak istotniejszy wydaje się być poziom religijny.
Oczywiste jest, że jako chrześcijanie chcemy mieć wolność wyznawania wiary. Oczywiste jest również, że owa wolność wyznawania wiary wiąże się z karami dla tych, którzy to wyznawanie utrudniają lub uniemożliwiają. Mamy prawo domagać się prawa do obrony ważnych dla nas wartości i mamy prawo oczekiwać szacunku dla naszych wierzeń i poglądów. W pluralistycznym społeczeństwie, w jakim żyjemy, są jednak ludzie, którzy mają prawo do wyznawania swojej niewiary i mają prawo oczekiwać szacunku dla swoich poglądów. To jest przestrzeń, która budzi wiele napięć i zapewne budzić je będzie zawsze: tam, gdzie jest wolność słowa i wielość poglądów, napięcia są wpisane w życie społeczne.

Rozwiązanie niedoskonałe
Rozwiązań tego napięcia jest kilka i żadne z nich nie jest idealne. Można, po pierwsze, zgadzać się na to, że każdy może szkalować i obrażać każdego. Wtedy wszyscy ostatecznie będą cierpieć, a agresja społeczna będzie jedynie wzrastać.
Można, po drugie, zakazać krytycznego wypowiadania się na temat cudzych poglądów i wierzeń. To jednak nie jest nic innego, jak stłumienie wolności słowa.
Można, po trzecie, próbować regulować to prawem w taki sposób, że sądy orzekać będą w sprawie subiektywnych uczuć religijnych – takie prawo mamy w tej chwili i jego skuteczność nie zadowala żadnej ze stron.
Można, po czwarte, jak sugeruje Instytut Spraw Społecznych, decyzje prawne pozostawić w rękach obywateli: jeśli ktoś czuje, że jego dobra osobiste, czyli uczucia religijne, zostały naruszone, sam może wystąpić na drodze cywilnej przeciwko temu, kto jego dobra naruszył. Słabością tego rozwiązania jest praktyczna bezradność najsłabszych, których nie będzie stać na wytaczanie procesów.

Prawo dla człowieka
Problem w propozycji Solidarnej Polski jest jeden. Wcale nie chodzi o to, żeby sprzeciwiać się obronie praw chrześcijan czy wolności wyznawania wiary. Jak wspomniałam, to jest nasze oczywiste prawo, gwarantowane przez konstytucję. Jednak projekt ustawy, rezygnując z subiektywnego kryterium „uczuć religijnych” na rzecz „obrony dogmatu”, staje się de facto nie obroną praw człowieka – ale obroną samego Boga.
Czy w świeckim państwie prawo może chronić Boga, w którego wierzą tylko niektórzy? Czy za chwilę to samo prawo nie zacznie chronić innych bogów: Allaha czy Latającego Potwora Spaghetti? Jeśli zapisujemy w prawie „obronę dogmatu”, w praktyce oznacza to również obronę wszystkich innych dogmatów innych wierzeń. Gdyby proponowane zmiany zostały wprowadzone, oznaczałoby to, że sądy mogłyby karać już nie za obrażenie drugiego człowieka bluźnierstwem, ale wprost za wypowiedzenie bluźnierstwa lub herezję. Co więcej: za herezję nie tylko w perspektywie chrześcijan, ale również muzułmanów czy wyznawców Potwora Spaghetti.
Pomijając fakt, że świeckie sądy nie mają do tego kompetencji, taka prawna kontrola prawowierności jest prostą drogą do takiego zblatowania Kościoła z państwem, jakiego nie mieliśmy w Polsce pewnie od króla Chrobrego.
Mamy prawo do wyznawania naszej wiary i mamy prawo do jej obrony. W tym jednak celu chrześcijanie powinni kształtować przede wszystkim sumienia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki