Pan Andrzej Seweryn, dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie, na koncercie w Łodzi po polsku recytował Testament Tarasa Szewczenki i wysłał w odpowiednim kierunku rosyjski statek wojenny. Dzisiaj w trakcie marszu wdzięczności podarowałem Panu Andrzejowi koszulkę ze słynnym zdaniem! – wpis o tej treści zamieścił w ubiegły weekend w mediach społecznościowych ambasador Ukrainy Andrzej Deszczyca. Jako dyplomata wybrnął wyśmienicie, pisząc o posyłaniu rosyjskiego okrętu wojennego w wiadomym kierunku. Jednak na koszulce, którą otrzymał legendarny polski aktor, słynne zdanie wypowiedziane przez ukraińskich obrońców Wyspy Węży, których zaatakowała rosyjska marynarka wojenna, zostało napisane stylizowanymi literami po ukraińsku w całości: „russkij wojenny korabl idi na ch...”.
Kilka dni temu z kolei jechałem samochodem z dziećmi i miałem kłopot, jak im wytłumaczyć, że w centrum Warszawy widnieje wielki mural z ukraińskim napisem „Putin, idź w ch...”.
Nie chcę czytelników „Przewodnika” epatować przekleństwami, ale z pewnością sami zauważyli, że wysyłanie rosyjskiego wojska, Rosji, Putina „w odpowiednim kierunku” stało się ostatnio bardzo popularne. Doskonale rozumiem stojące za tym emocje. Rosja i jej prezydent są agresorami w straszliwej wojnie, podczas której dzieją się niewyobrażalne zbrodnie. Dosadny język zaś ma tylko podkreślić naszą niechęć wobec agresorów i ich lidera.
Ale czy rzeczywiście powinniśmy przechodzić do porządku dziennego nad tym, co się dzieje z naszym językiem? Przyznam, że okropnie oburzało mnie hasło protestów, które przetoczyły się przez Polskę jesienią 2020 r., gdy Trybunał Konstytucyjny zaostrzył swym rozstrzygnięciem przepisy aborcyjne. Przypomnę, że motywem przewodnim tamtych manifestacji było „wyp...ć”. I tu podkładano różne rzeczy, które miały się udać „w odpowiednim kierunku”. A to partia rządząca, a to Trybunał, a to Kościół. Później modne stało się wypisywanie podobnych haseł pod adresem partii rządzącej. Tzw. Ruch Pięciu Gwiazd wziął swoją nazwę od gwiazdek, którymi zastępowano hasło „je..ć PiS”. Sam często mocno krytykuję partię rządzącą w Polsce i uważam, że jej rządy przyniosły sporo złego i psują państwo. Ale uważam też, że należy się trzymać cywilizowanego dyskursu.
Niedawno zwróciłem się z pytaniem do kogoś, kogo uważam za autorytet, mówiąc, że mam kłopot z tymi wszystkimi przekleństwami pod adresem Putina. No bo skoro krytykowałem wulgaryzmy na użytek naszej wewnętrznej polityki, to dlaczego miałbym się godzić z nimi, jeśli chodzi o przywódcę innego państwa. Mój rozmówca się oburzył. Tłumaczył, że PiS wygrał wybory demokratycznie, zaś Putin jest złym autokratą. I posługiwanie się wulgaryzmami wobec partii rządzącej w Polsce nie może być akceptowane. Zaś wyklinanie Putina, szczególnie po tym, co zrobiły jego wojska w Ukrainie, jest zrozumiałe.
Nie zgadzam się. Owszem, zdarza mi się przekląć. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, by się tym publicznie przechwalać. Godząc się na przekleństwa, bo dotyczą tego złego Putina, godzimy się na brutalizację naszego języka publicznego. I temu, co skrajne i wyjątkowe, nadajemy obywatelstwo w naszej debacie. Choć myślę o Rosji i jej przywódcy jak najgorzej.