Mało co wprawiło mnie ostatnio w taką konsternację, jak lektura podręcznika do przedmiotu, który ma wejść do szkół w przyszłym roku. Od początku byłem nieufny wobec pomysłu na Historię i Teraźniejszość, ale przygotowany do niego podręcznik mnie po prostu zdumiał. Moją nieufność budziło to, że HiT miał być elementem wojny kulturowej, miał stanowić polemikę z pewnymi trendami kulturowymi czy intelektualnymi. Podręcznik jest jedną wielką polemiką ze współczesnym światem. Pytanie, czy miejscem na taką publicystykę jest sala lekcyjna publicznej szkoły?
Opisywane w podręczniku wydarzenia historyczne z lat 1945-1979 stanowią tak naprawdę pretekst do tego, by prowadzić bieżące spory – a to z polityką Angeli Merkel, a to z niemiecką polityką historyczną, a to z kulturą masową czy „ideologią gender”. Wbrew zapowiedziom podręcznik nie skłania do myślenia. Serwuje gotowe tezy i schematy, nieco pachnąc czasami PRL. Przypomina wyrzekania zgorzkniałego konserwatysty, a to, że nie dostrzegana jest wyjątkowa ofiara Polaków w II wojnie światowej, a to, że muzyka rockowa jest za głośna, że muzyka punkowa jest w ogóle okropna, a artyści poruszają tematy ludzkiej seksualności.
I tu drugi wielki problem tego dzieła. Mam głęboki szacunek do prof. Wojciecha Roszkowskiego, który napisał podręcznik do HiT. A raczej miałem, bo po lekturze tej książki zastanawiam się, jak wybitny historyk, z którego książek całe pokolenia uczyły się historii Polski, stworzył dzieło tak doraźne, tak jednostronne, tak uwikłane w bieżący spór polityczny. Choć materiał kończy się w 1979 r., liczne odniesienia do rządów Prawa i Sprawiedliwości nie budzą najmniejszych wątpliwości co do sympatii autora. Jako przykładowego opozycjonistę z lat siedemdziesiątych przedstawiono zdjęcie... młodego Jarosława Kaczyńskiego (błędnie zresztą podpisanego jako Lecha). Temat wyborów z roku 1991 (pierwszych w pełni wolnych po II wojnie) zilustrowano zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego triumfującego w wyborach 2019 r. To skrzywienie budzi poważną nieufność. Podręcznik ma przekazywać wiedzę, a nie poglądy polityczne.
Ale nie tylko polityczne. Oceniając rewolucję seksualną 1968 r., prof. Roszkowski przyjmuje twarde założenia, oparte na nauczaniu Kościoła katolickiego. Nauczanie to jest dla mnie drogowskazem, ale wątpię, czy rzeczywiście powinniśmy go wykładać w szkole pod pozorem lekcji historii najnowszej. Czy jednak powszechna i świecka szkoła, poza lekcjami religii, powinna aż tak daleko sięgać do sumienia uczniów? Czy dziecko z rodziny, dajmy na to, niewierzącej i niegłosującej na PiS, nie będzie się czuło na lekcjach HiT wykluczone? Jak ma wyglądać zresztą ocenianie tego przedmiotu? Czy uczeń będzie musiał za prof. Roszkowskim wysoko oceniać wartość artystyczną King Crimson, a oburzać się muzyką The Beatles? Samo to pytanie pokazuje, jak absurdalne problemy wywołuje ten podręcznik. Bo jak egzekwować na klasówkach zawartość podręcznika HiT, który w większości składa się z silnych poglądów autora? Mam wrażenie, że HiT okaże się jednym z największych niewypałów edukacyjnych obecnej władzy.