Nikogo nie zaskoczy zdanie, że synod budził wątpliwości i nieufność. U większości uczestników szybko jednak zostały one rozwiane. Z podobnymi wątpliwościami i nieufnością podchodziłam do czytania syntez synodalnych. Na ile możliwe jest zawarcie długich godzin rozmów setek ludzi na dziesięciu stronach maszynopisu? Na ile w syntezach swoje odbicie znajdzie realny, nieugrzeczniony głos świeckich? Skąd będziemy mieć pewność, że owe syntezy rzeczywiście będą zebraniem głosów wiernych i niewiernych z terenów diecezji, a nie produktem napisanym na kurialnym biurku? Na ile zaufać możemy samemu tylko krótkiemu tekstowi, nie wiedząc wiele więcej?
Diagnoza
Po lekturze wszystkich dostępnych na razie syntez jestem spokojna. Nie dlatego, że jest idealnie – ale dlatego, że w syntezach czytanych razem widać jak na dłoni każdą prawdę i każdy fałsz. To zaskakuje, ale nie jest złudzeniem: przypomina trochę czytanie nie tylko zapisanego życiorysu, ale przy okazji również analizę charakteru pisma. Doskonale czytelne są więc i pokora, i odwaga poszukiwania, i rozgoryczenie, i brak intelektualnych kompetencji, i próba osłabienia głosów niewygodnych, i dyskomfort w przytaczaniu opinii niezgodnych z katolicką doktryną. Byłabym nawet skłonna typować, gdzie rzeczywiście toczono żywe dyskusje, w których miejscach odpowiedzi synodalne pozyskano, rozsyłając po diecezji ankiety, a gdzie synteza powstała prawdopodobnie od głosów synodalnych zupełnie niezależnie. Nie o to jednak chodzi, by te miejsca wskazywać i klasyfikować. Ważniejsze jest to, że prawda o Kościele, który tworzymy, rzeczywiście objawiła się na synodzie – zarówno w samych głosach synodalnych, jak i w sposobie ich zebrania i prezentowania. I to jest bardzo dobra wiadomość. Kiedy mamy diagnozę, łatwiej będzie wytyczać drogi na przyszłość.
Mało nas?
Wielu komentatorów zwraca uwagę na liczby. Piszą, że potwierdziły się najgorsze obawy, że Kościół w Polsce zlekceważył synod. Zauważają, że ze statystyk wynika, iż ani świeccy, ani księża nie byli synodem mocno zainteresowani, w synodalnych pracach brał udział niewielki procent członków Kościoła w Polsce i niewielki procent parafii. Przyznaję: nie sprawdzałam. Nie sprawdzałam liczb i omijałam statystyczne fragmenty syntez, uznając, że mnie nie to nie interesuje. Nie wiem przecież, czy nieobecność zwłaszcza świeckich wynikała z ich niechęci do synodu – czy wynikała z tego, że nikt ich na synod nie zaprosił – że być może nawet o synodzie w parafii nie poinformował. Nie chcę zajmować się mówieniem do tych, których nie ma bez ich winy, ani do tych, których to nie obchodzi. Bardziej od statystyki interesują mnie treści, interesują mnie opinie i doświadczenia tych, którzy zdobyli się na wysiłek wejścia w synod. Być może niedługo już tylko oni zostaną Kościołem. Być może to oni są nadzieją na jego przyszłość. Na pewno, jeśli zdobyli się na zabranie głosu, są gotowi podjąć za Kościół odpowiedzialność. O sobie mówią, że przejście przez synodalny proces ich zmieniło. Zamiast więc płakać nad tym, że jest ich mało, porozmawiajmy o tym, o czym mówią. Zamiast rozliczać synod z liczb, porozmawiajmy o duchu, który ze sobą przyniósł. Nawet jeśli dla garstki, to oni są ważni: bo Kościół od swojego początku jest synodalny.
Kiedy oddajemy do druku ten tekst, pełne teksty syntez synodalnych nie zostały opublikowane w Białymstoku, Bydgoszczy, Ełku, Gdańsku, Katowicach, Kielcach, Koszalinie, Legnicy, Przemyślu, Rzeszowie, Sandomierzu, Sosnowcu. Tarnowie, Olsztynie i Zamościu. Oficjalnej publikacji nie doczekała się również synteza z Krakowa, jednak jej treść jest znana Redakcji. W analizie opieramy się zatem na syntezach z 27 diecezji rzymskokatolickich (na 42) w Polsce.
