Logo Przewdonik Katolicki

Scenariusze (niedalekiej) przyszłości?

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Myślę, że Zełenski stoi przed piekielnym wyzwaniem. Ma szukać ugody z ludobójcami, mordercami jego narodu?

Przekonuje mnie teza analityków, choćby Marka Budzisza, że nawet jeśli ta potworna wojna rozciągnie się w czasie, w końcu staniemy przed pytaniem: albo jakaś forma eskalacji tego konfliktu (łącznie z zaangażowaniem innych państw, może NATO), albo wymuszenie na Ukrainie jakiegoś porozumienia z Rosją. Wymuszenie także przez tych, którzy dziś deklarują poparcie dla napadniętego i w jakimś stopniu nawet mu pomagają.
Myślę, że Zełenski stoi przed piekielnym wyzwaniem. Ma szukać ugody z ludobójcami, mordercami jego narodu? Z Władimirem Putinem, którego amerykański prezydent nazywa „zbrodniarzem wojennym”? Czy jesteśmy sobie w stanie to wyobrazić?
A co, gdyby do takiego porozumienia doszło? Czy my, świat zewnętrzny, rezygnujemy z izolacji Rosji? Jak szybko i w jakim stopniu, skoro nawet obecne sankcje są nieszczelne, i przynajmniej według niektórych ekspertów nie całkiem skuteczne?
Nie traktuję zgłoszonej przez Jarosława Kaczyńskiego podczas jego wyprawy do Kijowa idei „misji pokojowej” jako precyzyjnego scenariusza. Ale to jest drugie „sprawdzam” dla NATO po wymianie zdań na temat migów. I o ile jeszcze niedawno uznawałem „realistyczne” stanowisko Zachodu, i w gruncie rzeczy także Polski, za zrozumiałe, teraz zaczynam się wahać.
Franklin Delano Roosevelt nazwał monachijską politykę Zachodu w 1938 r. „karmieniem krokodyli”. Choć sam jej do czasu kibicował. A przecież Anglia i Francja jednak weszły, choć mało udolnie, do wojny po stronie Polski. Wcześniej nie kwapiły się zrobić tego dla Czechosłowacji. Dziś NATO nie chce zrobić nawet tyle. Wiem, Ukraina nie jest formalnym sojusznikiem.
Żeby było jasne. Niezależnie od pokusy powiedzenia: „warto ryzykować”, mam świadomość, że świat nie jest na to gotowy. Po prostu. Na dokładkę mam poczucie, że mnie jako mocno już starszemu panu nie wypada postulować zbyt natarczywie ryzykowania życia młodszych od siebie. Ale nie jestem pewien (podkreślam, nie idę dalej), czy unikanie starcia z Putinem jest „realizmem”. Może tak, może nie. Nie dowiemy się tego, bo nie sprawdzimy. Chyba należało przynajmniej nie ogłaszać, że nie będziemy walczyć, a tylko dostarczać broń i pomoc humanitarną. Bo jeśli Putin blefuje wobec świata, od razu mu powiedziano, że robi to skutecznie.
Pozostaje wstyd, że teatr w Mariupolu grzebie setki ludzi, a my debatujemy. Ba, zaczynamy się już, i to chyba najstraszniejsze, przyzwyczajać. Kolejne fotki zabitych kobiet czy dzieci? Kolejne dziesięć ofiar? Kolejny cywilny samochód rozjechany przez czołg? Powszednieją.
Przypomina mi się coraz częściej wiersz Czesława Miłosza o karuzeli koło getta. A jak to się oburzali niektórzy, że Polacy żyli normalnie bardzo blisko masakry. No to my mamy teraz taką globalną karuzelę. Tyle że przez ekran telewizora nie czuć spalenizny zwęglonych ciał. A ludzie, którzy chodzili na karuzelę przy murze, ten zapach czuli.
Nie przedstawiam tu żadnego scenariusza. Raczej same wątpliwości. Kiedy po raz pierwszy o nich napisałem, w mediach społecznościowych trafiłem na różne reakcje. Jedni mi przytakiwali. Ale spotkałem się też z reakcją: siedzieć cicho i za żadną cenę nie ryzykować. Czasem były to głosy klasycznych rosyjskich trolli. Ale czasem i nie – dlaczego taka postawa miałaby się nie pojawić?
Pewien francuski pisarz nazwał reakcje społeczeństw francuskiego i brytyjskiego na ustępstwa wobec Hitlera kosztem Czechosłowacji mianem „nikczemnej ulgi”. Przy czym on przyznawał, że ją podziela. Boję się takiej słabości. Nawet świadom tego, że w Polakach jest jej mniej niż w innych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki