Czym jest dla Pana piękno?
– Jest ono jedną z ważniejszych wartości w życiu. Poprzez piękno szukam dostępu do transcendencji. Obcowanie z tym, co piękne, jest dla mnie przedsmakiem wieczności – zapowiedzią tego, czego po życiu tu na ziemi bardzo chciałbym dostąpić. Bynajmniej nie jest ono dla mnie tylko kategorią estetyczną, czy abstraktem mającym swoje spróchniałe już korzenie w historii sztuki. I, co istotne, nie jest ono wartością subiektywną.
Tymczasem współcześnie pojęcie piękna bardzo się zsubiektywizowało, przynajmniej w warstwie semantycznej. Powszechnie obowiązuje znana fraza: nie to jest piękne, co jest piękne, ale co nam się podoba. Takie podejście do tematu zdecydowanie zamyka na odbiór rzeczywistego piękna. Jak zatem odnaleźć się pomiędzy tym, co się wydaje być pięknym, a tym, co naprawdę takie jest?
– Na coś się trzeba zdecydować. Warto znaleźć własne kryteria służące do rozróżniania tego, co jest pięknem, a co nim nie jest, co jest warte naszej uwagi, a co na nią nie zasługuje. Oczywiście przez ,,własne” nie rozumiem kryteriów subiektywnych, ale obiektywne, które zostały już zaproponowane w przeszłości. Nie trzeba wymyślać koła od nowa – przecież kategoria piękna była przedmiotem namysłu wielu filozofów, historyków sztuki i estetyki przed nami. To, co z pewnością warto zrobić, to przyjrzeć się ich propozycjom i przynajmniej niektóre z nich przyjąć za własne. Dla mnie przewodnikiem na drodze szukania kryteriów obiektywnego piękna jest sir Roger Scruton, brytyjski filozof, pisarz i kompozytor. W swoich tekstach wiele miejsca poświęcił na zastanawianie się nad tym, czy wszystko co piękne jest sztuką, i czy to, co zaliczamy do sztuki, zawsze musi być piękne. Szukając kryteriów obiektywności, musimy komuś zaufać. Oczywiście nie w sposób bezkrytyczny i bezgraniczny, ale poddając cudze przemyślenia własnej refleksji. Wbrew współczesnej narracji, nie żyjemy w zupełnie subiektywnym świecie, a to, co jest wspólnym doświadczeniem nas jako ludzi, da się nazwać, uporządkować i przedstawić we w miarę spójnym systemie, który będzie dla nas wyznacznikiem – przewodnikiem po świecie obiektywnych wartości.
To, o czym mówimy, to intelektualne podejście do tematu. Jak ono się ma w relacji z naturalną wrażliwością na piękno, która wykracza daleko poza poznanie intelektualne?
– Jeżeli mamy pragnienie czerpania radości z obcowania z pięknem w sztuce wysokiej, która z definicji stawia przed nami konkretne wymagania, to warto wejść na drogę własnego rozwoju. Popełniamy chyba spory błąd, uznając koniec instytucjonalnej edukacji za moment, w którym już jesteśmy w pełni ukształtowani. Zdarza się, że wraz z otrzymaniem dyplomu, zamieniamy się w krytyków i zaczynamy oceniać wszystko i wszystkich według własnych kryteriów. Tymczasem droga do rozwoju wówczas dopiero się zaczyna, a nie kończy. Chyba każdy z nas nosi w sobie jakieś wstydliwe wspomnienie tego, co bardzo mu przypadało do gustu przed laty, a teraz nie może na to patrzeć. To może być ulubiona sukienka, potrawa, piosenkarz czy sposób spędzania czasu. Podobnie ma się rzecz z obcowaniem ze sztuką. Droga rozwoju estetycznego ma nas prowadzić do nieustannego kształtowania gustu, który z kolei ma służyć naszej osobistej autorefleksji i pozwalać czerpać jak najwięcej korzyści z kontaktu z dziełem sztuki. Droga ta z jednej strony wymaga od nas ciągłego pogłębiania własnej wiedzy. Z drugiej zaś dopomina się zaangażowania emocjonalnego, czyli osobistego doświadczenia, przeżycia. Intelekt napędza doświadczenie emocjonalne i na odwrót.
Festiwal Musica Divina obecny jest na polskiej scenie muzycznej od prawie pięciu lat. Na jakie potrzeby odbiorców odpowiada?