Co mówimy na synodzie
Choć wydaje się to nieprawdopodobne, to są tematy, które powracają jak bumerang we wszystkich lub prawie wszystkich synodalnych syntezach. Okazuje się, że jesteśmy w Kościele w Polsce w wielu sprawach bardzo zgodni. I nie są to wcale, wbrew obawom wielu, kwestie kapłaństwa kobiet, zniesienia celibatu czy zmian w hierarchicznym ustroju Kościoła. Do tematu synodu będziemy wracać: dziś o tych tematach, które poruszone zostały najczęściej.
BALIŚMY SIĘ SYNODU
Nieufność wobec synodu wybrzmiewała na różne sposoby. U jednych dotyczyła ona podobieństwa do niemieckiej drogi synodalnej. U innych wiązała się z rozbudzaniem życzeniowych lub wręcz roszczeniowych postaw wobec Kościoła. Wielu nie rozumiało, o co chodzi w żywej w Kościele od dawna, choć nieco zaniedbanej synodalności. Zdarzało się, że proces synodalny blokowali sami księża: albo ignorując zaproszenia do synodu, albo dominując spotkania tak, że nie było możliwości swobodnego wyrażania poglądów. Blokowanie to również brało się z niezrozumienia idei synodalności, w której nie chodzi przecież o posłuszeństwo głosom synodalnym czy o demokratyczne przegłosowanie kwestii doktrynalnych, co raczej o praktykę pozwalającą każdemu członkowi wspólnoty wypowiedzieć się na temat tego, jak w tej wspólnocie znajduje swoje miejsce – i brać za to odpowiedzialność.
SYNODALNOŚĆ JEST SUPER!
Lęki dotyczące synodu szybko traciły znaczenie po pierwszych spotkaniach – to również obraz z niemal wszystkich diecezji. W Łomży napisano wręcz o entuzjazmie z odkrycia nowej metody współpracy w Kościele. W Świdnicy zapisano: „Spotkania synodalne powinny stać się praktyką w każdej parafii i powinny odbywać się chociaż raz w roku. Synodalność może zmieniać Kościół na lepsze”. Wierni odkryli, że nie są w Kościele petentami, ale podmiotami tworzącymi Kościół. Niektórzy mówili, że po raz pierwszy w historii ich życia dano im w Kościele głos i rzeczywiście chciano ich słuchać – poza kancelarią parafialną i wizytą duszpasterską. Okazało się, że odmienność nie musi być przeszkodą, ale bogactwem. „Dzięki drodze synodalnej zobaczyliśmy, że doświadczenie bycia wysłuchanym ma wielką wartość i nie potrzeba do tego nadzwyczajnych środków, ale przemiany wewnętrznej” – napisano w syntezie z Pelplina.
KOCHAMY LITURGIĘ
We wszystkich diecezjach jak refren powraca upominanie się świeckich o Eucharystię. Wszędzie podkreślana jest waga i znaczenie Eucharystii dla Kościoła. Wierni domagają się liturgii nie tyle krótkiej czy w ciepłym kościele, ile raczej liturgii sprawowanej bez pośpiechu, bez uproszczeń i infantylizmu, bez własnej kreatywności celebransa. „Nie trzeba upiększać liturgii, bo jest piękna sama w sobie, jeśli jesteśmy świadomi, w czym tak naprawdę uczestniczymy” – zwracają uwagę uczestnicy synodu. Mówią również o męczącym przegadaniu liturgii ogłoszeniami i o tym, że brakuje im komentarzy i katechez liturgicznych, wyjaśniających słowa, gesty i postawy (to element, który wraca w każdej z syntez). Zwracają uwagę na jakość oprawy liturgicznej, na poziom oprawy muzycznej, na poziom lektorów.
„Synod jest wołaniem o liturgię piękną i głęboką, kontrastującą z banalnością w kulturze popularnej” – napisano w syntezie poznańskiej.
Z Eucharystią wiązać się będzie również potrzeba adoracji: w większości syntez dopominano się o nabożeństwa, o tworzenia kaplic wieczystej adoracji, o otwarcie kościołów do adoracji indywidualnej.
NIE MAMY WIEDZY
„Spotkania synodalne stały się przestrzenią, w której na jaw wyszła nasza niewiedza o Kościele i Objawieniu. Jest ona konsekwencją niewielkiej liczby działań formacyjnych realizowanych we wspólnotach parafialnych, skierowanych dla wszystkich parafian” – napisano w syntezie w Pelplinie. To krytyczne spojrzenie świeckich na siebie samych powraca jak bumerang we wszystkich diecezjach. Brakuje formacji stałej świeckich. W wielu miejscach brakuje również formacji stałej księży.
