Zwykle opowieść o Marii i Marcie rozumiana jest jako pochwała życia kontemplacyjnego. Marta miałaby symbolizować tych, którzy poświęcają się działaniu, Maria zaś wszystkie osoby, które poprzez modlitwę wspierają dzieła Kościoła. Według jeszcze innej, także starożytnej interpretacji, należy w tej scenie widzieć kontrast między Synagogą pokładającą ufność w uczynkach Prawa a wspólnotą Kościoła budującą na Chrystusowej Ewangelii.
Niezależnie jednak od takich symbolicznych – i z pewnością możliwych – sposobów odczytania spotkania Marii i Marty z Chrystusem pozostaje pewien dyskomfort. Czy reakcja Jezusa jest sprawiedliwa? Czyż życie kontemplacyjne albo nowe prawo miłości miałoby zakładać eksploatację zabieganych Mart? Traktuje z góry życie tych, którzy poświęcają się całkowicie służbie i dziełom miłosierdzia?
Scenę dzisiejszej Ewangelii zrozumiemy właściwie tylko wtedy, gdy umieścimy ją w kontekście. Otóż następuje ona bezpośrednio po przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Słuchaliśmy jej w ostatnim tygodniu. Pamiętamy ją z pewnością znakomicie. Jest płomiennym wezwaniem do niesienia miłosierdzia bliźniemu. Co więcej, przeczytana uważnie, okazuje się komentarzem do przykazania miłości Boga i bliźniego; komentarzem, który każe to największe przykazanie weryfikować najpierw i przede wszystkim w służbie drugiemu.
Jeśli o tym kontekście pamiętamy, rozumiemy, że opowieść o spotkaniu Marii i Marty z Jezusem nie może być rozumiana jako lekceważenie czynnego zaangażowania na korzyść bliźniego – Chrystus przed chwilą do tego wezwał. Jest ona jednak ostrzeżeniem: nigdy nie przestań dbać o to, by duszą twojego działania – nawet, a może przede wszystkim wtedy, gdy podejmujesz je dla szczytnych celów – była więź z Chrystusem.
Co ciekawe, coś podobnego wyraża hebrajskie szalom, ideał pokoju, który uczniowie Chrystusa mieli nieść wszystkim, do których byli posłani (Łk 10, 5). Szalom nie jest bowiem wyłącznie i przede wszystkim życzeniem braku konfliktów i empatycznego podejścia do siebie nawzajem. Wyraża raczej życzenie głębokiego związku z Bogiem, jedynej rzeczy, która naprawdę jest ważna i z której płyną wszelkie inne Boże błogosławieństwa.