Byłaś w kilku krajach przyjmujących uchodźców. Co zobaczyłaś, jakie trudności stają przed tymi społeczeństwami?
– Słuchałam historii nie tych uchodźców, którzy dopiero przybyli do Europy, ale takich, którzy już próbują się tu aklimatyzować. Ci w Grecji chcą pojechać dalej, to nie jest ich ostateczny cel, w Szwecji i we Włoszech z kolei chcą zdecydowanie zostawać. Najważniejszym wyzwaniem tych krajów jest integracja. Nie chodzi o to, żeby ludzie zwyczajnie wtopili się w tłum, ale żeby czuli się bezpiecznie w środowisku, w które wchodzą. Żeby poznali otoczenie na tyle, żeby było oswojone. Żeby wiedzieli, gdzie znajdą informacje i pomoc. Żeby ludzie, którzy żyją obok nich, rozpoznawali w nich swoich, a nie obcych. To jak z pierwszym wyjazdem do obcego kraju, najpierw nie do końca wiesz, jak się poruszać, ale kiedy wracasz, to już wiesz, gdzie co znaleźć.
Miesiącami słyszeliśmy narrację o niebezpiecznych miejscach, o grupach przestępczych, nawet gwałtach. Słyszeliśmy o ludziach, którzy chcieli narzucić nam swój sposób myślenia, swoją religię i nas zalać. A Ty, jako kobieta o blond włosach, poszłaś do tych miejsc i żyjesz, dziś rozmawiamy. To co? Byliśmy okłamywani?
– Tak. Jestem przekonana, że byliśmy okłamywani przez ludzi, którzy posługiwali się migrantami jak argumentem politycznym. Śmiem twierdzić, że oni sami tych ludzi nigdy nie spotkali. Widzieli ich co najwyżej w telewizji: tych najbardziej wkurzonych, zamkniętych za kratami obozów. Kiedy pierwszy raz jechałam do Aten, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Uchodźców spotkałam właściwie przypadkiem – wiedziałam, że jadę w miejsce, gdzie oni są, chciałam przekazać jakąś pomoc. Okazało się, że kiedy zaczyna się z nimi rozmawiać, przestają być „uchodźcą”, jakimś teoretycznym tworem, a stają się fajnymi ludźmi. Opisuję w książce historię spotkania z Johnem, bardzo dobrze wykształconym mężczyzną z Afganistanu. Rozmawiałam z nim, opowiadał, o czym marzy dla swoich dzieci. Chwilowo mieszkał w parku, spał z dziećmi pod krzakiem. Po tej rozmowie wróciłam do wygodnego wynajętego mieszkania i było mi wstyd. To nie jest tak, że zasłużyłam albo zapracowałam na więcej. To on nie dostał podstawowej szansy na wykorzystanie swoich talentów.
Tak, uważam, że polityka migracyjna w wielu państwach opiera się na kłamstwach. Jesteśmy karmieni kłamstwem, że „Szwecja żałuje”. Dopiero kiedy pojechałam do Szwecji, zrozumiałam, że to nie cała Szwecja, ale że taki jest medialny przekaz jednej z partii, która chce przejąć władzę. Swoją drogą, jakże znajomo brzmi ten scenariusz wygrywania wyborów na niechęci do uchodźców.
Jesteśmy karmieni kłamstwem, że „chcą nas zalać”. Byłam w muzułmańskim domu w Atenach, u uchodźców z Afganistanu. Mama mojej tłumaczki, Negin, w pewnym momencie odeszła od nas na drugą stronę pokoju i zaczęła się modlić. Ale już sama Negin, piętnastolatka, mówiła, że ona sama modli się najwyżej raz w roku. Później Ewa, katolicka siostra zakonna, z którą tam byłam, zaczęła się zbierać do wyjścia na Mszę. Usłyszała: dla nas to nie problem, pomódl się tutaj! W Szwecji Belal i Zahara, muzułmanie, mieli w domu ubraną choinkę. Nie dobierałam sobie rozmówców pod tezę. Takich ludzi spotkałam.
Nic nie chcieli zmieniać?
– Rodzice i opiekunowie, wszyscy mówili o edukacji i o lepszym życiu dla dzieci, zwłaszcza dla córek. Mówili, że gdyby ta kultura, w której żyli, im pasowała, gdyby pasowała im ta religia, to nie uciekaliby do Europy. Uciekają, żeby zmienić swoje życie, żeby uciec od fundamentalizmu. Owszem, zdarza się, że ten fundamentalizm może się odradzać. Ale on się odradza w tych, którzy tu przyjechali z wielkim marzeniem – i zostali tutaj odrzuceni. O tym mówił Mahfoud, który zanim przybył do Europy, wegetował w Libanie. Miał wtedy w sobie wiele gniewu, był wkurzony…
Pewnie wystarczy wtedy jeden człowiek o złych zamiarach, który zmanipuluje takiego chłopaka i nieszczęście gotowe. Uchodźców spotkałaś przypadkiem, a stałaś się dokumentalistką różnych doświadczeń uchodźczych. Co więcej, w trakcie pracy nad książką, myślę że w jej finałowej fazie, do Twojego kraju przyjechało ponad dwa miliony uchodźców. Jak tworzy się książkę przy takich zmianach w świecie?