Katecheza dorosłych jest potrzebą naglącą, „ponieważ analiza synodalnych wypowiedzi, będąca panoramą Kościoła lokalnego ujawnia niebezpieczną powierzchowność w rozumieniu i wyznawaniu wiary. Namysł nad Kościołem i miejscem konkretnego człowieka w tej wspólnocie obnaża ubóstwo wiary, ograniczone wyłącznie do pewnej hasłowości” (Kalisz). Synod online, koordynowany przez Fundację Pogłębiarka, zauważa, że braki w formacji prowadzą do zafałszowania przekazu wiary (wierzymy w to, co nie jest prawdą), a przez to do fideizmu i fanatyzmu. Niemal wszystkie synody diecezjalne domagają się pilnej i solidnej katechezy dla dorosłych.
ZROZUMIEĆ KAZANIA I LISTY
Listów biskupów nie rozumiemy nie z powodu braku wiedzy – ale z powodu hermetyczności języka, jakim się posługują. Bardzo słaba ich jakość jest krytykowana niemal we wszystkich diecezjach. Często również z powodu języka nie jesteśmy w stanie słuchać kazań. Nie chcemy słuchać kazań i listów, które mówią o polityce.
Najmocniej ten głos rozbrzmiewa z Krakowa, gdzie uczestnicy synodu domagają się wręcz kar dla głoszących z ambony swoje polityczne poglądy. W Opolu synteza zauważa konieczność troski kapłanów o jakość przepowiadania, które powinno być wolne od politycznych odniesień, moralizatorstwa i braku szacunku dla poglądów innych. Celną diagnozę postawiono w diecezji łódzkiej, pisząc: „Kościół zupełnie nie nadąża za zmianami zachodzącymi w sposobach komunikacji międzyludzkiej i w tym zakresie duchowieństwo powinno być wspierane przez osoby świeckie. (…) W kazaniach księża odpowiadają na pytania, których nikt nie stawia”.
CHCEMY PASTERZY
W syntezie z Włocławka zapisano, że „brak autorytetu w Kościele i tym samym duchowego przywództwa na miarę kard. Karola Wojtyły czy kard, Stefana Wyszyńskiego. Świeccy potrzebują jednoznacznego głosu pasterza. Widzą trudności w rozpoznawalności przywództwa w Kościele”. Choć nie we wszystkich diecezjach żywy jest sentyment za tak silnymi autorytetami, to powraca jak echo wołanie o jednoznaczność biskupów i o ich wyraźny głos w sprawach ważnych dla ludzi. Biskupi – jak napisano w Opolu – powinni prezentować spójne stanowisko w kwestiach wiary, moralności oraz w bieżących kwestiach społecznych. Brak owego spójnego stanowiska i bardzo wyraźne podziały w gronie episkopatu sprawiają, że Kościół staje się mało wiarygodny. „Nie wiadomo, kogo słuchać” – zapisano w Poznaniu.
DOBRY KSIĄDZ TO DOBRA PARAFIA
Świadectwo życia księży i zgodność tego, co głoszą, z tym jak żyją – to kolejny refren, powracający w niemal wszystkich diecezjach. „Kapłani powinni wyjść z parafii do domów, do schronisk, do biednych i do bogatych, do różnych środowisk. To musi być zjawisko masowe, żeby niewierzący mogli pytać: ‘Kim Oni Są?’ i wiedzieć, że SĄ uczniami Chrystusa. Nie mogą Ich widzieć li tylko w obrębie Świątyń. Muszą zobaczyć że ‘płoną’ i trudzą się dla Chrystusa” – zapisano w syntezie z Łodzi. Również w Łodzi ktoś pyta ze smutkiem: „Dlaczego muszę poszukiwać duszpasterstwa w innej parafii, bo w mojej go nie ma?”. Chociaż to świeccy w większości tworzą parafię, to jej działanie, a przez to również wzrastanie jej członków zależne jest od osobowości i zaangażowania księdza.
Nie bez znaczenia okazują się tu osobiste relacje. W większości diecezji powracają głosy o braku partnerstwa, o poczuciu wyższości, o trudnych spotkaniach. Często do zmiany wystarcza niewiele: żeby ksiądz zaczął wychodzić po Mszy przed kościół, żeby się uśmiechał, żeby nie bał się spotykać z parafianami również poza parafią. Celnie podsumowuje to synteza z diecezji warszawsko-praskiej: „Praktycznie nie ma ankiet, w których dobrze ocenia się księdza, a źle działalność parafii. Postawa księdza rzutuje na obraz parafii i Kościoła w ogóle”.
WIEMY, ŻE MAMY POTENCJAŁ
Kościół ma być wrażliwy na charyzmaty, którymi Bóg obdarza wszystkich członków, i ma odważnie je wykorzystywać – zwracają uwagę uczestnicy synodu z Opola. W diecezji bielsko-żywieckiej mówiło się wprost o konieczności szukania liderów również poza parafiami. „Przy takich okazjach można też łatwo wyłonić pewnych liderów, dostrzec osoby utalentowane i pozyskać je dla dobra grupy, wspólnoty czy parafii. (…) Muszą być w indywidualny sposób zaproszeni do działania, do odpowiedzialności za parafię”.