– Przede wszystkim dostrzegliśmy, że repertuar, który nas tak bardzo fascynuje, nie jest wystarczająco obecny w życiu kulturalnym. Owszem, są nagrania, a wykonawcy pojawiali się okazjonalnie tu i ówdzie, natomiast nie obserwowaliśmy stałej obecności tej konkretnej muzyki w głównym nurcie życia muzycznego. Chcieliśmy więc podzielić się swoją pasją i rozbudzić w naszych odbiorcach tęsknotę za takim właśnie rodzajem muzyki. O ile muzyka dawna, z naciskiem na barokową, jest w Polsce od kilkudziesięciu lat wykonywana i słuchana, o tyle ta jeszcze starsza muzyka sakralna w najlepszych, profesjonalnych wykonaniach, wciąż nie ma w naszym kraju zbyt dużej reprezentacji ani wśród artystów, ani w programach wiodących festiwali. Stwierdziliśmy, że Musica Divina wypełni lukę na rynku koncertowym i odpowie na niezaspokojone potrzeby słuchaczy. Z drugiej strony, jako fundacja czujemy się częścią Kościoła katolickiego. Nie jesteśmy z nim związani instytucjonalnie, ale mamy ambicje i chęci, aby działać na jego rzecz. Dlatego właśnie chcieliśmy, aby powstało wydarzenie, którego jakość nie będzie odbiegała od tego, co się dzieje na komercyjnym rynku muzyki dawnej i będzie jednocześnie odskocznią dla tych, którzy w liturgii i w Kościele szukają kontaktu ze sztuką najwyższej próby. Kościół stwarzał niegdyś olbrzymią przestrzeń artystom, znacząco wspierając architektów, malarzy, muzyków, rzeźbiarzy. W pewnym momencie, z różnych przyczyn, zakończył się czas bezpośredniego i hojnego mecenatu Kościoła nad sztuką, przynajmniej w tym głównym jego nurcie. Dziś dodatkowo panuje przekonanie, że w Kościele trzeba przede wszystkim robić różne rzeczy za darmo. Takie oczekiwanie utrudnia rozwój sztuki sakralnej i podniesienie jej artystycznego poziomu. Pokutuje też opinia, że skoro ktoś robi coś dla Kościoła z dobrego serca, nie można tego krytykować czy odrzucić. Akceptuje się tym samym wiele bylejakości, na którą potem wspólnie narzekamy, narażając się przy okazji na (słuszną) krytykę z zewnątrz. Poza tym, nie mamy chyba dobrego pomysłu na to, skąd pozyskiwać środki na profesjonalną działalność kulturalną w Kościele. To, o czym mówię, to nie są personalne zarzuty do kogokolwiek, ale próba zwrócenia uwagi, że bardzo potrzebujemy zmiany mentalnej. Musimy w Kościele zacząć myśleć, że jakość ma znaczenie i tą jakością także ewangelizujemy. Warto zastanowić się, jak w kwestiach kultury wyglądamy na tle świata, i co to mówi o nas i o naszym stosunku do tradycji i jej kulturalnego dziedzictwa, które zostało nam powierzone, i za którego przetrwanie jesteśmy odpowiedzialni.
Muzyka dawna to pojęcie dość szerokie, rozpięte na przestrzeni pomiędzy średniowieczem a barokiem. Czy tworząc festiwal Musica Divina i zapraszając wykonawców, zawęzili państwo te spektrum?
– Statystycznie rzecz ujmując największą reprezentację na naszym festiwalu ma muzyka renesansowa i średniowieczna, co wynika trochę z pragmatycznych przyczyn. Muzyka barokowa jest fascynująca i z pewnością wiele mielibyśmy do pokazania, ale wykonań wielkich dzieł z tego okresu jest wokoło wiele. Wystarczy wspomnieć chociażby muzykę J.S. Bacha, która ma trwałe miejsce na koncertowej scenie w Polsce. Uznaliśmy, że lepiej zrobić kilka koncertów, które dotykają repertuaru naprawdę mało znanego, ale równie pięknego, niż jeden duży koncert oratoryjny, który jest piekielnie drogi i w jakiś sposób wtórny wobec tego, co już jest dostępne słuchaczom. Od początku chcieliśmy sięgać w programie również poza krąg kulturowy Europy Zachodniej. To stwarza nam duże, ale bardzo fascynujące wyzwania, gdyż na Musica Divina prezentujemy muzykę bizantyjską, staroruską, chorał gregoriański w jego innych historycznych odmianach np. mozarabskiej, ambrozjańskiej czy benewenckiej. Staramy się na festiwalu prezentować unikaty – nie stronimy od premier i programów przygotowywanych specjalnie na nasze zamówienie. Podczas poprzednich odsłon festiwalu mieliśmy również okazję, by w kilku koncertach zahaczyć nieco o współczesność. Staramy się bowiem pomagać młodym kompozytorom, którzy tworzą muzykę sakralną w tradycyjnym duchu, nawiązującą formalnie do dawnych stuleci. Warto, żeby i oni zyskali swój czas i przestrzeń w świadomości słuchaczy.