– Pierwotnie miała być to książka o kobietach z Afganistanu. Z taką myślą jechałam do Grecji, taki temat zaproponowałam wydawnictwu – to było tuż po przewrocie talibów w Kabulu. Potem dla „Przewodnika Katolickiego” rozmawiałam z Magdą Wolnik z Sant’Egidio. Ktoś zapytał mnie, jak działają korytarze humanitarne w Rzymie, skoro są tam od ośmiu lat. Miałam kontakt z Magdą, która pomogła mi to sprawdzić. Potem pojechałam na Podlasie, w czasie, kiedy zaczynała się zima, a ludzie byli wypychani na Białoruś. Zaraz potem odezwała się znajoma ze Szwecji – dowiedziała się, że piszę o uchodźcach, więc zaprosiła mnie, bym zobaczyła tamto doświadczenie. Nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądać, ale taki mamy czas. Wystarczyło dać się poprowadzić kolejnym wydarzeniom – obserwować je i próbować rozumieć.
Co więc zaobserwowałaś?
– Być może nie doceniałam tych rzesz Polaków, którzy niosą teraz pomoc Ukraińcom. Uważam, że miałam rację, mówiąc, że polski system nie jest gotowy na przyjęcie uchodźców. To wynika z tego, że przez wiele lat ich nie przyjmowaliśmy, nie wypracowaliśmy mechanizmów, umiejętności, procedur.
Myślę też, że niestety jest w nas rasizm. Wciąż żywa jest przecież narracja, że są dobrzy i źli uchodźcy, że są kobiety z dziećmi z Ukrainy i przestępcy z Białorusi. Chciałabym, żeby życie było takie proste. To bardzo dobrze, że przyjmujemy Ukraińców – ale to nie sprawia, że możemy już spać spokojnie. Ktoś napisał mi w internecie: „Niech pani skończy tak gadać – uchodźcy, których nasłał tu Łukaszenka, to przestępcy”. Pytam więc: za jakie przestępstwo w polskim prawie skazuje się kogoś na śmierć z głodu i wyziębienia w lesie, w dodatku bez wyroku i sądu? Nie jestem zwolenniczką otwartych granic. Żyjemy w świecie, w którym one są i są ważne. Ale polskie służby mogą i mają możliwości, by zweryfikować, kto do nas przychodzi, mają możliwość deportacji. Nawet powiedzieć im „nie” można humanitarnie, a nie zostawiając na śmierć.
Oto cytat z Twojej książki, z pewnymi moimi skrótami: „Idąc przez góry przeszło dwie godziny (…), doszliśmy do granicy. Tam nas zatrzymano, wypytując, gdzie dążymy. Odpowiedź była stanowcza, że na spacer i do zwiedzenia włoskiej fabryki koło granicy. Mając szczęście i nadzieję (…), doszliśmy do pierwszej stacji i wsiedliśmy w pociąg aż do miasta (…). Serce się krajało z boleści nad tymi biednymi ludźmi, którzy wyjechali z synami i tam na granicy zostali zatrzymani. Około dziesięciu młodzieńców odstawiono do kraju”. To, jak rozumiem, opis exodusu afgańskich czy irackich mężczyzn?
– Tak brzmi, prawda? Tymczasem w 1938 r. w Warszawie ogłoszono konkurs na pamiętniki polskich emigrantów z czasów zaborów. Zanim zaczęła się wojna, wydano jeden tylko ich tom, z Ameryki Południowej. Trafiłam na fragmenty tych pamiętników w Muzeum Emigracji w Gdyni. I też nie wiedziałam, czego właściwie słucham! Nasi pradziadkowie przechodzili dokładnie to samo, co ludzie, którzy teraz są na granicach. Byli namawiani do podróży przez oszustów, którzy na tym zarabiali. Sprzedawali całe majątki. Podróżowali przez morze w nieludzkich warunkach. Na miejscu byli traktowani jak roznosiciele chorób. Nie dostawali pracy albo dostawali najgorsze ziemie z możliwych. Płakali, żałowali, ale nie mieli jak wrócić. Z czasem układali sobie nowe życie.
Dziś inni ludzie idą po ich, po naszych śladach. W każdym człowieku jest pragnienie życia w spokoju, bezpieczeństwie, z lepszym życiem dla swoich dzieci. Robienie komuś zarzutu z tego, że takie pragnienie ma, jest bezduszną hipokryzją. Ktoś mówi: „Ale ja sobie tutaj na wszystko zapracowałam”. Tak, droga pani, ale gdyby się pani urodziła w Afganistanie, to by się pani nawet nie nauczyła czytać i pisać. My w tej części świata dostaliśmy lepszy start. Mamy możliwości. Oni na nas patrzą. Mam powiedzieć piętnastoletniej Negin, że ma pecha, że nie zostanie policjantką, bo się urodziła w złej części świata? W imię czego?
MONIKA BIAŁKOWSKA
Doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”, autorka m.in. Świętej ekipy, współautorka Teologii przy rosole. Prowadzi internetowy program „Reportaż z wycinków świata”
Książkę można kupić tutaj