Wszędzie powraca niepokój o to, że świeccy wciąż nie są obdarzani zaufaniem, co uniemożliwia im branie odpowiedzialności. Tymczasem mają oni kompetencje i wolę pomocy. „Tam, gdzie ksiądz nie dopuszcza wiernych do współodpowiedzialności, z czasem pozostaje sam i rodzą się problemy” – zauważono we Wrocławiu. Diecezja polowa podsumowuje problem krótko: „Z przykrością należy stwierdzić, że istnieje brak rozsądnego zarządzania zasobami ludzkimi w Kościele”.
Rady duszpasterskie w części diecezji istnieją wyłącznie teoretycznie. Zwracano więc uwagę na to, że jako już istniejące struktury synodalne powinny stać się bardziej efektywne i szukać nowych dróg. Ważne jest również, by rady duszpasterskie i ekonomiczne informowały całą wspólnotę o podjętych decyzjach. W diecezji bielsko-żywieckiej postuluje się nawet publikowanie w gablotach i internecie protokołów z posiedzeń tych rad. „Informowanie o bieżących wydarzeniach i sprawach parafii jest świadectwem poważnego traktowania jej członków, a także rodzajem dialogu w Kościele”.
PARAFIA MA BYĆ BLISKA
Parafia żywa, parafia bliska, parafia wspólnie wędrujących ludzi – to jest marzenie powracające w synodalnych syntezach.
„Wierni chcą przynależeć i tworzyć wspólnoty ludzi z żywą wiarą. Chcą spotkać duszpasterzy poszukujących więzi z Bogiem oraz innymi ludźmi. Pragną również Kościoła, w którym będą mogli się rozwijać” – zapisano w syntezie synodu online.
Nie oznacza to spłycenia sensu parafii, wręcz przeciwnie. „Wiernym zależy przede wszystkim na tym, aby było więcej <Kościoła w Kościele> – czytamy w Kaliszu. – Nawet za cenę porzucenia akcyjności i doraźnych działań parafialnych, aby pogłębić pobożność, życie Ewangelią i Eucharystią”.
Pojawiają się więc w syntezach głosy o wychodzeniu parafii do nowych mieszkańców, o potrzebie bliskich, domowych relacji, o wspólnocie, w której mieścić się będą wszyscy ochrzczeni, niezależnie od ich duchowej kondycji. Dość często wracają też kwestie związane z coraz mniej przystającą do współczesnego trybu życia formułą parafii terytorialnych. Ludzie podróżują, migrują, w dużych ośrodkach mieszkają w danym miejscu przez krótki czas. Niezależnie od swojego religijnego zaangażowania zderzać się muszą z problemami, choćby przy konieczności okazywania zaświadczeń (np. jeśli chcą być rodzicami chrzestnymi). To nie tylko komplikuje im życie, ale też daje obraz parafii, którego chcemy unikać – punktu usługowego, wydającego stosowne zaświadczenia, a nie wspólnoty gromadzącej ludzi wierzących.
WŁADZA TAK, KOMPETENTNA
Wbrew obawom na synodzie nie pojawiały się głosy kwestionujące hierarchiczny system władzy w Kościele. Kwestionowano natomiast słaby sposób jej sprawowania. W syntezie Ordynariatu Polowego zapisano: „W wypowiedziach uczestników nie przejawiała się chęć pozbawiania kogoś władzy, ale wyrażano wielkie pragnienie sprawowania jej kompetentnie, odpowiedzialnie i transparentnie. Stwierdzono, że Kościół ostatnimi czasy ponosi wielkie straty wizerunkowe przez nieudolne sprawowanie władzy”.
WIEDZA O PIENIĄDZACH
„Niezbędnym elementem funkcjonowania Kościoła, a zarazem newralgicznym i budzącym emocje, są finanse” – czytamy w syntezie łomżyńskiej. „W wielu krajach sprawa ta jest bardziej transparentna, na przykład wierni płacą podatek. W Polsce Kościół utrzymuje się z ofiar wiernych. Członkowie grup synodalnych uważają, że polski model jest korzystniejszy z uwagi na wymiar wychowawczy. Aby jednak model ten funkcjonował poprawnie i nie budził napięć, potrzebna jest maksymalna transparentność. Postuluje się składanie szczegółowych sprawozdań przedstawianych ogółowi wiernych. Można to czynić na przykład poprzez parafialną radę ekonomiczną. Wybrani członkowie takiego gremium powinni mieć głos doradczy w kontekście podejmowanych inwestycji”.