Kościół św. Anny w Krakowie, 3 sierpnia 2021 r., Sollazzo Ensemble, fot. Paulina Krzyżak
Festiwal Musica Divina przygotowany jest na najwyższym poziomie: artyści niemalże z całego świata, wnętrza krakowskich świątyń, instrumenty z epoki, spore nakłady finansowe, w dużej mierze otrzymywane ze wsparcia społecznego. Czy nie mają Państwo w sobie obawy, tudzież żalu, że nie przebiją się do większej publiczności, koncentrując się tylko na niszowych odbiorcach?
– Wiele zależy od tego, co w swojej drodze rozwoju obierzemy za punkt docelowy. Zdaję sobie sprawę, że tego typu muzyka nigdy nie zjedna sobie masowego odbiorcy, a na festiwal Musica Divina nie będą za dziesięć lat przychodzić tysiące słuchaczy. To się nie wydarzy z wielu przyczyn, pewnie głównie dlatego, że sama muzyka, którą prezentujemy, jest pomyślana do innych przestrzeni, do miejsc bardziej kameralnych i do stosunkowo niewielkiego grona odbiorców. Jednak to, czego doświadczamy od zaledwie pięciu lat, to rosnące zainteresowanie, coraz bardziej świadoma publiczność i pragnienie, żeby nasz projekt trwał, wyrażone w bardzo konkretnej formie regularnego wsparcia finansowego jego organizacji. To prawda, nasz festiwal zawsze będzie w jakimś stopniu elitarny, ale w tym pozytywnym sensie tego słowa, gdyż wcale nie stawia poprzeczki tak wysoko, aby zawęzić możliwość czerpania satysfakcji z muzyki nawet tym słuchaczom, dla których nasze koncerty okażą się pierwszym kontaktem z tego rodzaju sztuką. Być może niektórzy mogą niepotrzebnie obawiać się tego repertuaru, który z pozoru może wydawać się nieco hermetyczny, niedostępny, stawiający wymagania zbyt trudne do spełnienia. Tymczasem jest on w gruncie rzeczy dość prosty, choć kunsztowny i wymagający dla wykonawców. Opiera się na pewnych powtarzalnych schematach, ale nie staje się przez to mniej fascynujący czy zaskakujący. Zdaję sobie jednak sprawę, że mimo wszystko nie trafi do każdego. Wspomniana elitarność festiwalu jest nie tyle wartością, do której dążymy, co nieuniknioną konsekwencją tego, że kultura wysoka zawsze była i wciąż jest domeną stosunkowo wąskiej części społeczeństwa. Mówiąc to, zastanawiam się jednocześnie, czy te setki osób gromadzące się na każdym koncercie Musica Divina można jeszcze nazwać niszą, czy może jest to już raczej początek szerszego, wcale nie tak wąskiego i lokalnego zjawiska?
Jaki jest profil społeczno-osobowościowy publiczności festiwalowej?
– Nie chciałbym swoją odpowiedzią niesłusznie redukować naszej widowni do określonej grupy, dlatego łatwiej byłoby mi szerzej opowiedzieć o tym, jakich ludzi spotykamy na festiwalu. Przede wszystkim są to osoby zainteresowane sztuką, w tym muzyką poważną, poezją, liturgią, sztukami wizualnymi. Zdarza nam się także trafić do tych, dla których Musica Divina jest pierwszym tego typu doświadczeniem. Mimo braku pogłębionej wiedzy muzycznej, odnajdują się oni na festiwalu bardzo dobrze. Wychodzą z niego z chęcią powrotu w przyszłości i dowiedzenia się czegoś więcej o tym, co usłyszeli i czego doświadczyli. Tak naprawdę ile osób, tyle historii, które doprowadzają do ich spotkania z muzyką sakralną. Ważnym kryterium jest z pewnością zasadnicza otwartość na tego rodzaju estetykę. Nasz odbiorca nie może być nastawiony na łatwą przyjemność, na coś, co ma go zadowolić od razu. Musi być gotowy na to, że właściwe słuchanie muzyki stawia wymagania, i że jest to droga, na którą należy wejść ze świadomością konieczności podjęcia pewnego wysiłku. Czasem potrzebna jest nawet gruntowna zmiana własnego nastawienia do przeżywania przyjemności płynącej z kontaktu z muzyką. To, co masowe i estetycznie uśrednione zazwyczaj dostarcza łatwej i szybkiej przyjemności, ale równie szybko nuży i pozostawia głód nowych wrażeń. W dodatku dzisiejsza kultura popularna usiłuje nas przekonać, że już pierwszy kontakt z muzyką ma niemal natychmiast przynieść odpowiedź, czy nam się ona podoba czy nie. Żyje w nas wewnętrzny cenzor-raptus, który wszystko na bieżąco przepuszcza przez filtr własnych upodobań. Nie tędy droga. W kontakcie z muzyką, którą my proponujemy, trzeba być trochę bardziej cierpliwym i nastawić się na to, że przyjemność, satysfakcja i głębokie przeżycie to coś, na co czasami przyjdzie nam trochę poczekać, ale z pewnością bardzo się to czekanie opłaci.
Słuchając chorału gregoriańskiego lub chociażby Bacha rodzi się we mnie smutna konkluzja, że przez wieki w Kościele zagubiliśmy całe piękno muzyki liturgicznej. Z drugiej strony myślę o Musica Divina, Dominikańskim Ośrodku Liturgicznym czy pojedynczych, cennych inicjatywach i widzę światełko w tunelu. Czy jest szansa na powszechne przywrócenie muzycznego sacrum w liturgii?
– Rzeczywiście reforma liturgii z końca XX wieku sprawiła, że sporej część dawnego repertuaru nie da się dziś wykorzystać zgodnie z jego przeznaczeniem. Postawiło nas to w sytuacji, w której musimy szukać niestandardowych, a niektórzy by powiedzieli nienaturalnych dróg do reaktywowania tego repertuaru. Musimy pamiętać, że koncert jako forma prezentacji muzyki szerszemu audytorium, jest wynalazkiem dopiero XIX wieku, nie ma więc zbyt długiej tradycji. Jednak dzisiaj jest on jedyną realną szansą, by dawny repertuar sakralny mógł być popularyzowany i wykonywany przed większą publicznością. Gdybyśmy te utwory chcieli powszechnie wykorzystywać we współczesnej liturgii, napotkalibyśmy szereg trudności: przede wszystkim wykonawczych, językowych, finansowych, organizacyjnych, a nawet mentalnych. Mamy zatem mocno utrudnione zadanie. Na szczęście istnieją ośrodki w Polsce, jak chociażby parafia św. Jadwigi Śląskiej w Chorzowie, gdzie kantoruje Sławomir Witkowski, w których muzyka dawna jest z sukcesem wykorzystywana w liturgii. On w swojej parafii od wielu lat śpiewa chorał gregoriański, przyzwyczajając do tej formy modlitwy nie tylko swojego proboszcza, ale przede wszystkim wiernych. Taka strategia wymaga z pewnością cierpliwości, wiedzy i talentu, ale również trochę sprytu i umiejętnego dobierania środków. Trzeba jednak być ostrożnym, aby proponowane formy aplikacji muzyki dawnej w dzisiejszą liturgię nie trąciły rekonstrukcją historyczną, ale żeby rzeczywiście ten repertuar zaistniał jako forma wspólnotowej modlitwy.
Czy doświadczenie piękna zmienia codzienność?
– Z całą pewnością. By to uzasadnić mogę podeprzeć się przykładem swoim, mojej rodziny i ludzi, z którymi współpracuję. Regularnie obcując z tego rodzaju treściami kultury – mam tutaj na myśli zarówno muzykę, jak i przestrzenie, w których odbywają się nasze koncerty – z czasem zmieniamy swoje oczekiwania estetyczne. Zaczynamy inaczej patrzeć, inaczej słuchać. Pewnie dlatego mój gust muzyczny na przestrzeni ostatnich lat zdecydowanie się zmienił i to, co kiedyś sprawiało mi estetyczną przyjemność, dziś już mi nie smakuje. Zauważyłem, że dziś słucham muzyki znacznie ciszej niż kiedyś – próg mojego zapotrzebowania na falę dźwięku zdecydowanie się obniżył. Dużo lepiej odnajduję się w ciszy lub subtelniejszych brzmieniach i czerpię z nich zdecydowanie większą radość. To, o czym mówię, to nawet nie tyle kwestia ukształtowania gustu, ale wewnętrznego przestrojenia się na zupełnie innego rodzaju treści. Obcowanie ze sztuką wpływa również na sposób komunikacji i po prostu bycia w świecie. Z perspektywy czasu bardzo tę zmianę doceniam.
Musica Divina
odbędzie się w dniach 3-7 sierpnia, a zaproszeni artyści ponownie zagoszczą w pięknych wnętrzach krakowskich świątyń: Uniwersyteckiej Kolegiacie św. Anny, Kościele oo. Pijarów, Bazylice św. Floriana i Bazylice Bożego Ciała. Wstęp na wszystkie wydarzenia jest (niezmiennie) nieodpłatny, jednak wzorem ubiegłych lat organizatorzy uruchomili system dystrybucji wejściówek. Szczegóły organizacyjne i wejściówki dostępne na stronie www.musicadivina.pl